<⁠(⁠ ̄⁠︶⁠ ̄⁠)⁠>

33 3 2
                                    

- zasłonie ci teraz oczy, ale się nie martw, nic ci się nie stanie - mówiąc to, zakładał mi opaskę na oczy.

- dobrze ufam ci - odpowiedziałem, uśmiechając się szczerze do niego.

Złapał mnie za rękę, prowadząc w nieznanym mi kierunku. Kiedy już zdjął mi opaskę z oczu, zobaczyłem go a za nim jego samochód, uśmiechał się. I nic więcej, po prostu się uśmiechał. Zabrał opaskę, która wcześniej miałem na oczach i odszedł kawałek ode mnie.

- dzisiejszy dzień jest nasz, spędzimy go wolni! - odpowiedział z ekscytacją.

- bądźmy wolni - zaczął zdejmować buty, co ja też uczyniłem, wrzuciłem je od razu na tylne siedzenia.

Miałem zamiar otworzyć drzwi i wejść do auta, jednak fang mnie zatrzymał.

- zamknij drzwi.
Jesteśmy wolni!
Jesteśmy młodzi!
Jesteśmy dziećmi!
Jesteśmy dziećmi natury!
Wsiadaj! - powiedział, wskakując przez drzwi od auta.

Ja też to zrobiłem prawie upadając przy tym. Podał mi od razu wino i zaczęliśmy się śmiać obu dwoje, szczęśliwy z tej chwili.
Od razu zaczęliśmy jechać.

- mam ochotę to wystrzelić - powiedziałem mój najgłupszy pomysł, jaki mi wpadł do głowy.

- to zrób to, to nasz dzień. Jesteśmy wolni! - był taki szczęśliwy.

Zrobiłem to, wszystko do około było brudne w winie, ale kto by się teraz tym przejmował!! Jesteśmy młodzi, musimy się cieszyć, do tego służy dzieciństwo. To są problemy przyszłych nas, niedzisiejszych! Teraz mamy się bawić, jakby jutra miało nie być! Wziąłem łyka trunku, którego trochę jeszcze zostało, lecz kiedy to robiłem, fang mnie uderzył łokciem w ramie, a ja się oplułem. Od razu zaczęliśmy się oboje z tego śmiać, a ja wziąłem wino i wylałem resztę go na niego.

- kocham cię! - czułem, że to najlepszy dzień mojego życia z najlepszą osoba u mojego boku.

Gdy dojechaliśmy, chłopak od razu wyszedł przez auta tak samo, jak wcześniej do niego wszedł i zaczął biec przed siebie, co ja też uczyniłem. Aż znaleźliśmy się na polanie. Od razu rzuciłem się mu na szyję, przytulając go mocno.

- to najlepszy dzień mojego życia - mówiąc to, zacząłem płakać, ze szczęścia, całując go lekko.

- teraz liczymy się tylko my na tym świecie. Liczy się tylko to, co jest teraz.

- widzisz, przed nami nic nie ma, wokół nas jest tylko roślinność! Jesteśmy tylko my! Tylko my się liczymy na tym świecie! I to ty jesteś moim światem! - śmiał się przy tym, a z niego tryskało szczecie.

Fang wziął mnie w swoje ramiona i zakręcił, przytulając mnie.

- fang! - krzyknąłem.

- ja jestem wolny, ty też masz się poczuć wolny - powiedział pełen euforii.

- jestem wolny! - krzyknął na cały głos.

- jestem wolny! - krzyknąłem za nim, też się ciesząc chwilą.

- głośniej! - powiedział.

- jestem wolny! - krzyknąłem jeszcze raz tym razem głośniej.

- widzisz w jak wspaniałym miejscu, jesteśmy jak tu cudownie. Jesteśmy tu sami, nic nie ma wokół nas tylko my. Zobacz jak tu pięknie.

Złapał mnie za rękę i pociągnął w dół tak, że obu dwoje upadliśmy na trawę, zaczęliśmy się po prostu śmiać, bo co nam więcej zostało? Kochamy się to najważniejsze!
Po chwili wstał i zaczął biec dalej.

- muszę, cię gdzieś zaprowadził! - krzyknął, biegnąc ile tchu w nogach.

- ale poczekaj za mną - odkrzyknąłem, też biegnąc.

Po chwili biegu znaleźliśmy się nad jeziorem. Fang od razu zaczął się rozbierać do bielizny, będąc uśmiechniętym jak nigdy dotąd.

- jesteśmy wolni! - znowu to powtórzył.

Ja też zacząłem się rozbierać, a fang podszedł do mnie, złapał mnie za rękę i pobiegliśmy razem w stronę wody. Czuliśmy się jak dzieci które się kochają.

We are just childrenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz