Rozdział 22

19 4 2
                                    


  

Dwa dni później zmierzaliśmy do Sarivy na jednym z dziesiątków statków pod banderą Antarem. Evander przygotował okręty do podróży i dokładnie zaplanował atak, a gdy wróciliśmy do stolicy, ciepło przywitał hes'ti, których sprowadziliśmy. Jak sam powiedział, nie chciał robić niczego przeciwko Roanowi, dlatego cieszył się, że namówiliśmy go na wcielenie hestian do armii.

Płynęliśmy już kilka godzin pod osłoną nocy. Wen na statku czuł się, jak w domu. Aktualnie siedział w bocianim gnieździe z lunetą w ręce i wyglądał, jakby dobrze się bawił. Chociaż ktoś miał dobry humor.

Rozdzielono nas z Zarią i Kainem. Byli celem Nivena, dlatego musieli zostać ukryci na jednym ze statków. Nikt z nas nie znał ich położenia. Zaria nie była zbyt zadowolona z tego faktu, szczególnie, że osobiście chciała wyrównać rachunki z bratem. Miałyśmy się odnaleźć po dopłynięciu do Ven Lar, przy księgarni "Pod ogonem sroki", a potem przenieść się do Jahardu, by odwiedzić kilka zakonów i przekonać niezwerbowanych przez Nivena sha'ri do przyłączenia się do naszej drużyny.

Armia Evandera płynęła statkami w pierwszej linii formacji, ukryci w fałdach cienia. Za nimi hes'ti, część sha'ri oraz ja z Roanem. Naszym pierwszym zadaniem było aktywować kamień w odpowiedniej chwili. W ostatnim liście, który wczoraj wysłałam do pałacu, opowiedziałam Nivenowi o wszystkim, co zamierzaliśmy zrobić.

Zdradziłam istnienie hes'ti i kamienia, a także obiecałam, że go nie użyjemy podczas ataku. Co oznaczało, że musiałam albo wyjawić prawdę Roanowi i poprosić o pomoc, albo odebrać mu kamień.

Chciałam płakać, ale nie mogłam uronić ani łzy. Patrzyłam na fale rozdzierane przez dziób statku, którym płynęliśmy i pozwoliłam sobie zanurzyć się w myślach. Wiedziałam, że muszę zaufać przyjaciołom i uwierzyć, że możemy zwyciężyć bez mocy kamienia. Wciąż mieliśmy setki wojowników i strategię, która mogła dać nam przewagę. Niven dowiedział się o hes'ti, ale przecież w ciągu doby nie mógłby wynaleźć broni przeciwko ich magii. Nadal mieliśmy szansę, pomimo tego, że miałam wszystko zniszczyć.

Spojrzałam na zegarek. Jeszcze dziesięć minut.

Nadal nie wiedziałam, co powinnam zrobić. Chciałam wierzyć, że Roan zrozumie, dlaczego wszystko zniszczyłam. Miałam nadzieję, że mi wybaczy. Szczególnie, że przeze mnie mogli zginąć hes'ti, których poprosiliśmy o pomoc. Zaufali nam, a ja sabotowałam atak. Czy kiedykolwiek sama sobie wybaczę?

Być może, gdy zobaczę Amira i Laeti całych i zdrowych, uznam, że było warto. Warto było poświęcić wszystko dla ocalenia ich żyć. Chciałam poczuć ulgę już teraz. Albo jakiś znak, że podjęłam słuszną decyzję. Jednak z każdą minutą upewniałam się, że w mojej sytuacji nie istniał dobry wybór. Każdy złamałby mi serce.

Zostało siedem minut. Ruszyłam do kajuty Roana, by, tak jak się umówiliśmy, pójść razem do kotłowni i spalić kamień Ducha w piecu. Czułam, jak serce tłucze w mojej piersi, z każdym oddechem coraz mocniej. Wiedziałam już, jak muszę to rozegrać. Nie mogłam powiedzieć Roanowi prawdy, bo znienawidziłby mnie z pewnością. A ja nie chciałam, by tak było.

Chciałam tylko znów poczuć ciepło, które biło z jego ciała i zobaczyć światło, które odpędzało nocne koszmary. Nawet nie wiedziałam, w którym momencie Roan przestał mnie irytować, a zaczął wzbudzać we mnie pozytywne odczucia. Przez te kilka dni zdążyłam go polubić, a nawet zaufać mu. Doceniałam to, jak wiele był gotów poświęcić dla nas i dla naszego kraju, choć początkowo przecież był przeciwny najazdowi na Sarivę. Przy naszym pierwszym spotkaniu pokazał się jako gbur i flirciarz, który lubił kłócić się z Kainem. Wzięłam go za niegrzecznego chłopca, ale bardzo szybko pokazał swoje drugie oblicze – dobrego mężczyzny. I ku mojemu zaskoczeniu, spodobała mi się jego prawdziwa twarz.

Cesarstwo BlaskuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz