Rozdział 11

77 3 6
                                    

Podjechaliśmy samochodem pod klub Queen of Kings. Patrząc na samą tą nazwę mogłam stwierdzić, że impreza musi tu być znakomita. Wyszłam z Ellą z samochodu i jak głupia patrzyłam na wielki ceglany budynek z rozdziawioną buzią.

- Dobra, laski - zwrócił się do nas Aksel - jak będziecie chciały wracać, to dzwońcie po Ubera. I tylko spróbujcie dzwonić do mnie o drugiej w nocy - posłał nam obu mordercze spojrzenia. - Nie ręczę wtedy za siebie.

- Tak jest, sir - Ella mu zasalutowała i pociągnęła mnie za ramię. - Zobaczysz, jak to jest imprezować ze starszą kuzynką - puściła do mnie oczko, na co się lekko uśmiechnęłam.

Dzisiaj nie zamierzałam się czymkolwiek martwić. Postanowiłam spędzić tę noc, jakby nie miało być kolejnej. Chciałam się bawić na całego, jakbym nigdy nie była na imprezie i odwalić dzisiaj najgłupsze akcje, na jakie moja wyobraźnia pozwoli. Na przypale albo wcale, prawda?

Poszłyśmy w stronę kolejki, gdzie stało wiele osób. Jednak Ella zaprowadziła mnie na sam jej początek, co nie obeszło się bez wyzwisk w naszą stronę. Wszyscy patrzeli na nas spode łba, z czym nie czułam się zbyt komfortowo. Brunetka coś wyszeptała do ochroniarza, a ten, ku mojemu zdziwieniu, od razu nas wpuścił.

Ta sytuacja mnie lekko zaniepokoiła, jednak nie chciałam sobie zatracać tym głowy. Ekscytowałam się tym, że pierwszy raz będę imprezować z moją kuzynką. Nigdy nie miałam na to szansy, ponieważ przyjeżdżałam do Manchesteru zawsze z rodzicami, a oni nie tolerowali żadnych imprez i skutecznie wybijali mi je z głowy.

W środku było typowo. Ściany pokryte czerwonymi cegłami, wielki bar praktycznie na środku pomieszczenia, ogromny parkiet, a naprzeciwko niego było urządzenie DJ'skie. A to wszystko oświetlały światła, które migały na różne kolory.

Ludzie w tym miejscu byli w cudownym transie. To była pierwsza myśl, która przyszyła mi do głowy, kiedy znalazłam się tutaj razem z kuzynką. Przecisnęłyśmy się razem do baru, przy którym przysiadłyśmy i zamówiłyśmy alkohol, który szybko barman nam dostarczył.

- No to co, mała Nilsen - brunetka podniosła kieliszek. - Za nasze zdrowie, by nas nic nigdy nie rozdzieliło!

- Za nas! - Krzyknęłam, po czym przechyliłyśmy zawartość kieliszka.

Jednak żadna z nas nie wiedziała, że nasz koniec przyjdzie szybciej, niż mogłybyśmy się tego spodziewać.

***

Byłam pijana. Nawet nie pamiętam ile wypiłam. Przestałam liczyć po dziesiątym shocie. Bawiłam się razem z nieznajomymi do mojej ulubionej piosenki, jaką jest Again od Noah Cyrus. Skakałam, śpiewałam, obściskiwałam się z jakimś gościem, którego nawet twarzy nie pamiętam. Żyć nie umierać.

I wtedy se pomyślałam, że gdyby rodzice mnie tu znaleźli w takim stanie, to by mnie chyba wydziedziczyli. Nie chyba, tylko na pewno. Henrik i Kristine Nilsen mieli proste zasady. Jedną z najważniejszych było to, że możemy robić co chcemy i kiedy chcemy, byleby im nie przeszkadzać i nie w miejscu publicznym oraz nie wstawiać tego do internetu.

Mój ojciec był najlepszym lekarzem w Oslo, dlatego też opinia innych ludzi była dla niego bardzo ważna. Matka za to była dziennikarką, która bardzo pragnęła, by nie było o jej rodzinie zbyt głośno w mediach. Jak można się również domyśleć, nie było ich często w domu. Nie mieli dla nas czasu, dla swoich dzieci, dla mnie i dla Liama. Ale tak szczerze mówiąc według nich nie byliśmy spokrewnieni, bo dla nich ich oczkiem w głowie były pieniądze. To były ich prawdziwe dzieci, na które pracowały całe życie.

Jeżeli miałabym wymienić jedną osobę, która się o mnie prawdziwie troszczyła, to był nią Liam. I może też się powtarzam, ale był w moim życiu najważniejszą osobą, którą straciłam, za szybko. Przed jego śmiercią, mogłabym wymienić jeszcze jedną taką osobę.

The path to victoryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz