18 - i love u, mom.

218 21 41
                                    

- Panie Potter, pana ojciec czeka na pana w moim gabinecie, to bardzo ważne. - powiedziała profesorka Mcgonagall niewzruszonym tonem.

James spojrzał na nią niezrozumiale.

- Co się stało? - zapytał, nieświadomie ściskając dłoń Regulusa.

- Chodzi o pańską matkę.

James wciągnął głośno powietrze, a jego noga sama zaczęła skakać ze zdenerwowania. Nie chciał o tym nawet myśleć, ale nie mógł nic poradzić na myśl, która przeszła przez jego umysł: co jeśli... jeśli jej już nie ma?

Zakręciło mu się w głowie i prawie by się przewrócił, gdyby nie Regulus, który go przytrzymał.

- Żyje? - spytał słabo, drżącym głosem, obawiając się odpowiedzi.

Profesorka Mcgonagall spojrzała mu w oczy.

- Czy moja matka żyje, do cholery jasnej?! - krzyknął, czując jak żołądek zawiązuje mu się w supeł.

Gówno go obchodziło, że właśnie podniósł głos na nauczycielkę, tak samo jak kompletnie nie przejmował się tym, że byli w bibliotece. Chciał wiedzieć jedną rzecz. Tylko jedną pieprzoną rzecz.

- Żyje. - odpowiedziała po chwili Mcgonagall, a James odetchnął z ulgą.

- Ale jest z nią źle, panie Potter. - kontynuowała, co spowodowało, że jego zawroty głowy powróciły ze zdwojoną siłą. - Pański ojciec chce, aby...

Kobieta mówiła coś jeszcze, ale James tego nie słyszał. Czuł, jakby zaraz miał zemdleć. Albo zwymiotować. A najpewniej i jedno i drugie.

Wybiegł zza regałów, niechcący popychając przy tym profesorkę. Nie zatrzymał się jednak, jego oczy zachodziły mgłą. Chciał płakać, krzyczeć i dać znać światu, jak bardzo nienawidzi jego niesprawiedliwości. Jednocześnie pragnął zamknąć się w swoim bezpiecznym dormitorium i cichutko schować pod kocem, tak aby nikt go nie znalazł.

Biegł w kierunku łazienki, ale obraz przed oczami mu się zamazywał. Wszystkie dźwięki były jedną głośną całością. Głowa mu pulsowała i obawiał się, że straci przytomność. Kiedy wreszcie dotarł do toalety, szybko zatrzasnął się w jednej z kabin i pochylił się nad muszlą klozetową, zwracając dzisiejsze śniadanie.

Nie miał siły. Czuł się tak wyczerpany psychicznie i fizycznie, że jedyne, na co miał ochotę, to położenie się w ciepłym łóżku i zapomnienie o wszystkim.

Przetarł dłonią twarz, nie chcąc nawet myśleć o mamie. Co ojciec miał mu do przekazania? Effie umierała, a to, że wciąż żyła, to był łut szczęścia, przynajmniej tak zrozumiał, z tego, co mówiła Mcgonagall. Ucisk w jego klatce piersiowej był tak niemiłosiernie uciążliwy. Skulił się i oparł o jedną ze ścianek kabiny, chowając głowę między ramiona.

- James?! - ktoś wołał jego imię. - James, jesteś tu?

To Regulus.

- Jestem. - odpowiedział słabym głosem.

Słyszał kroki Regulusa, a potem ciche pytanie:

- Jamie, mogę wejść?

Nie, chciał krzyknąć James. Nie możesz tu wejść, do cholery.

Nie chciał, aby Reg widział go w takim stanie. To on miał być tym silnym, a wyszło, jak zawsze. Łza skapnęła mu po policzku.

- Jamie, proszę...

- Wejdź. - odezwał się łamliwym tonem.

Regulus szepnął zaklęcie Alohomora  i otworzył drzwi of kabiny. Usiadł przy Jamesie, a ten poczuł jego kojący dotyk, na swoich plecach.

stłuczone szkło. JEGULUS & WOLFSTAR Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz