Rozdział V, część 2

14 5 1
                                    

Budzę się wyjątkowo wcześnie. Jestem tak spragniona, że wypijam prawie całą butelkę wody na raz. Sięgam po mapę i dopiero po chwili dociera do mnie, że zarys się zmienił. Teraz przedstawia piramidę schodkową.

— Ej, William, pobudka! — krzyczę, rzucając poduszką w jego głowę. — Mamy nowy piękny dzień, a to oznacza, że coś nowego spróbuje nas zabić!

Dość szybko się ogarniam i już po kilkunastu minutach jestem gotowa do wyjścia. Cały czas pospieszam Willa, jednocześnie szukając informacji o najbliżej znajdującej się piramidzie schodkowej. Znajduję nie tylko piramidę, ale całe miasteczko z wykopaliskami. Chichén Itzá to dość popularne miejsce turystyczne i znalezienie klucza może być trudniejsze niż w Nowym Orleanie.

Zapowiada się gorący dzień i nawet otwarte okna w samochodzie nie pomagają. Klimatyzacja nie działa i zanim dostajemy się na miejsce, plecy mam całe mokre od potu. Ciemne chmury mkną po niebie, ale na ziemię nie spada nawet kropla deszczu.

Will od razu wychodzi z auta, by nie marnować więcej czasu. Powstrzymuję go jednak, bo tak jak w Nowym Orleanie, wiem, że musimy iść gdzieś indziej. Tak mi podpowiada intuicja, a już raz zaprowadziła nas do właściwego miejsca. Przejeżdżamy jeszcze kilka kilometrów, gdy nagle mówię, by Will zatrzymał auto na poboczu.

Dookoła jest tylko las, dlatego nie dziwię się, że patrzy na mnie z powątpieniem.

— Wiem co robię.

Nigdy w życiu nie byłam w Meksyku. Nie byłam w pobliżu Jukatanu, ani tym bardziej nie byłam w tym lesie. Mimo to idę tak pewnie jakbym znała drogę na pamięć. Tym razem nie ma żadnej ścieżki, a wciąż wiem dokąd iść. Jeśli się nie mylę, niedługo trafimy na piramidę schodkową, która jeszcze nie została odkryta. Pod warunkiem, że nie zaatakuje nas chupacabra. Chyba nawet by mnie to nie zdziwiło.

Nagle się zatrzymuję.

— O co chodzi?

— Chyba straciłam zasięg — mówię, patrząc najpierw w lewo, a potem w prawo. Nie wiem dokąd dalej iść. — Musimy się rozdzielić, to gdzieś niedaleko.

Rozdzielenie się jest okropnym pomysłem, ale nie chcę utknąć w tym lesie na kilka godzin. Upał jest nie do zniesienia, a nawet nie ma dwunastej. Im szybciej znajdziemy klucz, tym szybciej wrócimy do hotelu, gdzie czeka basen.

— W razie potrzeby krzycz, to cię uratuję — dodaję z uśmiechem i nie czekając na odpowiedź, ruszam bardziej na prawo.

Uważnie patrzę pod nogi, bo wiem, że w Meksyku roi się od jadowitych zwierząt. To tylko kolejny powód, by jak najszybciej znaleźć klucz.

Teren jest dość nierówny. Postanawiam się wspiąć na niewielką górę, bo może zmiana perspektywy mi pomoże. Próbuję znaleźć najmniej stromą część, ale potykam się o jakiś głaz. Jest pokryty mchem, ale po jego usunięciu, ukazuje się rzeźba w kształcie głowy węża. Kilka metrów dalej znajduje się druga, identyczna. Wtedy też dostrzegam, że wzniesienie pomiędzy nimi ma bardziej kwadratowy kształt, przypominający schody. To z pewnością jest ta piramida, którą wskazała mapa, po prostu przed światem skrywa ją bujna roślinność.

Przez chwilę zastanawiam się, czy powinnam zawołać Willa, ale rezygnuję z tego pomysłu. Zanim tu przyjdzie, już dawno zgarnę klucz. Cały mój zapał z rana, opuścił mnie wraz z potem i nie mogę się doczekać, gdy wrócimy do hotelu.

Sięgam po jakąś gałąź, wcześniej pięciokrotnie upewniając się, że to nie jest cielsko jakiegoś węża i zaczynam wdrapywać się na szczyt piramidy. Gałąź pomaga mi w utrzymaniu równowagi. Idzie mit o dość sprawnie i po kilku minutach jestem już na górze. Robię krótką przerwę, by złapać oddech i przy okazji podziwiać widok. Przez chmury przebija się promień słońca, a wtedy coś mieni się między drzewami. Może to jakiś staw? Wydaje mi się, że Will poszedł w tamtym kierunku.

Dziewięć KluczyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz