48. Pasują ci te wszystkie słoneczniki

52 4 0
                                    

Summer

Zmiany. Są te dobre i te złe. Jednak w moim życiu przeważnie przytrafiają się te gorsze. I to właśnie przez to tak bardzo nie lubiłam zmian. Jednak teraz, gdy wsadzałam do kolejnych kartonowych pudeł wszystkie moje rzeczy zgromadzone przez całe życie, to miałam nadzieję że teraz czas na tą dobrą zmianę. Bo odkąd tylko pamiętam, marzyłam o wyprowadzce. Ucieczce do rodziców których nienawidziłam całym sercem. A teraz gdy ten moment nadszedł to wydawało mi się to takie...nierealne.

-Gotowa?-zapytał Jay stojąc w progu mojego pokoju.

-Tak-przytaknęłam-Musimy tylko zanieść moje rzeczy do samochodu i możemy jechać-dodałam rozglądając się wokoło.

-Bez twoich rzeczy jest tu potwornie pusto-powiedział nagle blondyn na co ja pokiwałam głową z zamyśleniem. Miał rację. Mój pokój wydawał się teraz taki pusty. Bez moich rysunków i obrazów, ściany były takie zwykłe a całe pomieszczenie wyglądało tak, jakby nikt w nim nie mieszkał, chodź przecież zabrałam stamtąd moje rzeczy a fizycznie wciąż tu mieszkałam.

-Będzie mi brakowało tego domu-rzuciłam ostatni raz przyglądając się pomieszczeniu-Bądź co bądź, spędziliśmy tu całe nasze dzieciństwo-dodałam podnosząc jedno z pudeł.

-Mi też będzie go brakowało-przyznał chłopak podnosząc inne z pudeł-Ale jednocześnie cieszę się że w końcu się od nich uwolnimy-posłał mi uśmiech, który odwzajemniłam. I chodź oboje byliśmy przekonani że się od nich uwolnimy to byliśmy w błędzie, a los przecież już wielokrotnie udowodnił, że ponad wszystko kochał wszelkiego rodzaju tragedie.

Stałam przed lustrem w pastelowo żółtej sukience w drobne słoneczniki. Góra była dopasowana a od pasa sukienka była rozkloszowana i miała ona bufiaste rękawy. Kupiłam ją jakiś czas temu w galerii specjalnie na urodziny i musiałam przyznać że bardzo mi się podobała. Bo słoneczniki to moje ulubione kwiaty. Poprawiłam lekko moje włosy które dziś miałam pokręcone w fale po czym złapałam za wiśniowy błyszczyk i pomalowałam nim sobie usta. Jeszcze raz rzuciłam okiem na efekt końcowy i po raz pierwszy od dawna stwierdziłam że wyglądam...ładne. Tak po prostu. Bez żadnego ,,ale". Mimowolnie się uśmiechnęłam po czym ruszyłam schodami w dół kierując się prosto do salonu gdzie zobaczyłam mojego brata. On też wyglądał całkiem dobrze chodź nie przyznałam tego na głos ale pasowały mu te szerokie czarne jeansy w duecie ze zwykłą białą koszulką.

-Gotowa na ostatnie urodziny na Savile Row?-zapytał Jay patrząc na mnie z uśmiechem.

-Chyba bardziej gotowa niż teraz jestem, już nie będę-odpowiedziałam czując lekki stres. W końcu osiemnastkę ma się raz w życiu a do tego zawsze było ryzyko że rodzice wrócą szybciej niż zapowiadali. A wtedy...no cóż, nie skończyłoby się to za dobrze-Kiedy mają przyjść pierwsze osoby?-zapytałam po chwili.

-O ósmej-odparł chłopak na co ja skinęłam głową i spojrzałam na zegar. Była siódma pięćdziesiąt więc mieliśmy jeszcze dziesięć minut.

-Poczekaj tu, zaraz wracam-rzuciłam jego stronę po czym pobiegłam do mojego pokoju i zgarnęłam torebkę z prezentem dla blondyna z biurka i z powrotem pobiegłam na dół. To była już nasza tradycja że dawaliśmy sobie prezenty przed imprezą urodzinową.

-Wszystkiego najlepszego, Jay-powiedziałam z uśmiechem wręczając mu torebkę z prezentem.

-Wszystkiego najlepszego, Summer-odpowiedział wręczając mi pudełko z prezentem. Pierwszy swój prezent otworzył Jayden. Były to nowe słuchawki. Jednak nie były one takie zwykłe bo miały motyw Spider-mana którego mój brat uwielbiał.

-Pomyślałam że ci się spodobają-rzuciłam w jego stronę na co on uśmiechnął się do mnie z wdzięcznością dając mi do zrozumienia że podoba mu się prezent. Następnie ja zaczęłam odpakowywać pudełko w którym jak się okazało był nowy szkicownik i mniejsze pudełko. Otworzyłam je a w środku zobaczyłam złoty naszyjnik ze słonecznikiem.

-Jest śliczny-powiedziałam zgodnie z prawdą mocno go przytulając-Zresztą nie sądziłam że zapamiętasz jakie są moje ulubione kwiaty-dodałam zakładając naszyjnik na szyje.

-Ja miałbym zapomnieć?-uśmiechnął się szelmowsko na co ja przewróciłam oczami z uśmiechem. I po raz kolejny utwierdziłam się w przekonaniu że Jayden Wilde był najlepszym bratem jakiego mogłam mieć. Bo to on był moim ,,złotym chłopcem''.

Z każdą minutą do budynku wchodziło coraz więcej osób. Muzyka dudniła mi w uszach a z każdą minutą zbliżała się północ. A ja zostałam skazała sama na siebie bo Livvy i Blake zmyli się gdzieś godzinę temu a Jayden przepadł jak kamień w wodę i nie wiedziałam dokąd mógłby pójść.

-Tu jesteś-usłyszałam za sobą ten dobrze mi znany głos który tak bardzo lubiłam. Powoli odwróciłam się w jego stronę a moim oczom ukazał się wielki bukiet słoneczników zrobionych z krepiny. Ale nie były to zwykłe słoneczniki. Bo te które trzymał Charlie były połączniem obrazu ,,Słoneczniki" i ,,Gwiaździstej nocy'' Vincenta Van Gogha. Były śliczne i wyglądały niczym z pinteresta. Brunet wręczył mi bukiet na co ja szeroko otworzyłam oczy.

-To dla mnie?-zapytałam w szoku przyjmując kwiaty na co on lekko pokiwał głową.

-Podobają ci się?-spojrzał na mnie niepewnie.

-Żartujesz? Są cudne-przytuliłam go uważając aby nie zgnieść słoneczników-Sam je zrobiłeś?-zapytałam po chwili oglądając je.

-Tak-przytaknął z dumą.

-Masz talent-skwitowałam w dalszym ciągu oglądając kwiaty do czasu aż poczułam że chłopak wpatruje się we mnie z uśmiechem co mnie trochę peszyło-Co?-zapytałam nie potrafiąc się już dłużej powstrzymywać od zadania tego pytania.

-Nic-pokręcił głową wciąż się uśmiechając-Po prostu...pasują ci te wszystkie słoneczniki-skinął głową w moją stronę a ja dopiero po chwili zdałam sobie sprawę że przecież miałam na sobie sukienkę w słoneczniki, naszyjnik ze słonecznikiem i wciąż trzymałam te które dostałam do Charliego.

-Przecież nie bez powodu nazywasz mnie Roszpunką-odparłam posyłając mu uśmiech i składając lekki pocałunek na jego ustach.

-A tak w zasadzie to widziałeś gdzieś Jaydena? Bo nigdzie nie mogę go znaleźć-zapytałam gdy ruszyliśmy w stronę samochodu mojego brata aby zostawić tam wszystkie prezenty. W końcu po skończeniu urodzin jedziemy prosto do naszego nowego mieszkania.

-Nie widziałem go ale mogę pomóc ci go szukać-odparł na co ja skinęłam głową po czym oboje ruszyliśmy na poszukiwania blondyna.

-Summer?-Charlie spojrzał na mnie gdy byliśmy w trakcje poszukiwań na drugim piętrze.

-Znalazłeś go?-zapytałam kierując się w jego stronę.

-Tak, ale chyba jest...zajęty-mruknął pod nosem brunet a ja dopiero po chwili w tłumie ludzi rozpoznałam Jaydena. Stał on pod ścianą całując się z...Emily. Jayden Wilde całował się z cholerną Emily Edison. Chociaż, nie. Całował się to złe określenie. Oni się wręcz pożerali.

-Może zostawmy ich samych-zaproponował Charlie.

-Jestem za-odparłam ruszając za nim do kuchni aby tam spędzić resztę moich urodzin, które z całą pewnością będę wspominać jako jedne z najlepszych urodzin życia. I choć sądziłam że teraz będzie już tylko lepiej, to myliłam się. Popełniłam błąd nie biorąc pod uwagę że jeszcze wszystko może się posypać. I poniekąd właśnie tak było.

***

Hejka

Do końca książki zostały nam mniej więcej cztery rozdziały i epilog więc to już naprawdę niewiele.

Do zobaczenia w piątek 

K.

Sunflowers in summerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz