- Przepraszam. - powiedziałam szybko i spojrzałam na chłopaka, co było moim błędem, był to Jackson. Jackson Anderson, kuzyn Williama. Teraz jednak wyglądał inaczej, ale nadal przystojnie.
- Mille? - zapytał, ja na to ruszyłam w bieg omijając go, jednak już po chwili przede mną pojawił się wan, z którego wyszli ludzie mojego ojca i Willa. - Współpracuj, a nic ci nie zrobimy siłą. - odparł spokojnie
- Po co ja wam?! Do kurwy nędzy! Mam dość! Zawsze jak coś zrobię, jak będzie dobrze to znikąd pojawiacie się wy! Musicie mi kurwa niszczyć życie?! - łzy zaczęły ściekać z moich oczu, widziałam, że Jackson się tym przejął, jednak ja nie pozwoliłam mu się do mnie zbliżyć. Jakim sposobem? Obezwładniłam jednego z mężczyzn z wana i zabrałam mu broń, wycelowałam ją najpierw w Jacksona, ale później ogarnęłam, że łatwo mogą mi ją zabrać ci z tyłu, więc przyłożyłam ją sobie do skroni.
- Millie oddaj mi to. To nie zabawka. - powiedział, próbując podejść
- Który kurwa kol-wiek się do mnie zbliży, a się zabije! - krzyknęłam na cały głos i teraz pytanie, gdzie pomoc sąsiadów? Gdzie policja? I inni? Nikogo nie było... Ale nadzieja umiera ostatnia.
- Już zawiadomiłem szefa. - odparł jeden z mężczyzn podchodząc do Jacksona
- Millie pogarszasz swoją sytuacje. Twój ojciec i tak jest już wściekły, jak zobaczy cię z bronią, to będzie gorzej, oddaj mi ją.. - wysunął rękę w moim kierunku, a w tym samym czasie niedaleko nas stanęły wany, z jednego wysiadł mój ojciec, ojciec Willa, sam on, dziewczyny ze studia i Ben. Z drugiego wyrzucone zostały cztery postacie, a za nimi był James i koledzy Willa. Nie minęła chwila, a z wana który stał na parkingu, przed blokiem, wybiegła kobieta, biegnąc w moją stronę.
- Millie dziecko... - mój młodszy brat w ostatniej chwili złapał matkę, która była coraz bliżej. Moje ręce zaczęły drzeć, kiedy ojciec zaczął się zbliżać. Moja matka płakała i wręcz tak głośno, że do tej pory dziwie się, czemu nikt tego nie zgłosił
- Uspokój się. Ona tego nie zrobi. - odparł ojciec zdecydowanie był zbyt pewny siebie, spojrzał za nich i widziałam jak Max kopnął w brzuch Nica, który chciał się podnieść. Nie myśląc wiele wymierzyłam w niego i strzeliłam mu w nogę idealnie w łydkę.
- Kurwa! - od razu po tym jak wystrzeliłam ktoś z tyłu wyrwał mi pistolet, a złapał mnie Jackson
- Puść! - próbowałam się wyrwać
- Czemu to kurwa zrobiłaś?! - zapytał James, który spojrzał na mnie i dalej zaciskał ranę chłopaka
- Domyśl się kurwa! Nie macie prawa ich bić! - nadal się rzucałam - Puść mnie kurwa po dobroci - chłopak jednak tego nie zrobił, więc kopnęłam go w krocze, ten od razu się skulił, a ja odeszłam kawałek, po czym podbiegłam do chłopaków, by zobaczyć czy z nimi wszystko w porządku.