Rozdział 5

27 1 0
                                    

  Obudziłam się w pokoju gościnnym w którym spałam, wcześniej. Głowa mnie tak napierdalała, jakbym chociażby była na kacu. Dopiero po chwili mogłam kontaktować ze światem i zrozumiałam co się stało. Podniosłam się od razu z wielkiego łoża i podeszłam do okna, w końcu mogę wyskoczyć nie? No chyba... Chociaż nie wiem czy chce skakać z dziewiątego piętra. Przeklęty apartament. Wyszłam z pokoju, bardzo cicho idąc w stronę drzwi wyjściowych, które okazały się oczywiście zamknięte, a klucz został gdzieś zabrany. Super.

- Gdzieś się wybierasz? - zapytał, podskoczyłam od tonu jego głosu - Zadałem ci pytanie.

- Fakt, ale ja posiadam coś takiego jak prawo do milczenia.

- W prawnika się bawisz? Chodź do salonu, a wszystko ci wytłumaczę. - dodał, już się odwracając by iść w stronę salonu

- Co tu jest do tłumaczenia? Zrozumiałam. Wszystko będzie tak jak zażyczą sobie dane osoby, też do nich należysz? Bo jak tak to chce jednorożca. - Will zaśmiał się cicho po czym dodał

- Załatwię ci go, ale chodź porozmawiać.

- Okej, ale ma być kryształkowy, innego nie przyjmuje, a po za tym jest ktoś jeszcze? - zapytałam, widziałam uśmiech na twarzy Willa, rozbawiłam pana powagę wow, to już coś

- Nie jesteśmy sami. A co coś planujesz? - zapytał siadając na kanapie

- Oprócz zadźgania cię jak będziesz spał to nic. - odparłam z lekkim uśmiechem

- Okej. Czyli już wiem, że kuchnie też muszę przed tobą zamknąć. - odparł pokazując mi bym usiadła koło niego, ja jednak usiadłam na fotelu w dobrej odległości od niego

- No więc słucham.

- Nie mów słucham bo...

- Nawet nie kończ. Masz pięć lat? Czy jak?

- To nie ja zażyczyłem sobie jednorożca.

- Kryształkowego! A to bardzo ważny szczegół. - dodałam krzyżując ręce

- Bardzo ważny. - odparł z uśmiechem - Kiedy tak ci się przyglądam widzę w tobie to małe dziecko.

- O patrz, a ja w tobie tego samego chuja co zawsze.

- Millie, nie chce by nasze stosunki tak wyglądały

- Zboczeniec.

- To ty o tym powiedziałaś i pomyślałaś mi chodziło o stosunki względem siebie, a nie o seks. - Jasne - W każdym razie, chce byśmy chociażby byli do siebie neutralni, nie musimy się jakoś super kochać, ale akceptować powinniśmy, zwłaszcza, że tak jak już wiesz, nasz ślub jest już tusz, tusz. - odparł patrząc na mnie, nie potrafiłam na niego patrzeć, po tym jak przypomniałam sobie co mi powiedział, przed zabraniem mnie z mieszkania teraz już tylko Alexa.

- Williamie Anderson. Nigdy nie chciałam i nie będę chciała twojego nazwiska. A zwłaszcza mieć możliwość nazywania się twoją, boli mnie to że chcecie mnie do tego zmusić i może gdybym się o was kurwa nie dowiedziała, teraz bylibyśmy małżeństwem... Ale nie potrafię na kogokolwiek z was spojrzeć. A wiedza, że wszystko ma się dziać wbrew mojej woli boli jeszcze bardziej. - dopiero po wypowiedzi tego byłam w stanie na niego spojrzeć, on stał nade mną, dopiero po chwili kucnął wycierając moje łzy, które wyleciały mi z oczu.

- Wiem. Wiem, że masz niesamowitą urazę do wszystkich z nas i wręcz uważam to za słuszne. Możesz mieć nas za idiotów, debili nie wiem cokolwiek, ale ty tak naprawdę nie znasz całej prawdy i ciężko jest ją od tak ci wyjawić. - powiedział patrząc mi prosto w oczy, złapał moją rękę po czym pocałował - Uwierz mi, że odkąd dowiedzieliśmy się, że uciekłaś... Zrozumieliśmy swój błąd, ty nigdy nie czułaś się przy nas dobrze. Pomimo tego wszystkiego w życiu bym nie pomyślał, że przez nasze dokuczanie ci czy tez presje jaką wystawiali ci rodzice zaczniesz brać dragi, którymi handlował James. Nawet nie wiesz jak James sobie przywalił za to, że trzymał to w domu.

My Mafia QueenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz