Następnego ranka nie zastałam Willa w łóżku z reszt w domu też, a telefonu nie raczył odebrać. Muszę przyznać, że było mi przykro, jednego dnia się do mnie przymila a drugiego znika bez słowa. Starałam się tym nie przejmować i zająć czymś myśli. Na samym początku się wykąpałam, później oglądałam seriale na Netflix'ie. Jednak godziny mijały a odzewu brak. Trudno było mi się skupić na tym co zrobi Daphne czy uda jej się jakoś uniknąć ślubu z Lordem czy nie. Kiedy moje myśli błądziły prosto w stronę jednej osoby i chyba łatwo się domyślić jakiej. Siedziałam tak do późna zastanawiając się, czy coś się stało, i wtedy dostałam wiadomość od brata.
Idiota:
Masz się nie przejmować Willem, wróci za parę dni. W tym momencie nie mogę ci powiedzieć co robi, ale niedługo się dowiesz. A i nie dzwoń do niego, do mnie i do reszty również, możesz nas spalić.
Super.
Nawet ten idiota nie pofatygował się, by do mnie napisać, tylko James musiał to zrobić?! Pierdole to wszystko. Podniosłam się z kanapy i ruszyłam do szafki gdzie Will trzymał alkohol. Zamierzałam się najebać i nie patrzeć na konsekwencje, skoro tego debila i tak nie będzie przez parę dni to nic mi nie zrobi nie?
- Ja nie wiem dlaczego no!!! - wydarłam się do telefonu całkowicie pijana, zadzwoniłam do Alexa, który aktualnie był w drodze do mieszkania by mnie ogarnąć - Ja głupia się zakochałam, a on? Wykorzystał mnie śmieć, chcialam pomóc jego córce ale on mnie nie lozumie. Kumasz? - zapytałam biorąc kolejny łyk trunku
- Millie błagam cię nie pij już więcej, zaraz u ciebie będę.
- A kupisz mi czekoladę? Albo czekoladowego misia!
- Millie eh.. Otwórz mi jestem pod drzwiami.
- Już idę mój rycerzu na białym koniu!
Następnego ranka obudziłam się z potwornym kacem, na szczęście mój rycerz się mną zajął. Wprowadził się do mnie na czas nie określony, przynajmniej póki nie wróci Will. Spędzał ze mną całe dnie, a w końcu wieczorami zaczęliśmy wychodzić z chłopakami na wyścigi. A tam jak zwykle pełno ludzi szukających zaczepki, jak i szybkiego zarobienia. Tak naprawdę chyba już bym się zapiła na śmierć, gdyby nie chłopaki. Którzy byli na każde moje zawołanie, jak zawsze jak starsi bracia. Uwielbiałam ich za to, to dzięki nim poczułam co to jest tak naprawdę mieć rodzeństwo i normalną rodzinę.
W czasie który minął razem z Alexem zrobiliśmy dużo rzeczy, na przykład pojechaliśmy do jego rodziców. Cieszyłam się z widoku osób które zawsze traktowały mnie jak własne dziecko. Czekałam. I czekałam. I nadal czekałam na jaki kurwa kolwiek odzew czy żyją. Nie doczekałam się. Minął już prawie jebany miesiąc, a odzewu brak.
Któregoś dnia kiedy sprzątałam razem z Alexem, który powiedział, że mi pomoże znaleźliśmy akt ślubu i inne ciekawe dokumenty. Coś podkusiło Alexa byśmy pojechali z tym do Graysona, który łapał się w tej całej zabawie z papierami. Jego ojciec był prawnikiem, i chciał by syn poszedł w jego ślady, dlatego też nie pozwalał mu interesować się niczym innym. Teraz i on sam sądził, że to plus ponieważ mógł nas łatwo obronić przed różnymi sytuacjami z policja, czy też nie porozumieniami z różnymi osobami. Znał cały kodeks i umiał rozpoznać fałszywy dokument. A Alex z jakiegoś powodu, zastanawiał się czy akt nie jest fałszywy nie wiem dlaczego. Ponieważ nawet nie dał mi na niego spojrzeć, ani na pozostałe dokumenty. Przynajmniej do póki nie spotkaliśmy się z Graysonem, który był w studiu.
- i co sądzisz? - zapytał
- Jak by to rzec, prawnie cały czas masz swoje nazwisko Millie. Ten akt jest fałszywy, miejsce jest zgodne jednak cała reszta to fałszywka. Wychodzi na to, że nigdy nie byliście małżeństwem.
- Ale po co mieliby robić coś takiego? To nie ma sensu. Nasze rodziny od lat chciały by...
- Posłuchaj. Te drugie dokumenty to..
- To?
- To akt ślubu Willa i Lisy, a dokładniej ustalenie daty i całej reszty głupich dokumentów. - Mój świat momentalnie się zawalił. Dlaczego? Dlaczego mi to zrobił? Dlaczego w takim bądź razie mnie dotknął?! - A to tutaj to umowa.
- Umowa?
- Umowa, ale pod głupi zakład. - odparł - Jest napisane po Hiszpańsku byś tego nie odczytała w razie wu.
- To znaczy?
- El objetivo de William Anderson es follar con una puta (Millie) dentro de un año mientras él finge estar casado con ella. Si lo consigue, recibirá dos millones de dólaress - Przeczytał by chwilę później przetłumaczyć - Celem Williama Andersona jest przelecieć dziwkę (Millie) w ciągu roku, podczas gdy on udaje, że jest z nią żonaty. Jeśli mu się to uda, otrzyma dwa miliony dolarów. Podpisane przez James Jones, William Anderson, Max Wilson, Austin White i Lisa Taylor.
- Jak go dorwę to zabije! - warknął Alex, a ja powstrzymywałam się od łez.
Czemu mu znowu zaufałam? Dlaczego byłam aż tak głupia by sądzić, że on mnie kocha? Takie pytania błądziły o mojej głowie. Czy jeszcze kiedyś zobaczę tego skurwiela by mu przyjebać? Tego też nie wiedziałam.
- Jedzmy do Willa, chce zabrać swoje rzeczy i wrócić do domu. - powiedziałam dalej powstrzymując płacz, chłopaki od razu zerwali się by mi pomóc.
Kiedy w końcu byliśmy w domu zamknęłam się i w pokoju i wyłam przez całą noc. Dopiero po tygodniu dałam sobie radę z tą informacją, zaczęłam żyć jak dawniej. A już niedługo miałam się dowiedzieć dlaczego zorganizowali ten niby ślub...
Pijąc czekoladę czekałam na Alexa, z którym umówiłam się na strzelnice. Plany jednak się zmieniły, a my wybieraliśmy się po prostu na spacer. A dokładniej chcieliśmy iść na stary plac zabaw na którym spędzaliśmy większość czasu. Jednak minuty mijały, a Alexa wciąż nie było, zaczynałam się niepokoić wiedząc ile ma wrogów i nie tylko. Wyjęłam telefon by zadzwonić do chłopaka, i zapewne udałoby mi się to, gdyby nie czyjaś ręka, która wytrąciła mi telefon.
- Przepraszam. - odparł mężczyzna schylając się po moja własność, jednak zamiast mi ją oddać wyrzucił ją do śmietnika obok
- Co Pan wyprawia?! - mężczyzna jednak zamiast mi odpowiedzieć zaciągał mnie do uliczki, przy której stałam - Zadałam panu pytanie! - szarpałam się, jednak od tyłu złapał mnie ktoś inny i przyłożył szmatkę do ust, była czymś namoczona, gdyż bardzo szybko straciłam przytomność...