Rozdział 16

73 7 2
                                    


TRZY LATA PÓŹNIEJ

„Jeżeli nie ma w tym żadnego sensu (...),

to tym lepiej, bo świat nie musi się biedzić nad tym,

by go znaleźć."


ALICJA

– Jeszcze trochę – sapał i dyszał Janek. Jego policzki nabrały różowego koloru a czoło zrosiły kropelki potu.

– Mówisz tak już od trzydziestu minut – sapnęłam zdyszana.

– I zaraz skończę – burknął. – Nie gadaj tyle. – Kolejnych kilka westchnień i sapnięć oraz milion przekleństw, które przemknęły mi przez głowę, później, w końcu udało nam się ustawić wszystkie skrzynki z piwem w równiutką piramidę. Nadmienię, że butelki w skrzynkach były pełne.

– Dziękuję – powiedziałam zjeżdżając jednocześnie tyłkiem po ścianie. Usiadłam na zimnej posadce i podciągnęłam nogi do góry. Zmęczone dłonie ułożyłam luźno na kolanach. Pulsowały mi gorącem.

– Nie ma sprawy – Janek zajął miejsce tuż przy mnie, siadając w ten sam sposób. – Zawsze do usług.

– Jesteś najlepszy – oparłam głowę o jego silne ramię i na ułamek sekundy przymknęłam oczy i to był błąd. Powieki miałam tak ciężkie, że ledwo udało mi się podnieść je ponownie do góry.  Moja zmienniczka się rozchorowała, inna pracownica wyjechała na urlop a szef z szefową zakręcili się tylko na chwilę rano, zrobili zamówienia i tyle ich widziałam. Pracę rozpoczęłam o siódmej rano a skończyłam o dwudziestej czyli o dwie godziny wcześniej, niż normalnie otwarty był sklep. Taki bonus za to, że calutki dzionek spędziłam sama w pracy. Podobno wyrazy wdzięczności mam zobaczyć także na koncie. Pożyjemy, zobaczymy – żebym tylko nie zwariowała od wysokości tej premii.

– Powiedz to Maćkowi – westchnął z wyczuwalną goryczą w głosie. Spojrzałam na jego przystojny profil i zrobiło mi się strasznie smutno.

– Maciek to dupek – odparłam na co zareagował głośnym prychnięciem. Siedzieliśmy tak jeszcze z dobre dziesięć minut w zupełnej ciszy. Dzisiejszy dzień mnie wykończył. Byłam pewna, że jak już wrócę do domu, do którego na szczęście miałam raptem kilka metrów, to padnę jak długa z wyczerpania. Nie przepadałam za tą pracą, była wyczerpująca fizycznie a i szefostwo potrafiło dać popalić. Jak na przykład dzisiaj. Nie mogłam sobie jednak pozwolić na wybrzydzanie. Udało mi się ukończyć dwuletnie Policealne Studium Plastyczne. Tak wiem, mało perspektywiczny kierunek. Kiedyś planowałam skończyć pedagogikę, ale...Nie udało się. A malarstwo, rysunek, to było coś, w co zawsze uciekałam przed światem. Moja odskocznia. Po tym wszystkim co się wydarzyło potrzebowałam czegokolwiek co pomoże mi skupić myśli na czymś innym. Co pozwoli mi zapomnieć. Czy się udało? Cóż... Nie. Ilekroć sięgałam po ołówek, ilekroć do ręki brałam pędzel pierwsze co pojawiało się przed moimi oczami to te cholernie błękitne oczy. Stworzyłam nawet całą serię prac poświęconą temu jednemu spojrzeniu. Nie oceniajcie mnie. Wiem, że mam problem.

– Długo zamierzasz tu jeszcze pracować? – Rzucił czym wyrwał mnie z zamyślenia. Zaczął się podnosić i przysięgam, że słyszałam jak strzelają mu kości w kolanach. – Tyle razy mówiłem, że pogadam ze starymi i spróbuję załatwić ci pracę w hurtowni. W biurze tak dla jasności.

– Wiem – wyszeptałam spuszczając wzrok – i doceniam. Wiesz, że pracowałam tu tylko dlatego, że mam blisko do mieszkania i mimo wszystko kasa zawsze była na czas.

– Tak – westchnął. Janek znał prawdę, znał moje powody, ale ich nie rozumiał.

– Po weekendzie zamierzam złożyć wypowiedzenie – powiedziałam tak cicho, że przez chwilę wydawało mi się, że nie usłyszał. On jednak usłyszał tylko zamarł, prawdopodobnie z szoku. Popatrzył na mnie tymi swoimi przenikliwie zielonymi oczami a jego spojrzenie mówiło – kontynuuj. Głośno przełknęłam ślinę i również podniosłam się z podłogi. Jakoś pewniej czułam się będąc na jednym poziomie co, na niewiele się zdało, ponieważ mój przyjaciel był i tak prawie o głowę ode mnie wyższy. Bomba, którą zamierzam zaraz spuścić z całą pewnością nim wstrząśnie.

– Coż...– tyle na początku udało mi się wydusić

– Co jest młoda? – Młoda, tak mnie nazywał, a był raptem dwa dni starszy ode mnie.

– No...Bo...Wiesz...– Bardzo elokwentna wypowiedź Alicjo

– Młoda! – warknął nerwowo

– Bożena zadzwoniła – popatrzyłam mu w oczy. Uniósł brwi do góry, bo przecież to nic nadzwyczaj dziwnego, że rozmawiam z ciotką. – Bierze ślub pod koniec marca.

– Cudownie, ale przypominam ci blondasku, że już mi to mówiłaś.

– Tak, ale nie mówiłam, że tam wracam, to znaczy jadę, na trochę, kilka dni, może dłużej. Wiesz przed ślubem, żeby jej pomóc i...bo ja...Prosiła mnie. A ja się zgodziłam. I tak cholernie mocno się teraz boję – cichy szloch wyrwał się z moich ust – Tak bardzo się boję. – Z każdym moim kolejnym słowem oczy Janka zdawały się robić coraz większe, aż w końcu miałam wrażenie jakby za chwilę miały wystrzelić.

– No, kurwa – skwitował. Bez słowa podszedł do skrzynki wyjął z niej kilka piw. Zostawił banknot stuzłotowy na blacie, mówiąc, że reszty nie trzeba i skierował się do wyjścia. – Idziesz?

Poszłam za nim. Przez cała drogę do mieszkania milczeliśmy. Kilkukrotnie tylko ciężko westchnął. Jednak kiedy dotarliśmy na górę, odstawił butelki z piwem na stolik i mocno mnie przytulił. Trwaliśmy tak kilka dobrych chwil nim ponownie się odezwał.

– Bywasz jak pulsujący wrzód na dupie – uroczo, prawda? – Ale i tak cię kocham – pocałował mnie w czubek głowy – I masz mieć ciągle naładowany telefon przy tyłku. Rozumiesz? Odbierać każde połączenie i meldować się dwa razy dziennie. – Twierdząco pokiwałam głową. – To dobrze – odsunął mnie od siebie. Jego spojrzenie zdążyło złagodnieć tylko odruch nerwowego skubania skórek, świadczył o tym, że się martwi. – A teraz daj otwieracz, kobieto. Na trzeźwo mogę nie przyswoić już żadnych innych rewelacji tego wieczora.

Otworzyłam nam piwa, chociaż sama wiedziałam, że nie uda mi się wypić nawet połowy. Chwilę rozmawialiśmy aż w końcu z jego ust padło pytanie, które niemal doprowadziło mnie do wylewu.

– Kiedy powiesz Kamili?

Kuźwa. Ona mnie zabije...

It's always been youOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz