ROZDZIAŁ 18
PATRYK
Kolejny mail, kolejny podpis i kolejna nudna sprawa. Od kilku miesięcy dostawałem wyłącznie klientów, z których problemami poradziłby sobie pierwszy lepszy student prawa czy aplikant. Czyli po kilku latach pracy w kancelarii robiłem dokładnie to samo co na początku. Powiedzieć, że moja kariera stanęła w miejscu to tak jakby nie powiedzieć nic. Ona nie stanęła, tylko cofnęła się o lata świetlne, leży gdzieś teraz i kwiczy czekając na cud. To tak w wielkim skrócie. Wiem, zasłużyłem sobie. Zjebałem na całej linii, ale jeśli to potrwa dłużej to chyba, nie na pewno, zwariuję. Jeśli ktokolwiek, kiedykolwiek myślał, że praca w rodzinnej firmie, w której szefem jest twój rodzony ojciec będzie idealnym rozwiązaniem, to się cholernie grubo mylił. Człowiek popełni jeden mały błąd i cierpi miesiącami a nawet latami. No dobra może ten błąd, wcale nie był taki znowu mały. Ze wstydem muszę przyznać, że zachowałem się jak ostatni idiota w zupełnie niedojrzały sposób. Jednak nigdy w życiu nie musiałem się mierzyć z taką stratą i bólem, odrzuceniem i bezradnością. Tak...tak... bogaty chłopiec z dobrego domu, który zawsze dostawał to czego chciał, aż w końcu się przejechał. I to nie byłoby najgorsze, gdyby wraz z tą stratą nie wyrwano mi serca na żywca i zostawiono z otwartą raną, posypaną solą, która ni chuja nie chciała się zagoić. Efekt był taki, że się rozpierdoliłem na drobne kawałki i...niestety nie popisałem. Odwaliło mi. Z perspektywy czasu sam nie wiem co i komu próbowałem wtedy udowodnić, albo kogo zranić.
Puk, puk. Za szklanych drzwi mojego gabinetu wyłoniła się Jola. Jedna z najbardziej pracowitych i oddanych asystentek jakie miałem okazję spotkać. Jednocześnie też jedna z najwredniejszych. Przez kilka pierwszych miesięcy mojej pracy bałem się nawet spojrzeć w jej stronę żeby zaraz nie zostać zbesztanym jak jakiś gówniarz, za którego bezsprzecznie mnie uważała. Podejrzewam, że nawet ojciec się jej trochę obawiał. Gdyby nie to, że pewnie urwałby mi głowę za takie stwierdzenie ośmieliłbym się rzec, że to Jola trzyma w ryzach tę kancelarię a nie on. W dodatku po moich występach artystycznych pomimo, iż na drzwiach do biura widnieje napis Patryk Balicki Adwokat, pełniłem w zasadzie funkcję jej podwładnego. Z czego, na samym początku, to znaczy po tym jak się w końcu ogarnąłem - względnie – i postanowiłem, jednak wrócić do świata żywych, byłem czymś pomiędzy podnóżkiem a dywanem. Taak. Na samo wspomnienie włosy na ciele stają mi dęba a żołądek ściska się z nerwów. Miesiącami ciężko zapieprzałem, żeby zmazać ten pozostawiony przeze mnie niesmak. Harowałem całymi dniami. Wyrabiałem nadgodziny, pracowałem w weekendy. Wiedziałem kto, kiedy i jakie sprawy prowadzi, jakich dokumentów potrzebuje. Z czasem awansowałem do roli gościa od kserokopiarki. A po ponad roku ponownie mogłem zajmować się tym co wcześniej, tyle, że pod czujnym okiem szefa wszystkich szefów i oczywiście oka Saurona czyli Joli właśnie.
– Skończyłam na dzisiaj – zakomunikowała poprawiając siwy kosmyk włosów, który opadł jej na twarz.
– Dobranoc – odpowiedziałem zerkając na nią przelotnie – jedź ostrożnie – dodałem i wróciłem wzrokiem do ekranu komputera. Mijały sekundy a ja nie usłyszałem charakterystycznego dźwięku zamykanych drzwi. Spojrzałem w ich kierunku. Ciągle tam stała zagryzając dolną wargę. Zawsze tak robiła kiedy chciała przekazać mi jakieś złe wieści. Poprawiłem się nerwowo w fotelu.
– Mów, o co chodzi – nasze spojrzenia się spotkały. Ze świstem wypuściła strumień powietrza i weszła do środka rozsiadając się w fotelu stojącym przed biurkiem.
– Martwię się o ciebie – oświadczyła łagodnie. Rzadko pozwalała sobie na okazywanie jakichkolwiek innych emocji poza złością, wściekłością i władczymi zapędami więc ten przejaw troski nieco mnie zaskoczył.
– Czyli o co konkretnie?
– O wszystko – rzuciła mi surowe spojrzenie a jej ton głosu momentalnie stwardniał. Oho, wiedźma wróciła. Już otwierałem usta, żeby jej odpowiedzieć, ale nie dała mi takiej możliwości. – Nawet nie waż się do mnie pyskować. Mogłabym być twoją matką więc zważaj na słowa i myśli. – Tu wskazała na mnie groźnie palcem wskazującym.
– Słońce nawet jeszcze nie zdążyłem nic sobie pomyśleć – łgałem jak zawodowy polityk. Zdążyłem przecież przerobić w głowie z milion powodów tego jej zmartwienia moją osobą.
– Jesteś równie kiepskim kłamcą jak twój ojciec – na pewno wychodzi mi to lepiej – i równie upartym durniem. – Tym razem to ja westchnąłem i nachyliłem się ponownie nad klawiaturą. Ta rozmowa zmierzała w jednym kierunku a ja choć przez kilka chwil, chciałbym móc skupić myśli na czymkolwiek innym, ale nie było mi dane bo Jola się ewidentnie nakręciła.
– Z genami nie wygrasz – burknąłem pod nosem, ale usłyszała. Miała słuch niczym słoń.
– No, niby nie – burknęła. – Dlaczego nie poszedłeś ze wszystkimi do baru? Jest piątkowy wieczór, początek weekendu. Mógłbyś się odrobinę rozerwać.
– Czuję się wystarczająco rozerwany. Dziękuję za troskę.
– Gdybyś był moim synem to trzepłabym cię w ten durny łeb. – Parsknąłem śmiechem.
– Przypominam ci, że już kiedyś to zrobiłaś. Kilkukrotnie. Nie wiem co powstrzymuje cię tym razem?
– Nie zwykłam kopać leżącego. – Palce zawisły mi nad klawiaturą. Rzuciłem jej surowe spojrzenie, ale nic sobie z tego nie zrobiła. Przewróciła jedynie wymownie oczami po czym skupiła cała uwagę na oglądaniu własnych paznokci. – Nie spotykasz się z ludźmi.
– Może nie zauważyłaś, ale całe dnie spędzam wśród ludzi.
– Mówię o ludziach w twoim wieku. Znam dziewięćdziesięciolatków prowadzących bardzie aktywne życie rozrywkowo-seksualne niż ty.
– Moje życie rozrywkowo-seksualne ma się dobrze – sapnąłem już podirytowany tą rozmową – zamknij proszę drzwi jak będziesz wychodziła.
– Jeśli sądzisz, że tak łatwo się mnie pozbędziesz to jesteś w błędzie. – Jakbym nie wiedział. – Na jak długo wyjeżdżasz?
– Dobrze wiesz. Oglądałaś mój wniosek urlopowy kilka razy i od ponad trzech miesięcy próbujesz mnie nakłonić bym nie jechał.
– Ponieważ od tamtego czasu wracasz stamtąd pozbawiony nadziei i chęci do życia. Nie mogę na to patrzeć. – Wiedziałem, że po raz kolejny wrócimy do tej rozmowy. W zasadzie powinienem już przywyknąć. Serwowała mi takie przemowy za każdym razem kiedy informowałem ją, że jadę do Drapła. Martwiła się, wiedziałem o tym. Była świadkiem mojego upadku, rozumiałem ją, ale ja potrzebowałem tam wracać raz na jakiś czas. Może to masochistyczne z mojej strony, pewnie tak. Musiałem tam jeździć. Ciągle coś mnie ciągnęło do tego domu, do tego miasta. Czy liczyłem, że ją tam spotkam? Na początku tak. Teraz nie mam już nadziei, a może po prostu oszukuje samego siebie.
Jeszcze przez jakieś dziesięć minut Jola mówiła. Dużo mówiła a ja słuchałem. Skrytykowała moją decyzję, postawę, aktualny styl życia, chociaż co bym nie robił zawsze się czepiała. Skrytykowała również moje podejście do pracy, ubranie a nawet fryzurę. Fakt, fryzjer już by mi się przydał i z tym jednym musiałem się z nią zgodzić. Na koniec oświadczyła, że ojciec jest jeszcze w swoim gabinecie i że mnie oczekuję. Chryste. Czyli będę przerabiał jeszcze raz tą samą rozmowę tyle, że w bardziej autorytarnym tonie. Dobijcie mnie.

CZYTASZ
It's always been you
RomanceOna podkochiwała się w nim od zawsze. Była pewna, że on widzi w niej jedynie głupiutką sąsiadkę jego babci. Nie miała pojęcia, że obserwował ją latami i czekał na moment kiedy w końcu będzie mógł się do niej zbliżyć. Alicja skrywa w sobie wiele taj...