Wyprostowałam się i zadarłam głowę, cały czas na niego patrząc. Na jego twarzy pojawił się ten zjebany, nonszalancki uśmiech. W jego oczach zaświeciło się coś niebezpiecznego. Wyzywał mnie, żebym dołączyła do jego gry.
Nigdy nie odrzucałam wyzwań.
Odwróciłam się napięcie, zmierzając w stronę klubu, by błagać na kolanach Elle, żeby jechać już do domu. Ręką pokazałam do tyłu środkowego palca, starając się dalej być pewna siebie. Ja grałam we własną grę, która się jeszcze nie skończyła. A on był jej pionkiem.
Nagle poczułam, że ktoś mnie podnosi. Z mojego gardła wydobył się wrzask, a moja wyobraźnia wykreowała wiele czarnych scenariuszy. Nie widziałam jego twarzy, jednak rozpoznałam go po jego spodniach. Ares. Zaczęłam pięśćmi uderzać w plecy porywacza. Silną ręką trzymał mnie za nogi, co wzbudzało we mnie jeszcze większą złość.
- Puść mnie, kurwa, ty jebany psychopato! - Warknęłam tak głośno, jak tylko potrafiłam.
Brunet nie zwrócił zbytnio na mnie uwagi, a jedynie wyjął telefon i zadzwonił do kogoś. W głowie zaczynałam układać plan morderstwa. I po jaki chuj ja wyrzucałam tą butelkę po piwie? Mogłabym jej użyć jako broń tak, jak to robią w filmach.
Ares czekał chwilę aż ta osoba odbierze. Usłyszałam głośne westchnienie bruneta, a ja zaczęłam się głośniej drzeć. Ludzie tu są jacyś głusi czy co? A gdzie ochrona?
- Dionizos, dasz mi do telefonu Hefajstosa? - Zapytał ze zrezygnowaniem kryminalista. - Ja pierdolę - wymamrotał pod nosem brunet, pokręcając głową. Ja przy okazji wpadłam na lepszy plan. Zaczęłam szczypać Aresa po plecach, który na mój dotyk natychmiast się wygiął. - Kurwa, Ingrid!
- Jest z tobą Ingrid?! - Wrzasnął głośno młodszy brat Aresa.
- Dionizos, kurwa, daj mi Hefajstosa! - Warknął brunet, na co aż się spięłam. Nie potrafiłam sobie wyobrazić, jak musiał zareagować jego brat na taki ton. Jednak Dionizos to był Dionizos:
- Daj to był chiński sprzedawca jaj. - Prychnął w słuchawce, po czym dodał. - Zluzuj trochę, braciszku, bo zaraz po weterynarza będę musiał zadzwonić, by ci szczepionkę na wściekliznę dał.
- Jak wrócisz do domu to ci pierdolnę, przysięgam - syknął Ares. - Biorę samochód musicie wracać na motorze.
- Czekaj co... - Nie zdążył dokończyć, ponieważ jego starszy brat szybko się rozłączył.
Kochany braciszek.
Brunet przystanął przy czarnym BMW. Było one inne od wszystkich, ponieważ na błyszczącym, czarnym lakierze były namalowane sprayem przeróżne kolorowe rysunki, które dodawały duszy temu samochodowi.
Kryminalista postawił mnie na ziemię. Chciałam zacząć uciekać, lecz Ares musiał to wyczuł, ponieważ położył swoje ciężkie dłonie na moich barkach, przybliżył twarz do mojego ucha i szepnął:
- Jeżeli zaczniesz uciekać, ja zacznę biegnąć za tobą. Gdy cię złapię, nie obiecuję, że wtedy nie przyjedzie po mnie policja, więc lepiej właduj te swoje cztery litery do mojego samochodu nim stanie się coś, czego będziesz mogła żałować do końca swojego życia. A koniec byłby wtedy bliski.
Po mojej skórze przeleciały ciarki, a serce zaczęło szybciej bić. Przez chwilę miałam mętlik w głowie. Czy rzeczywiście wsiąść do tego samochodu, czy zaryzykować i uciec. Nie, nie chcę, by skończyło się to tak samo, jak w jego domu, dlatego wsiadłam do czarnego pojazdu, zapinając przy okazji pasy. Bezpieczeństwo przede wszystkim.
Ares gdy upewnił się, że na pewno nie mam w planie ucieczki, również wsiadł do samochodu na miejsce kierowcy. Było tu czysto, czego nigdy nie mogłam spotkać u Aksela. Była to miła odmiana.
CZYTASZ
The path to victory
RomanceOn był jej zatraceniem, do którego lgnęła, jednak prawda wszystko zmieniła... Ingrid Nilsen od najmłodszych lat kochała zagadki oraz oglądanie ze swoją babcią kryminalnych seriali. Od zawsze wyobrażała siebie w roli detektywa i wiedziała, że w niej...