Dla mnie nie istniejesz.

185 11 28
                                    

-Ojciec...- szepnąłem nerwowo bardziej do siebie.. ale chyba mnie słyszeli.
-No jak widać poznałeś- zaśmiał się.-Cóż, tak, to ja. Witaj, synku. I może i niedługo żegnaj.

Uśmiechnął się złośliwie.
Chciał mnie znowu zabić? Nie nie, to byłoby już dla niego zbyt nudne, bo wie, że nie da się mnie zabić. I tak zawsze będzie sposób na przywrócenie mi życia.
-Żegnać to ja ciebie będę kiedyś na twoim pogrzebie- parsknąłem.-Jeśli w ogóle bym się na nim zjawił.
-Cóż, ja już ciebie żegnałem na twoim- powiedział.
-Nawet cię na nim nie było!- podniosłem głos. Otrzymałem za to ,,lodowate" spojrzenie ojca.
-Eh, musisz się tak czepiać szczegółów?- warknął.-Zabrakło mi dobrego argumentu.
-Widać- odparłem.
-Daruj sobie te popisywanie się- zaśmiał się.-I tak jesteś, byłeś i będziesz NIKIM. Nic ci to nie da.

Auć. Troszeczkę zabolało.

-Dobrze, że tym razem jakbym cię zabił to twoja idiotyczna matka nie będzie mi tutaj sapała- kontynuował.-Ani ryczała..
-Odpi3rd0l się od mojej matki- wycedziłem przez zęby. Tak jak na początku mojej rozmowy z Harumi.
-Jaki dojrzały. Ile to już na karku?- zaśmiał się.- 17?
-Prawie- odpowiedziałem.
-Cudownie. Do 20 sobie tu ze mną pobędziesz- parsknął.-Może w lochu? Ah, sam już nie wiem.

A weź mnie nie ośmieszaj. Na pewno wiesz co ze mną zrobisz.

I czekaj czekaj. Do 20? No chyba żarty! Planowałem super osiemnastkę w towarzystwie przyjaciół.
Nie no. Nie planowałem. Ale mam jeszcze rok.. Zawsze można coś zaplanować...
Ta, mi życia nie starczy na planowanie.
-A teraz możemy pójść do pewnego miejsca w miłej albo niemiłej atmosferze. Co wybierasz, Lloydzie?-zapytał.

,,Lloydzie"
Pff, ale oficjalnie.
-...zastanów się dobrze zanim odpowiesz- dopowiedział.
-W miłej.
-Bardzo mądrze.

Wiem. Może chociaż będziesz miły, stary dziadzie.

Ojciec pociągnął mnie za ramię i gdzieś prowadził.
-Jesteś strasznie naiwny- powiedział.

Zdziwiłem się troszkę.
-Hm?- zapytałem.
-Naprawdę myślałeś, że ja, Lord Garmadon, będę dla ciebie miły?- zaśmiał mi się w twarz.

No kto by się kuźwa spodziewał.

-Nie no cudownie! Tobie w niczym nie można zaufać- parsknąłem.

Ojciec wzruszył ramionami.
-Widzisz.. Nie każdemu można ufać- zaśmiał się złowrogo.

Ten śmiech od dziś będzie nawiedzał mnie w snach.

-Akurat o tym, że tobie nie można ufać, to wiem nie od dziś- odparłem.
-Interesujące...- szepnął niby do siebie ale ja słyszałem. No bo głuchy jeszcze nie jestem.

Jeszcze. Tak tylko przypominam. JESZCZE.

[...] -Mam takie dejá vu- pomyślałem.
No faktycznie. Chyba już tu kiedyś byłem. Wtedy też zostałem związany.
No i wtedy nie wiedziałem, że po jakimś czasie umrę.

-Jesteś naprawdę taki naiwny...- powiedział ojciec i zaczął kręcić głową. Chyba z niedowierzania.

Nie dowierzał, że ma tak super synusia czy co?

-Nie no dobra, Lloyd..- pomyślałem sobie.- Nie bądź ego topem.

Dobrze, że ojciec nie słyszał moich myśli, bo chyba zapadłby się pod ziemię - ja z resztą również.. Meh..

-No kurcze wiesz co?- zapytałem.-Kurcze no nie wiedziałem... To wcale nie tak, że zawsze mi tak powtarzasz..

Zaśmiałem się, ale w sercu coś mnie ukuło.
Może ja po prostu chciałem mieć kochającego i wspierającego ojca?

-Chciałem zawsze mieć tatę- kontynuowałem.- Ale mam ojca. Zapamiętaj proszę, że tata a ojciec to dwie różne rzeczy. Jesteś dla mnie nikim. Nie zależy mi na tobie, i gdyby nagle coś cię magicznie olśniło i byś mnie przepraszał, to i tak bym ci nie wybaczył. Nawet jakbyś klęczał. Nie. Nie, nie, nie i jeszcze raz  NIE.

-Myślisz, że mnie obchodzi co ty o mnie sądzisz?-zapytał ojciec.

-Mam ciebie i wszystko w dupie- powiedziałem uśmiechając się sarkastycznie.- I radzę ci abyś to zapamiętał, gdyż.... Dla mnie nie istniejesz.

Na zawsze razem || Lloyd Montgomery Garmadon - III tom Fałszywego UśmiechuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz