Część 13 ~ Co z twoim potężnym opanowanym umysłem?

67 21 4
                                    

Nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie...

Tętno wzrosło mi gwałtownie, a cały świat zaczął wirować. Puściłam Leah i odsunęłam się od całej grupy, która starała się ją pocieszyć i uzyskać więcej dokładniejszych informacji. Jak w transie wyszłam z koncertu, przez bramki i puściłam się biegiem w stronę Jeziora Siły.

Nie zatrzymywałam się ani przez chwilę. Poruszałam się równie szybko, co pragnienie natychmiastowej rozmowy z Księżycem, ale gdy znalazłam się już przy trawach, musiałam automatycznie zwolnić, aby nie pociąć się ostrymi krańcami kłosów. 

Drżącą ręką odgarniałam je od siebie tworząc przejście. Brnęłam dalej i dalej, gdy nagle poczułam, jak telefon w mojej torbie zawibrował. 

Pospiesznie go wyciągnęłam, a moim oczom ukazało się powiadomienie o nowej wiadomości. Miałam nadzieję, iż jej treść mówiła o tym, że informacja o wypadku była czystą pomyłką, co byłoby głupie i bardzo mało prawdopodobne, lecz na pewno sto razy lepsze niż śmierć Collina. To, o co, tak naprawdę, zamierzałam obwinić Księżyc. 

Wiadomość należała do Ashera i dotyczyła tylko i wyłącznie mnie. Zignorowałam ją i schowałam komórkę z powrotem do bawełnianej torby, która tak bardzo utrudniała mi bieganie, że miałam ochotę rozerwać ją na strzępy i porzucić gdzieś w chaszczach. 

Bogu dzięki, że w tym momencie dotarłam na miejsce. Wyskoczyłam, niczym sarna, z wysokiego trawiska i ruszyłam pędem, aby znaleźć się, jak najszybciej przy tafli, której urok, tak jak wcześniej, kusił, aby zanurzyć w niej palce. Nie było jednak pewności, czy ujdzie ci to na sucho, jeśli nie byłeś jednym ze starszych, oraz miałeś na imię Aurelia Stangler, która możliwe, że wyczerpała limit litości Księżyca. Niech ją licho weźmie, że zupełnie się tym nie przejmowała i była tak nierozważna. 

Jak to mówią - "Jak się człowiek spieszy, to się diabeł cieszy". Gruchnęłam, jak długa, potykając się o wystający kamień, który pewnie próbował mnie powstrzymać przed nierozważną decyzją. Sapnęłam głośno i gwałtownie wstałam, nie zwracając na krwawiące kolano i znajdujący się na mym ciele pył, po czym, bez zastanowienia, dotknęłam srebrzystej wody. 

Opanowała mnie znajoma dławiąca gęstość i nicość, które normalnie przyprawiłyby mnie o dreszcze, lecz teraz gniew, żal, oraz przerażenie skutecznie przejmowały nade mną kontrolę. 

Nigdy nic, aż tak nie wyprowadziło mnie z równowagi, jak widok kulącej się Leah. Odkąd pogodziłam się ze swoim losem przestały mnie ruszać wszelkie docinki, wredne, a nawet okrutne komentarze, brak kontaktu z ojcem, a potem...potem to właściwie wszystko. Byłam otulona tarczą beznadziei, która mimo, iż chroniła mnie przed załamaniem się wyprała mnie ze wszelkich emocji. Odnaleźć je pomogli mi nowi przyjaciele, a serce jednej z nich dostało właśnie brutalnie rozszarpane. Jak mogłam na to tak nie zareagować? Dali mi wszystko, byli dla mnie wszystkim, czyli szczęściem, które ja również, tak desperacko pragnęłam, aby mieli. 

Zaczęło mi brakować powietrza. Modliłam się, że Księżyc postanowi nieco szybciej niż ostatnio uratować mnie od uduszenia się, lecz, jak na razie, nic takiego nie miało miejsca. 

Moje płuca znów płonęły żywym ogniem tak, że nie byłam już w stanie racjonalnie myśleć. Czułam, że długo tak nie wytrzymam i zaczyna być gorzej niż poprzednio.

Nagle pojawiły się halucynacje. Nie wiadomo skąd tuż przede mną ujrzałam około trzydziestoletnią kobietę, będącą, z tego co dostrzegłam, w ciąży, oraz, tak jak ja, chorującą na albinizm. Miała długie, sięgające do pasa, białe, falowane włosy, których odcień był nawet jaśniejszy od moich. Obok niej stał mężczyzna w podobnym wieku, który obejmował ją ramieniem szeroko się uśmiechając.

Rozkwitłam w świetle KsiężycaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz