Katashi wpatrywał się w napis na płycie nagrobnej. Uważnie przyglądał się każdej literze, jakby starając się odgadnąć prawdziwy powód śmierci swojego brata. Mimo upływu czasu wciąż nie udało mu się przybliżyć do ostatniego świadka. Czuł, że przegrywa tę nierówną walkę, że ciągle jest o krok do tyłu. Kto to zrobił i dlaczego?
Mężczyzna wziął głęboki wdech i wypuścił powietrze z impetem. Przeczesał włosy i spojrzał na zachodzące słońce. Z tej polany widok na zachód był piękny. W oddali widać było osiedle domków jednorodzinnych, gdzie mieszkał. Dalej rysowały się sylwetki wieżowców. Po przeciwnej stronie majaczył Dom Thora.
Gdyby nie problemy, jakie go trapiły, cieszyłby się widokiem i bliskością natury. Uwielbiał szum wiatru w koronach drzew, niezmącony zgiełkiem miasta. Cisza, spokój, chmury beztrosko wędrujące po pomarańczowym niebie... Ostatnimi czasy nie mógł sobie pozwolić na takie luksusy. Ciężko pracował nad wieloma rzeczami jednocześnie.
Wielkimi krokami zbliżał się termin kolejnej aktualizacji Raportu, a to oznaczało częstsze Wolontariaty i kolejne spotkanie z Katsuyą. Do tego codzienna praca w szpitalu i mentoring.
Jednak to zagadka śmierci brata spędzała mu sen z powiek. Najtrudniej było mu przekonać szwagra, by dopuścił go do chłopca. Nie wiedzieć czemu, Akio skutecznie blokował ich kontakt. Czy chłopak wyjawił mu prawdę o tamtej nocy? Może to jego powinien przycisnąć?
Doktor po raz kolejny przeklął w duchu immunitety i tego, kto je wymyślił, czyli swojego przodka. Niegdyś jego ród był bardzo wpływowy, a teraz to jedynie wątły cień dawnych Mizushimów.
Mężczyzna spojrzał na drugi nagrobek z wyblakłym już napisem Kumo Mizushima. Ten stary drań... Bywały momenty, gdy Katashi żałował, że poprzysiągł go pomścić. Minęło tyle lat, a zemsta wciąż nie mogła się w pełni dokonać. Gdzieś tam jeszcze żyli ludzie powiązani z Wyrocznią.
Znowu uniósł głowę. Tym razem w oddali dojrzał samotnego, majestatycznego ptaka, sunącego po niebie. Już z tej odległości wydawał się być większy niż inne ptaki, które uciekały na jego widok.
Pod stopami poczuł lekkie wstrząsy, nasilające się z każdą sekundą, choć wiedział, że nie było to trzęsienie ziemi. Od czasu Wielkiej Wojny inwazyjna natura ludzi została niemal całkowicie wytępiona. Nikt już nie ingerował w planetę - nie przeprowadzano testów atomowych, nie drążono tuneli, żeby dostać się do ropy, nie pozyskiwano surowców nieodnawialnych. Planeta trochę się uspokoiła i trzęsienia ziemi zdarzały się bardzo rzadko.
Odkąd pojawiły się zdolności, ludzie przestali interesować się niszczeniem, a skupili się na poznawaniu siebie. To właśnie Zdolności Środowiskowe zastąpiły elektrownie atomowe, pomagały w oczyszczaniu środowiska po przedwojennym chaosie. Trzeba było tylko nauczyć się ich używać, poznać swoje możliwości.
A dzięki Wolontariatom stało się to tylko kwestią czasu. Tym Katashi się szczycił. Był dumny, że przyczyniał się do ochrony Ziemi. Gołym okiem było widać, jak środowisko odżywa. Aż cieszyło się serce.
Wstrząsy były już na tyle intensywne, że mężczyzna musiał oprzeć się o nagrobek brata, by się nie przewrócić. W końcu o kilka metrów dalej utworzył się wielki kopiec, a z niego wyskoczył nagi mężczyzna. Uniósł się na pół metra i wylądował na dwóch nogach obok kopca.
- Oto jestem ja! - wypiął dumnie pierś.
Katashi poczuł, jak wzbiera w nim irytacja.
- Mushimi - napomniał Łowcę ostrym tonem. - Dwa metry dalej i byś przewiercił się przez mojego brata...
- Spokojna głowa. - machnął lekceważąco ręką. - Wiem co robię.Nonszalancko odrzucił do tyłu swoje długie, rdzawe włosy. Podszedł do ławki przy grobach i założył leżące tam ubranie. Doktor chciał jeszcze coś powiedzieć, ale w tym momencie obok wylądował ten majestatyczny Jastrząb, tworząc przy tym podmuch wiatru.
- A oto i ona - rzucił z przekąsem Mushimi.
CZYTASZ
Klucz do Umysłu
Ficção CientíficaŁowcy i bezbronna ofiara. Ale czy na pewno? Gdy ich drogi się skrzyżują, zacznie się prawdziwa walka o przetrwanie