Rozdział 26

2.5K 238 23
                                    

Dalia zerknęła na śpiącego Declana i wróciła do kuchni. Nie wie dokładnie w którym momencie oboje zasnęli w salonie na kanapie, ale pobudka w jego ramionach wynagrodziła ból pleców od niewygodnie  miękkiego mebla.

Sięgnęła do radia stojącego na kuchennym blacie i włączyła pierwszą lepszą stację, ściszając dźwięk niemal do zera, by nie obudzić bruneta, a potem zabrała się za przygotowywanie śniadania.

Była cholernie przerażona tym, że przyznała się do swoich uczuć, zwłaszcza, że Declan je odwzajemnia. Była przerażona tym jak to wszystko się dalej potoczy, bo to nie były bezwartościowe słowa wypowiedziane w przypływie chwili, a poważne deklaracje przed którymi ma obawy. Bała się, że nie da rady im sprostać, że w pewnym momencie zaczną wychodzić między nimi różnice o których mówiła Payton... że po prostu nie będzie w stanie go uszczęśliwić.

Drgnęła, gdy nie wiedzieć kiedy Declan znalazł się tuż za nią. Objął ją w tali, zaplatając dłonie na jej brzuchu, a podbródek wsparł na jej ramieniu, uważnie obserwując jej poczynania.

— Wstałeś już? — zapytała, wlewając ciasto na patelnię.

— Mhmm — mruknął, składając ciepły pocałunek na jej policzku. — Dlaczego mnie nie obudziłaś? Zrobiliśmy razem śniadanie — powiedział zaspanym głosem, przyprawiając ją o dreszcze.

— Żebyś był zły tak jak przedwczoraj? O nie, dziękuję — z trudem zapanowała nad rozbawieniem. — Poza tym zaraz kończę.

— Coś się stało? Masz dziwny głos — zapytał po chwili, więc zerknęła na niego kątem oka.

— Wszystko jest w porządku — wzruszyła ramionami. — Podałbyś mi talerz?

Declan otworzył szafkę nad jej głową i wyjął białą porcelanę, którą odstawił obok kuchenki. Przez kolejne piętnaście minut, brunet w ciszy obserwował jak Dalia zwinnie zdejmuje gotowe naleśniki z patelni.

Panna Walker z rozbawieniem pokręciła głową, gdy zrobiła krok w bok, a Declan nie odstępując jej chociażby na krok i nie wypuszczając ze swoich objęć, podążył za nią niczym jej cień.

— Mógłbyś... — mruknęła, gdy chciała się odwrócić. Mężczyzna z westchnieniem odebrał od niej talerz i położył na stole.

Korzystając z okazji, Dalia wyjęła z lodówki bitą śmietanę w sprayu.

— Jest nowa — mruknął Declan. — Musisz...

Dalia odwróciła się w jego stronę i nacisnęła dyszę odrobinę mocniej niż zamierzała, przez co zerwała blokadę, dekorując twarz Declana kilkoma plamkami śmietany. Dziewczyna otworzyła szerzej oczy i pospiesznie schowała syfon za plecy, kiedy zauważyła jego zmęczone spojrzenie.

— Mówiłam ci kiedyś, że jestem dość niezdarna? — zaczęła niepewnie. Potem zrobiła krok w tył, kiedy ten zaskakująco wolnym ruchem otarł twarz i pochwycił jej spojrzenie.

— Nie musiałaś. Trudno tego nie zauważyć...

Dalia zmarszczyła brwi, bo coś w jego słowach ugodziło jej dumę i nim zdołała nad sobą zapanować, wyciągnęła syfon i z pełną premedytacją nacisnęła dysze, zostawiając na jego twarzy białą maskę.

— Więc to z pewnością też zauważyłeś — burknęła.

— Lepiej, żeby cię tu nie było kiedy pozbędę się śmietany z oczu — syknął, by przez jej ciało przemknął dreszcz.

Dalia pospiesznie się wycofała za kuchenną wyspę, obserwując jak mężczyzna wyciera twarz. Po krótkiej chwili odwrócił się w jej stronę i z morderczą powagą spojrzał w jej oczy.

Do utraty tchu [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz