Rozdział 22

55 5 2
                                    


ROZDZIAŁ 22

PATRYK

Muszę przyznać, że ma całkiem porządny prawy sierpowy. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz ktoś tak mi przywalił i nigdy nie zrobiła tego kobieta. Zawsze byłem dżentelmenem, ale przy niej, nie byłem w stanie, po prostu się opanować. Wkurzało mnie to, że w końcu mogłem z nią porozmawiać a ona z uporem nic nie mówiła. Co z tego, że tu była, skoro ja w dalszym ciągu nie znałem odpowiedzi na żadne z moich pytań.

Uparte babsko.

Po tym policzku trochę mnie zamroczyło i nie z bólu, chociaż bolało, ale ze złości. Chwyciłem ją za nadgarstki i nieco nią potrząsnąłem jednocześnie przysuwając ją bliżej do siebie a ona wrzeszczała na mnie jak szalona. Sam nawet dokładnie nie wiem co, bo była w takiej furii, że miałem problem, aby skupić się nad sensem wyrzucanych przez nią słów. Już to kiedyś przerabialiśmy, ale okoliczności przyrody i widoki były wtedy znacznie przyjemniejsze. A ponieważ cała akcja toczyła się już przed domem, to wybiegła do nas Bożena. Zdążyła zbiec po schodach od domu po czym runęła na ziemię. Obydwoje od razu do niej ruszyliśmy. Wyglądało na to, że na chwilę straciła przytomność, ale gdy tylko się przy niej znaleźliśmy zaczęła ją odzyskiwać. Alicja wpadła w panikę. Dłonie jej drżały, twarz momentalnie pobladła, a po policzkach płynęły strumienie łez. Co chwilę pytała ciocię co się stało, jak się czuje, czy coś ją boli. Bożena, mimo iż nieco zdezorientowana to spokojnie i rzeczowo odpowiadała na pytania siostrzenicy, ale ta nie odpuszczała, wyjęła telefon, który z emocji ledwo była w stanie utrzymać w dłoni i chciała dzwonić po karetkę. Ciotka ją jednak powstrzymała upierając się, że nic się takiego nie stało, że to zwykłe zasłabnięcie. Osobiście też uważałem, że powinien obejrzeć ją jakiś lekarz dlatego zaproponowałem, że zawiozę je do przychodni. Alicja od razu wystrzeliła do domu po płaszcze i potrzebne dokumenty. Natalia na szczęście zdążyła już wrócić, dzięki czemu nie musieliśmy brać ze sobą też młodego. Obiecała, że zawiadomi Zdziśka co się stało. Do szpitala było blisko, raptem piętnaście kilometrów. Przez całą drogę Ala nie spuszczała oka z cioci uparcie przy tym przygryzając skórki w paznokciach, robiła to tak intensywnie, zupełnie bez kontroli, że w kilku miejscach pojawiła się nawet krew. Siedziała obok mnie na fotelu pasażera, w zasadzie cały czas zwrócona twarzą do tyłu. Miałem ochotę złapać ją za rękę i zapewnić, że wszystko będzie dobrze i powstrzymać przed robieniem sobie krzywdy, ale po tej naszej wcześniejszej sprzeczce obawiałem się, że może zechce odgryźć mi całą kończynę. Bożena zażyczyła sobie, żeby najpierw zawieźć ją do przychodni do lekarza rodzinnego. Odnoszę dziwne wrażenie, że doskonale wie co się z nią dzieje jednak z jakiegoś powodu nie chce nam powiedzieć. Sekrety u kobiet w tej rodzinie są chyba dziedziczone w genach. Do lekarza weszły obie, a ja spędziłem ponad godzinę w samochodzie czekając aż wyjdą, albo chociażby na jakieś wieści, ale że „jaśnie pani" była na mnie obrażona, może i trochę słusznie, jednak nie w tym rzecz, to nie raczyła mnie nawet poinformować o tym co się dzieje. Jak wyszły to okazało się, że lekarz dał Bożenie skierowanie do szpitala na szczegółowe badania i zastrzegł, że ma się tam udać natychmiast, czyli jednak coś jej dolega. Nim dojechaliśmy pod szpital Ala zadzwoniła do Zdzicha informując go o wszystkim, rozkazała też surowo, rzeczowo i bezkompromisowo, żeby przywiózł cioci najpotrzebniejsze rzeczy. Ponieważ z wiadomych względów był on nieco roztrzęsiony, a księżniczka wyrzucała z siebie słowa w zatrważającym tempie to na parkingu pod szpitalem musiała mu wszystko jeszcze raz napisać w esemesie. Wszystko, jak na zaistniałą sytuację szło całkiem dobrze do momentu aż stanęliśmy w trójkę przed wejściem. Przeszklone drzwi się rozsunęły i dotarł do nas specyficzny zapach szpitala a Alicja stanęła jak wryta i nie wiem jak to w ogóle możliwe zrobiła się jeszcze bledsza niż wcześniej. Też nie przepadam za tym zapachem, zwłaszcza że ostatnio bardzo źle mi się kojarzy. Kiedy umierała babcia siedziałem przy jej łóżku szpitalnym ponad tydzień i nawdychałem się tego cholernego zapachu za wszystkie czasy. Trzymała ciocię pod rękę i stała w miejscu. Oddech jej przyspieszył i byłem już niemal pewny, że zaraz wpadnie w panikę.

It's always been youOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz