Rozdział 28.5

146 16 6
                                    

,,Ayuzawa Inori, wybacz mi. Przepraszam, Ayuzawa Inori. To było moje brzemię, a nie twoje''.

Inori siedziała w metrze, czekając, aż w końcu dotrze na swój przystanek. Rodzice czekali na nią z małą niespodzianką z okazji dostania nagrody za najlepsze ukazanie przemiany świata. Malunek Inori nie był idealny, sama w nim zmieniłaby wszystko, ale jednak jury docenili ją, wręczając jej wyróżnienie za oryginalny pomysł. Temat konkursu każdy musiał zinterpretować samemu i z jakiegoś powodu Inori od razu pomyślała o drzewie wiśni rosnących w Japonii. Poczuła, że ktoś koło niej przysiada, choć miejsca w wagonie było mnóstwo o tej godzinie. Dziewczyna podniosła wzrok na znajomą twarz staruszki.

Mareyo Kanonji.

Tak się nazywała, pamiętała Inori. Kobieta uśmiechnęła się, wyciągając ku niej dłoń, na co nastolatka bez obaw pozwoliła. Z zaciekawieniem obserwowała jak staruszka maluje na jej dłoni jakiś symbol. Wagon zatrzęsł się, w końcu zatrzymując będąc w połowie drogi do celu. Inori spojrzała na symbol namalowany na jej dłoni. Był to delikatny kwiat wiśni, starannie wykonany, niemalże idealny. Przez chwilę wpatrywała się w znak, a potem podniosła wzrok na staruszkę, która gestami zaczęła coś tłumaczyć. Inori, choć nie znała języka migowego, starała się odczytać emocje i intencje z twarzy i ruchów kobiety.

Staruszka uśmiechnęła się łagodnie, a następnie zaczęła powoli i wyraźnie migać. Inori rozpoznała kilka podstawowych gestów — „dziecko", „serce", „drzewo", „czas". Kanonji położyła rękę na sercu, a potem wskazała na Inori, jakby chciała powiedzieć, że coś ważnego łączy ich obie. Inori poczuła dziwne ciepło, jakby te gesty dotykały jej duszy. Znała staruszkę z widzenia, spotykały się już wcześniej, ale nigdy nie miała okazji dowiedzieć się o niej więcej. „Co ona chce mi powiedzieć?" — myślała dziewczyna, próbując złożyć w całość te fragmenty wiadomości.

Kanonji nagle zatrzymała się, jakby coś sobie przypomniała, ale potem jednak powiodła ku wyjściu z przedziału, gdy nagle ogromny wybuch przerwał tory, po których poruszał się pociąg. Świat zawirował wokół Inori. Uderzenie rzuciło ją na siedzenie, a krzyk pasażerów odbił się echem w ciasnym wagonie metra. Staruszka Kanonji, która jeszcze chwilę temu spokojnie migająca słowa, teraz upadła na podłogę, a jej twarz wyrażała zaskoczenie i strach.

Inori podniosła się z trudem, próbując zorientować się w sytuacji. Dym i pył wypełniły powietrze, a światła w wagonie zaczęły migotać. Przez kilka sekund nikt nie mógł uwierzyć w to, co się stało. Pociąg zatrzymał się gwałtownie, a głuche dudnienie wskazywało na to, że z tyłu doszło do zawalenia się tunelu.

Serce Inori biło jak szalone, a jej myśli krążyły wokół jednego pytania: „Czy to zamach? Wypadek?" Spojrzała na Kanonji, która nadal leżała na podłodze, z wyrazem bólu na twarzy. Instynktownie ruszyła w jej stronę, pomagając jej usiąść.

— Wszystko w porządku? — zapytała, choć sama nie była pewna, czy staruszka ją słyszy.

Kanonji skinęła głową, ale wyraz jej twarzy wskazywał na ból. Inori zauważyła, że kobieta trzyma się za bok, skąd powoli zaczynała wyciekać krew. Dziewczyna rozejrzała się nerwowo, szukając pomocy, ale większość pasażerów była w podobnym stanie szoku jak ona.

Nagle znikąd pojawił się mężczyzna o nieskazitelnie czystym szarym ganiturze z białą koszulą pod spodem i starannie zaczesanymi do tyłu jasnymi włosami. Szedł powolnym krokiem, nie zwracając uwagi na przerażonych lub lekko poobijanych pasażerów. Pogwizdywał cicho pod nosem nieznaną Inori melodię, a dłonie miał utkwione w kieszeniach spodni. Przystanął tuż nad Inori i niemą staruszką, lustrując je obie surowym spojrzeniem. W końcu chwycił starszą kobietę za poły płaszcza, unosząc do góry.

Bez Kontroli | Hitoshi Shinsou ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz