Chapter 4

619 40 52
                                    

❛ ━━・❪ CARBONARA ❫・━━ ❜

             Lekko panikując wszedłem do szpitala. Była druga w nocy, a ja szukałem Kukela we wszystkich miejscach, gdzie mógł być. Pół godziny temu zauważyłem, że zniknął ze swojej sypialni. Nie odbierał ode mnie telefonu i nie dawał żadnych znaków życia.

             Pierwsze, co mi przyszło do głowy to to, że może być razem z Grześkiem. Była to chyba najbardziej prawdopodobna wersja.

             Wszedłem do sali z numerem 05 nad drzwiami i zaświeciłem światło. Tak jak się spodziewałem był właśnie tutaj. A dokładniej leżał obok Montanhy, przytulony do niego. Obaj w najlepsze spali w swoich objęciach, tym samym wzajemnie się ogrzewając.

             Szybko wybrałem numer do Davida, który również go szukał po mieście.

             — Znalazłem go. — powiedziałem szybko. — Dawaj na Pillbox.

             Nie czekając na odpowiedź rozłączyłem się i podszedłem bliżej łóżka. Delikatnie potrząsnąłem siwowłosym, próbując go obudzić bez skazywania go na zawał.

             Nie chciałem go budzić, ale nie powinno go tu być. Doskonale wiedziałem, jak bardzo chciał znowu być przy Gregorym, ale to nie był dobry pomysł.

             W pewnym momencie zmieniłem zdanie. Nie będę go budził, skoro już śpi to niech tak zostanie. Po prostu zawiozę go do mieszkania.

             Jedynym problemem było to, że obaj byli do siebie przytuleni. A gdy tylko chciałem podnieść chłopaka szatyn przez sen mocniej go do siebie przytulił, nie chcąc go puścić.

             W końcu udało mi się bez budzenia żadnego z nich i z Erwinem na rękach wyszedłem z sali i poszedłem na parking, gdzie spotkałem Davida w swoim lambo.

             — Spał z Grześkiem? — spytał.

             — Ta. Nawet go nie budziłem, niech śpi.

             Zapakowałem go do samochodu i ruszyłem powoli w stronę apartamentów. Po dziesięciu minutach już we trójkę byliśmy w mieszkaniu.

             Położyłem siwowłosego na łóżku w dawnej sypialni Ivo, po czym przykryłem go kołdrą. Skulił się, zwijając w tak zwany kłębek, i przytulił do siebie poduszkę. Uśmiechnąłem się lekko i wyszedłem.

             — Idziemy już spać? — spytał Gilkenly, ziewając.

             — Najwyższa pora. — zdjąłem z siebie bluzę, którą założyłem na czas poszukiwań Kukela. Nie widziało mi się latać w piżamie po mieście. No i kurtce oczywiście.

             Położyłem się obok bruneta, a on od razu przysunął się bliżej mnie i położył swoją głowę na moim ramieniu. Pocałowałem go w usta, na co się uśmiechnął.

             — Dobranoc zjebie. — mruknąłem.

             — Dobranoc debilu.

❛ ━━・❪ ERWIN ❫・━━ ❜

           Gdy się obudziłem znajdowałem się w mieszkaniu Carbo. Bez Grzesia, bez jego ciepła. Czyżby to był sen?

He's mine • MORWIN IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz