Prolog

26 1 0
                                    



Jedna rola.

Jedna opcja.

Jedna droga.

Zero zakrętów.

Zero skrzyżowań.

Jedno jedyne zadanie, do którego byłam gotowa pół życia. Ale... no właśnie to jedno "ale". Czy ja naprawdę tego chciałam? Czy to było moje marzenie? Czy tylko wymóg, do którego bez słowa sprzeciwu musiałam się dostosować? Stojąc teraz przed ogromnym wejściem kościoła, wizja sielankowego życia była tak bliska, że wręcz namacalna. Co mogło pójść nie tak? Teraz już nic.

Szum morskich fal uspokajał moje szalejące serce i drżące dłonie. Nagle w moich uszach rozbrzmiał marsz weselny Mandelssohna. Ogromne drewniane drzwi otworzyły się, a jedyne co zobaczyłam to trzy ciała leżące na posadzce przed ołtarzem. Żółć podeszła mi do gardła, a przed oczami pojawiły się mroczki. Na chwiejnych nogach pokonałam kilka dużych kroków. Zajęło mi to może pół minuty, a czułam jakby trwały one wieki. Obraz mimo przemierzanej odległości rozmazywał się. Może to sprawka łez zebranych w kącikach...

Ogromna plama gęstej, czerwonej cieczy spływała po alabastrowych kafelkach. Na środku leżał nieruchomo duchowny odziany w białą liturgiczną szatę, a szkarłatna maź tworzyła coraz większą plamę na wysokości serca. Po lewej stronie, pod amboną, leżała Valeria, a zaraz obok Carlos. Natomiast największy ból dopiero miał nadejść. Nerwowo rozglądałam się po kościelnej sali w jego poszukiwaniu. Żywego lub martwego. Czułam, że zaczyna mi się kręcić w głowie i jeśli zaraz stąd nie wyjdę skończę, jak ta trójka.

Za plecami usłyszałam niski, męski śmiech i upadek czegoś ciężkiego. Nie miałam odwagi się odwrócić, dopóki coś mokrego nie dotknęło mojej stopy w złotym sandale. Przechyliłam głowę, a pod moimi stopami leżała odcięta głowa ukochanego. Cała treść żołądka znalazła się teraz w moich ustach. Ledwo stojąc na nogach odwróciłam się, a przede mną stał on. Diabeł w czystej postaci. Mój nocny koszmar, który miał mnie nie opuszczać do końca życia.

Piekące łzy pojawiły się w moich kącikach, gdy zauważyłam resztę ciała ukochanego obok butów Rafaela.

— Witaj kochanie. — tembr jego głosu doprowadził mnie do ugięcia nóg w kolanach i upadku na ziemię. — Ostrzegałem, przede mną nie ma ucieczki.  

SlaveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz