Rayong, Tajlandia, 3 marca 2020
Lot był męczący. Mimo to wart był widoku, który zastałem po przekroczeniu progu domu. W ogrodzie, nad brzegiem basenu Annika usypiała Noela. Zauważyła mnie, w momencie, w którym już w samej koszuli i spodniach od garnituru, przechodziłem przez drzwi tarasowe.
– Wróciłeś – wyszeptała, jakby nie dowierzała własnym oczom.
– Wróciłem – objąłem ją, uważając na śpiącego syna i ucałowałem jej drżące usta. – Hej, spokojnie. Już po wszystkim.
Miałem wrażenie, że Annika zaraz rozpadnie się na drobny mak. Jej oczy zaszły łzami, a łamiący serce szloch wyrwał się zza zaciśniętych warg. Przejąłem Noela z jej trzęsących się rąk, po czym odłożyłem go wózka, który zauważyłem, wchodząc na taras.
– Myślałam, że... – głos jej się załamał, gdy tylko wziąłem ją w swoje objęcia. Nigdy nie widziałem jej w takim stanie, nawet po kilkunastogodzinnym porodzie nie była tak roztrzęsiona, jak teraz.
– Anniko, oddychaj. Kochanie, spokojnie... – jeszcze chwila, a osunęłaby się bezwładnie w moich ramionach. Mimo ogarniającego mnie zmęczenia starałem się myśleć w miarę trzeźwo.
– Mama wysłała mi link... – ledwo wydusiła. – do artykułu. Myślałam, że zginąłeś w tym wypadku.
Jej płacz zamienił się w lament. Annika wtuliła się w moją pierś, ściskając w dłoniach już i tak wymiętą koszulę. O czym ona mówiła?
– Jaki wypadek? – dopiero teraz dotarły do mnie jej słowa.
– To ty nic nie wiesz? – spojrzała na mnie zaskoczona, odrywając nagle twarz od mojej koszuli.
Pokręciłem głową. Nie miałem pojęcia o żadnym wypadku. Przez całą drogę z Rzymu ani razu nie spojrzałem do telefonu. Byłem tak nabuzowany, że nawet nie przeszło mi przez myśl, by pozostawić włączony telefon. Byłem wręcz pewien, że ojciec próbowałby się ze mną skontaktować. Skoro wiedział o moim małżeństwie z Anniką, nic nie stałoby dla niego na przeszkodzie, by zdobyć mój nowy adres. A to było ostatnim, czego chciałem.
Nie chciałem go już więcej widzieć na oczy.
– O Boże, Robert – Annika ponownie była na skraju płaczu. – Tak mi przykro.
Zaraz po wypowiedzeniu tych słów, dała mi do ręki swój telefon z wyświetlającym się artykułem. Pewnie o nim mówiła. Niepewnie odebrałem od niej komórkę i wczytałem się w tekst, chcą zrozumieć w końcu, o co w tym wszystkim chodzi.
„Niecałą godzinę temu doszło do tragicznego wypadku. Samolot lecący z Rzymu do Dublina rozbił się o jeden z klifów na wybrzeżu Irlandii. Pasażerowie i załoga zginęli na miejscu. Aktualnie trwają prace służb bezpieczeństwa. Do tej pory udało nam się jedynie ustalić, że na pokładzie samolotu znajdowało się łącznie piętnastu pasażerów, w tym dwóch członków wpływowej rodziny O'Sullivan" – był to cytat z wieczornego wydania wiadomości na BBC. Dalszej części artykułu już nie czytałem. W głowie dalej dźwięczało mi tylko to jedno zdanie – pasażerowie i załoga zginęli na miejscu.
– Robercie? – Annika, odebrała ode mnie telefon, który nawet nie wiem kiedy zacząłem ściskać w dłoni coraz mocniej.
– Miałem zginąć razem z nim – wydusiłem w końcu, patrząc w przekrwione oczy mojej żony. – W ostatniej chwili, już pod lotniskiem, pokłóciliśmy się. Chciał, bym ożenił się z córką jego wspólnika. Wysiadłem z samochodu, rzucając mu na odchodne, kilka bolesnych słów.
– Myślałam, że lecieliście razem – przyznała, siadając tuż koło mnie na jednym z leżaków.
Dochodziła północ. Wokół nas panowała głucha cisza, przerywana jedynie sporadycznymi pociągnięciami nosa.
Wszyscy myślą, że zginąłem razem z ojcem. Czyżbym w końcu dostał długo wyczekiwaną wolność? Jeśli tak, to dlaczego ma ona taki gorzki smak?
– Rozwiązuje to część naszych problemów – odezwałem się po dłuższej chwili.
– Jak możesz? Przecież to twój ojciec – Annika wydawała się oburzona moimi słowami.
– Ojciec, który nigdy nim dla mnie nie był. Nawet w domu za zamkniętymi drzwiami traktował mnie jak swojego podwładnego, o czym sama dobrze wiesz – dodałem, by złagodzić nieco surowy wydźwięk moich słów. – On wiedział o tobie i o Noelu pewnie też. Nic sobie z tego nie zrobił. Prosto w twarz wykrzyczał mi, że powinienem was zostawić i związać się z kobietą, która coś dla naszej organizacji będzie znaczyć.
Annika zamilkła, jakby rażona tym, czego się właśnie dowiedziała. Sam byłem przerażony. Zarówno determinacją ojca, by postawić na swoim, jak i wypadkiem.
– Teraz możemy skorzystać z okazji. Skoro media uznały, że leciałem razem z nimi, nic nie stoi na przeszkodzie, byśmy mogli tu zostać. Twoi rodzice i tak znają mnie jako Samulea, więc dla nich ten wypadek nie zrobi wrażenia. Ot dwóch irlandzkich bogaczy nareszcie się doigrało.
– A co z twoim domem? Bethany? – nie dawała za wygraną.
– To już nie moja sprawa. Powinniśmy się cieszyć, że udało nam się wyrwać z Irlandii. Mamy tutaj dom, Noel zaraz skończy roczek... Powinniśmy zacząć żyć od nowa. Jako państwo Duncan. Przecież tego od zawsze chcieliśmy.
– Ale nie takim kosztem. Straciłeś ojca, sam zostałeś uśmiercony. Jesteśmy skreśleni w Dublinie i na wyspach. Każdy tam cię zna – Annika wstała z leżaka i zaczęła nerwowo przechadzać się wzdłuż basenu. – Będziemy mogli tak kiedykolwiek pojechać? Noel powinien mieć kontakt z dziadkami.
– Nie widzę problemu, żeby zapraszać ich tutaj – wyciągnąłem z kieszeni paczkę fajek. Nie chciałem się kłócić, a to był jedyny sposób na ociągnięcie moich myśli.
– Wiesz, że moja mama choruje na nadciśnienie – jej ton zmienił się na oskarżycielski. – Nie będzie mogła tak często podróżować.
– Kochanie – w kilku krokach znalazłem się tuż przy niej. – Zobaczymy, jak wszystko się potoczy, dobrze? Może się okazać, że niepotrzebnie się martwimy.
Objąłem Annikę lewą ręką w pasie. Jeśli Adalyn odpowiednio wykorzysta sytuację, może nie będziemy do końca skreśleni w Europie.
– Teraz będzie tam zbyt gorąco. Zlecą się sępy, by rozszarpać to, co pozostało z naszego nazwiska. Kwestią czasu jest, aż sami się wykończą. My w tym czasie poczekamy. Będziemy obserwować to wszystko z boku.
Ucałowałem żonę w czoło i pod pretekstem wykonania pilnego telefonu, wróciłem do domu. Rozsiadłem się wygodnie w jednym z pomieszczeń, które stylizowane było na gabinet i z telefonu stacjonarnego wybrałem numer siostry.
– Słucham? – odezwała się po kilku sygnałach.
– Wiesz, że w zaświatach jest całkiem przytulnie? – uśmiech wstąpił na moją twarz, gdy tylko usłyszałem, jak Adalyn wciąga głębiej powietrze.
– Jak widać, złego diabli nie biorą. Po co dzwonisz? – Adalyn nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, jak bardzo przypomina mi Bethany. Obie są identycznie uparte i dążą po trupach do celu.
Jak widać, tak samo jak ojciec.
– Daję ci wolną rękę. Rób, co uważasz, a ja nie będę się wtrącał w twoje decyzje, o ile nie będą one bezpośrednio zagrażały mojej rodzinie.
CZYTASZ
Sekret Kobiety - Dodatek III do Serii Siła Kobiet
RomanceRobert jako najstarszy z potomków Thomasa O'Sullivana od małego jest przygotowywany do objęcia rodzinnych interesów. Sprawy zaczynają się komplikować w chwili, w której ktoś zaczyna sabotować ich działania. Dodatkowo ojciec wyraził zgodę na wyjazd B...