Rozdział 15

49 1 5
                                    

Minęło sporo czasu od imprezy halloweenowej. Od tego czasu moje życie wróciło do normy, jeśli można to tak wogóle nazwać. Nie widziałam od tamtej pory Logana, byłam mu wdzięczna za ratunek lecz cieszyłam się że ulotnił się z mojego życia tak szybko jak się pojawił. Nie widziałam go w szkole ani na ulicy, tak jakby wyparował. A ja wróciłam do swojej codzienności, szkoła, nauka, wychodzenie ze znajomymi. Normalne życie szesnastolatki, tak mogło by się wydawać, ale ojciec utrudniał moje beztroskie życie, jednak mój brat często stawał w mojej obronie za co byłam mu cholernie wdzięczna. Był już grudzień i niedługo zbliżały się święta, wychodziłam często na spacery z Demonem, lubiłam nocne zimowe spacery, miały swój urok.

Chodziłam sama z psem, dlatego miałam dużo czasu na myślenie, w moim przypadku to nadmierne myślenie. Rozmawiałam niedawno z moim wujem który jest policjantem w naszym mieście, zapytałam go o sprawę która mam wrażenie że bardzo szybka ucichła, a mianowicie morderstwo przed moim domem. Mój wujek powiedział że śledztwo na ten temat zostało zakończone i nie może więcej zdradzić, ponieważ to poufne informacje. Z jednej strony to rozumiałam, ale z drugiej strony zżerała mnie ciekawość, dlaczego zakończyli dochodzenie? Kto zabił tego człowieka i kim on był? Dlaczego przed moim domem? Kto jest adresatem dziwnych wiadomości które wtedy dostałam? Tyle pytań a odpowiedni żadnych, od tamtego czasu nie dostałam już żadnej dziwnej wiadomości, może to był jakiś przypadek? Znalazłam się w złym miejscu o złej porze? Naprawdę nie miałam pojęcia co się działo, był to jeden z najbardziej dziwnych i nie wyjaśnionych momentów w moim życiu.

Wróciłam myślami do zbliżających się świąt Bożego Narodzenia, Asher czasami do nas wydzwaniał mówiąc że u niego w Hiszpanii nie ma śniegu, i że spędzi wigilię z rodziną u której się zatrzymał na okres wymiany. Pierwsze święta bez mojego przyjaciela, nie sądziłam że kiedyś do tego dojdzie. Ja będę spędzać ten czas z ojcem i bratem, brakowało mi mamy, bardzo. Chciała bym wiedzieć jak to jest gotować z nią pierniczki każdej zimy, robić te wszystkie pyszności które powinny znaleźć się na wigilijnym stole, chciała bym aby ona żyła. Moje święta zazwyczaj wyglądały tak samo, ojciec kupował gotowe potrawy, podgrzewał w piekarniku a potem w trójkę w ciszy jedliśmy, bez żadnej modlitwy przed jedzeniem, bez rodzinnej atmosfery i prezentów. Chociaż w tym przypadku nawet nie zależy mi już na tych prezentach, chciała bym po prostu przeżyć święta z kochająca się pełną rodziną, z uśmiechami na ustach.

Nie przepadałam za świętami, wolałabym je nawet spędzić z moimi przyjaciółmi ale ojciec mnie nie puści, całe życie obwinia mnie o śmierć matki. Ale przecież ja byłam tylko małym nieświadomym dzieckiem, samym, w domu z matką która popełniła samobójstwo. Brzmi strasznie, a jednak to prawda. Moje życie zdecydowanie nie należało do wymarzonych, a miałam dopiero szesnaście lat. Byłam za młoda na to wszystko co przeżyłam, czy użalam się nad swoim losem? Czasami, czy powinnam? Nie wiem.

Moi przyjaciele teraz razem z rodzinami przygotowywali się do świąt, a ja smętnie błądziłam z Demonem po ulicach naszego miasta, wszędzie było czuć świąteczny klimat, dlatego udałam się w moje ulubione miejsce, opuszczony szpital gdzie kiedyś Logan niemal przyprawił mnie o zawał i skończył jako smerf. Często tam przebywałam, ukryty w ciemnym lesie, z tajemniczym nieodkrytym urokiem i pełny grafiti które tam zrobiłam. Puściłam psa aby pobiegał chwilę, a sama weszłam do budynku, przejeżdżałam palcami delikatnie po wszystkich malunkach jakie tam kiedyś powstały dzięki mnie, każdy napis lub rysunek miał inną historię, często chowałam się tutaj, próbując uciec od gniewu ojca kiedy znowu dostałam złą ocenę lub zrobiłam coś nie tak.

Po za tym wszystkim, Sophie miała urodziny za dwa dni, zrobiłam jej prezent i nie mogłam się doczekać aż jej go wręczę. Nasze wspólne zdjęcie z całą paczką w poprzednie wakacje nad jeziorem Tahoe, to tylko kilka godzin jazdy od San Francisco, a przygody jakie przeżyliśmy w drodze też były niesamowite. Kupiłam jej jeszcze książkę o której ostatnio dużo wspominała. Nie wiem ile czasu spędziłam w budynku, ale wzięłam Demona spowrotem na smycz i udałam się w stronę domu, nadal pogrążona w myślach o moim życiu, które jeszcze tak niedawno próbowałam zakończyć.

Po powrocie do domu wzięłam gorący prysznic, mój ojciec siedział w gabinecie a mój brat grał w Call Of Duty w swoim pokoju, Demon zasnął na moim łóżku. Po prysznicu zjadłam makaron z sosem serowym który sobie zrobiłam wczoraj i zamknęłam się w pokoju słuchając piosenek. Nu metal to mój ulubiony gatunek muzyki, dlatego puściłam sobie piosenki zespołu Korn. Jednak specjalne miejsce w moim sercu ma Deftones, słuchałam tego od dawna, ale nie mogę za głośno żeby tata mnie nie wyzywał.

Usiadłam przy biurku i oddałam się rysowaniu w moim zeszycie. Był weekend więc spokojnie mogłam siedzieć do późna z wiedzą że jutro nie muszę wstać do szkoły. Miałam nadzieję że ten weekend minie szybko, ponieważ już we wtorek były urodziny Sophie których nie mogłam się doczekać, byłam ciekawa jak zareaguje na prezent.

***

Wtorek. Dziś były urodziny mojej przyjaciółki, od razu kiedy zjawiła się w szkole, rzuciłam się jej na szyję razem z Noah i Lucas

-Wszystkiego najlepszego śnieżynko - powiedział Noah i pocałował dziewczynę w policzek wręczając jej upominek.

-Noah poważnie? Wibrator? Po tobie jednak mogłam się tego spodziewać.. szanuje za kreatywność - Sophie wybuchła śmiechem przy otwieraniu prezentu od chłopaka, teraz naszła kolej na mój prezent, moja przyjaciółka wyciągnęła ramkę ze zdjęciem na którym znajdowaliśmy się my, Noah Lucas i Asher, szczęśliwi nad jeziorem. Dziewczyna wtuliła się w nas wszystkich.

-Wiecie że was kocham wszystkich? Proszę nie zapomnijcie o tym, jesteście moim światem, na zawsze. - Na słowa Sophie wszyscy się uśmiechaliśmy i szczerze objęliśmy mocno dziewczynę, potem dzwonił jeszcze Asher mówiąc że żałuję że nie może go być teraz z nami.
Dzień w szkole minął mi dość szybko, wróciłam do domu około 16, rzuciłam się na łóżko zmęczona, mój telefon zaczął dzwonić, jęknęłam przeciągle i odebrałam.

-Czego chcesz Lucas? - Sapnęłam, siadając na łóżku.

-Wiedziałaś że rodzice Sophie się rozwiedli tydzień temu? - Zatkało mnie, po chwili ciszy odpowiedziałam.

-Nie, Jezu, biedna dziewczyna, przecież ona jest taka wrażliwa, nie wyobrażam sobie co musi teraz przeżywać, przecież do tej pory wszystko było w porządku, na dodatek ma dziś urodziny, wpadnę do niej i porozmawiam z nią, pewnie sama sobie z tym nie poradzi. - Rozłączyłam się, ubrałam buty i pojechałam na deskorolce do domu przyjaciółki, może to było nie odpowiedzialne, jechać w śniegu na desce, ale musiałam się szybko do niej dostać, a nie miałam prawa jazdy.

Chwilę później pukałam do drzwi jej domu, nic nie słyszałam, a samochodów jej rodziców nie było na podjeździe, chwyciłam za klamkę, i ku mojemu zdziwieniu, drzwi otworzyły się, weszłam do środka.

-Sophie? Jesteś tutaj? - Krzyknęłam kierując się w stronę jej pokoju, nie dostałam odpowiedzi więc otworzyłam drzwi pokoju.. boże.

-Nie nie nie! - Załkałam i podbiegłam do dziewczyny, jej ciało wisiało a lina była przywiązana do jej szyi, powiesiła się, podbiegłam do niej i szybko zaczęłam ją ściągać z żyrandola, zalewając się łzami, łkałam jak opętana.

-Kochanie otwórz oczy proszę.. -Łkałam trzymając ją w ramionach na podłodze, nie oddychała, nie czułam pulsu, trzęsłam się, właśnie traciłam drugą najważniejszą osobę w moim życiu, w jej urodziny. Przytulałam jej wiotkie ciało, łkając coraz głośniej, roztrzęsiona dzwoniłam po karetkę. Ale ona już dawno umarła w moich ramionach.

My Little SecretOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz