Rozdział XIV

40 5 0
                                    


Po jakiejś półtorej godzinie przemierzania korytarzami akademii stwierdziłam, że nie ma szans abym zapamiętała drogę choćby do jednej z sal lekcyjnych. Po za tym, że wszystkie pomieszczenia były naprawdę piękne, jak wszystko w tym miejscu, to jeśli chodzi o rozkład pomieszczeń to do mnie nie przemawiał. Zwłaszcza, że na przykład sala w której odbywały się zajęcia alchemiczne była w okropnie ciemnym wąskim korytarzu, który łatwo przeoczyć, a do sali do ćwiczeń zaklęć trzeba było zejść do jakiś piwnic! 

– Mam nadzieję, że Panienkę nogi już nie bolą? - spytała Castilo z lekką kpiną widząc moją naburmuszoną minę. 

– Nie, w porządku. - mruknęłam czekając aż wreszcie da mi spokój. 

Przez cały czas nauczycielka paplała o zasadach, czym skutkuje brak subordynacji oraz na temat zakichanej błękitnej krwi niektórych uczniów i kogo warto szanować w akademii. Na pewno jej nie wcisnęłabym na te listę... Wyszłyśmy na zewnątrz tylnym wyjściem ze szkoły, zimny wiatr rozwiał moje włosy, więc szybko jej poprawiłam za nim i one zaczną mnie denerwować. 

– Pospiesz się Lalin! Nie mamy całego dnia! Idziemy teraz do budynku, w którym odbywają się zajęcia fizyczne.

Chcąc nie chcąc przyspieszyłam i dorównałam jej kroku. Ta kobieta poruszała się tak szybko, że ciężko było w ogóle za nią nadążyć i jeszcze do tego z nią rozmawiać nie dostając dzikiej zadyszki. 

– W planie mam wpisane, że mam wybrać zajęcia. - zagadnęłam potykając się o swoje nogi. 

– Uczniowie w ramach zajęć fizycznych ćwiczą szermierkę, jazdę konną oraz grę w tenisa. Istnieje też możliwość zajęć baletowych.  Nie którzy wolą ukierunkować się na jeden sport dlatego wolimy dać uczniom wybór. 

Popatrzyłam zaciekawiona na kobietę.

– Skoro są tu konie to też jest stajnia? - ucieszyłam się. 

– Bystra jesteś dziecko. - sarknęła.

Przewróciłam oczami na jej idiotyczną obelgę.

– A jeśli nigdy nie miałam styczności z niczym co Pani wymieniła? 

– Nic nie szkodzi, po to jest szkoła aby wszystkiego Cię nauczyć. 

Moje serce wykonało mini salto radości. Czyli pierwszy ogromny plus Akademi. Mama nigdy nie chciała mnie puścić na jazdę konną ze względu na to, że jej znajomej córka zmarła po upadku z konia. Teraz nie będzie miała zbytnio w tej sprawie do gadania. Pozwiedzałyśmy z Castilo budynek z ciemnych cegieł, który stylem pasował do akademii. W środku była sala gimnastyczna gdzie uczniowie ćwiczyli szermierkę, a osobno obok znajdowała się sala do baletu oraz kort tenisowy. Widziałam niedaleko, że kilka kortów jest też na zewnątrz. Potem udałyśmy się do stajni. Tak jak wizja szermierki czy sala do baletu były mi obojętne tak zajęcia jazdy konnej wywoływały we mnie masę ekscytacji. Gdy uderzył mnie w nozdrza zapach koni i siana czułam się jak mała dziewczynka w świąteczny poranek. W boksach były konie różnej maści, a przy każdym wisiała złota tabliczka z imieniem.  Co urocze, przy boksach klaczek były przewiązane różowe kokardy. Widząc pierwszego z brzegu konia wyciągnęłam nieśmiało dłoń aby go pogłaskać. Wlepiałam w stworzenie spojrzenie pełne fascynacji i zachwytu. Koń delikatnie musnął pyskiem moją dłoń i zarżał. Uśmiechnęłam i pogłaskałam olbrzyma po pysku. 

– Nie radziłabym... - mruknęła Castilo. 

Zmarszczyłam brwi nie rozumiejąc o co jej chodzi.  Castilo podeszła do ogiera, którego głaskałam i wskazała na tabliczkę. Zerknęłam na nią. Widniało na niej imię konia wyryte kursywą. 

– Wabi się Cynamon i co w związku z tym? - spytałam dalej nie rozumiejąc. 

– To koń jednej z uczennic, Panienki Arabelli Montclair. Nie którzy uczniowie, których rodzina od pokoleń chodzi do tej szkoły ma możliwość na przykład trzymania swojego konia w boksie. Niektórzy mocno szanują tradycję. 

Czy ona sugerowała mi, że jestem gówniarą która nic nie wie i nie ma poszanowania dla tradycji? Jestem w jej oczach gorsza? Poczułam jak zaczyna zagotowywać się krew w moich żyłach. 

– Nie zrozum mnie źle Lalin. Musisz mieć świadomość, że niektórzy uczniowie w tej szkole mogą więcej jeśli ich ród od wieków uczęszcza do Akademii. Na przykład Panienka Montclair, która nienawidzi gdy ktoś bez jej zezwolenia głaszcze Cynamona. - Z każdym słowem głos kobiety był co raz bardziej przesycony irytacją, ale i pogardą. 

– Słucham... - patrzyłam na nią oniemiała nie wierząc w to co słyszę. 

– Nie chce żebyś na dzień dobry wpakowała się w kłopoty i podpadła komuś. Wiem jak to wszystko idiotycznie brzmi moja droga, ale nie ja ustalam tu zasady.- westchnęła zrezygnowana. 

Musnęłam po raz ostatni chrapy biednego Cynamona. Poczułam jak żołądek zwija mi się w supeł. Jeżeli nawet nauczyciele dawali przyzwolenie na brak równości między uczniami, bałam się pomyśleć co ze mną będzie... 

Lalin Evans Akademia Absolutu - DziedzictwoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz