Leon siedział na ławce, oglądając Sandy'ego, który w tym momencie wykonywał ćwiczenia, które wskazał mu jego nauczyciel.
Przyglądając się temu od dłuższej chwili w jego głowie pojawiało się pełno myśli.
Niezgrabne wymachy mieczem Sandy'ego, dawały mu wskazówki, które był pewien, że wykorzysta do dalszego rozwoju ich planu. Planu ucieczki.Nauczyciel - Wystarczy książę, możesz chwilę odpocząć.
Sandy rzucił miecz na ziemię i zdyszany podszedł do Leona, siadając obok niego.
Spojrzeli na siebie bez słowa.
Nauczyciel - Leon, tak? - Pojawił się u ich boku.
Leon - Tak.
Nauczyciel - Co z twoim nogami?
Leon - To dość skomplikowane, proszę pana...
Nauczyciel - Na pewno nie jest aż tak źle. Chciałbyś spróbować zrobić kilka kroków?
Leon - Obstawiam, że nie dam rady podnieść się z tej ławki. - Uśmiechnął się, słysząc, jak jego słowa rozbawiły siedzącego obok niego księcia.
Nauczyciel - Domyślam się. Możesz złapać mnie za ramię.
Chłopak pokiwał głową.
Gdy mężczyzna podał mu dłoń, aby pomóc mu wstać, lekko się zawahał.
Na chwilę spojrzał na Sandy'ego, a gdy zobaczył na jego twarzy ciepły uśmiech, wrócił wzrokiem na mężczyznę.Przyjął pomoc i używając całych swoich sił uniósł się z ławki. Objął jego ramię i powoli razem z nim zaczęli stawiać kroki.
Jego nogi bolały z każdym następnym krokiem. Siły, które utracił kilka dni temu dalej nie miały zamiaru do niego powrócić.
Zrobili kilka okrążeń.
Z czasem Leon zaczął przyzwyczajać się do tego bólu, który czuł w podudziach.Gdy skończyli, zdyszany Leon z powrotem usiadł na ławce.
Sandy - Nieźle sobie radziłeś.
Leon - Dziękuję - powiedział zdyszany.
Sandy wstał z ławki i podszedł do swojego nauczyciela. Jego przerwa się skończyła, dlatego tym razem on mówił wrócić do swoich ćwiczeń.
Minęło kilka godzin.
Reszta dnia minęła chłopcom spokojnie.
Po skończonych porannych ćwiczeń, nie wrócili do swoich komnat. Zostali na dworze, ciesząc się piękną pogodą.Gdy przyszedł czas na wieczorne ćwiczenia, lekko zniechęceni i tak wykonali wszystkie wskazane im zadania.
A gdy pomału zbliżała się godzina wieczorna, a wraz z nią nadchodzącą kolacja, zakończyli ich ostatnie ćwiczenia tego dnia...
Sandy - Ale jestem głodny - Westchnął, prowadząc przed sobą wózek z siedzącym Leonem.
Leon - Domyślam się, już dwa razy słyszałem jak burczało ci w brzuchu. - Zachichotał pod nosem.
Sandy - Bardzo śmieszne.
Sandy prowadził Leona wzdłuż korytarza. A gdy zbliżyli się już do schodów prowadzących na górę, ominął je, nawet nie zatrzymując się przy nich.
Leon - Hej? Pominąłeś schody. To one przecież prowadzą do mojej komnaty.
Sandy - Wiem, jednak nie idziemy na górę.
Leon - Nie rozumiem.
Sandy - Zmierzamy do jadalni, za chwilę zaczyna się kolacja.
Leon - Tym bardziej nie rozumiem! Sandy?! Czy ty zabierasz mnie na kolację, gdzie są twoi rodzice?!
CZYTASZ
Właściwą Drogą... [BRAWL STARS - Dobrozło]
PertualanganOd czasu kiedy zaczęła się wojna o swoje miejsca, brawlerzy złączyli się w bandy. Ukryli się w lesie, zakrywając jakiekolwiek po sobie ślady. Każda z tych Band jest zupełnie inna i każda skrywa w sobie inną historię, która nie może wyjść na światło...