Popycham drewniane drzwi i wchodzę do pomieszczenia. Przede mną rozciąga się ogromny napis " Juliett suknie na wymiar ", który jest wyhaftowany żółtą nicią na niebieskim skrawku materiału. Całość jest zawieszona nad blatem roboczym, gdzie Sofia właśnie pakuje zamówienie mojej macochy.
Sofia to niska dziewczyna o niebieskich oczach oraz jasnobrązowych włosach ściętych do ramion. Pracuje ze swoja mamą, która od pokoleń prowadzi ten biznes. Dziewczyna ledwo skończyła osiemnaście lat, a jej matka już przekazała jej większość swojej pracy, a sama zapewne chodzi na schadzki bogaczy. Moja macocha chwali sobie projekty Juliett, ale nie jest świadoma tego, że to Sofia je tak naprawdę robi, a Juliett przypisuje sobie zasługi córki.
- Witaj Sofi. - Podchodzę do blatu i zerkam na dziewczynę.
- Hej, jak z macochą? - Pyta podając mi 3 torby wypełnione sukniami.
- Bez zmian, nadal znajduje mi coraz to wymyślniejsze zajęcia, a Penny i Clara wcale mi tego nie ułatwiają. - Penny i Clara to moje siostry przyrodnie, wraz z macochą uprzykrzają mi życie od śmierci ojca. Zawsze znajdują jakieś nierealne zadania, a jak jakimś cudem uda mi się je wykonać to okazuje się, że w międzyczasie zdążyły nabrudzić jakby co najmniej przebiegło przez pomieszczenie stado krów.
- Wiesz, że wolałabym się z tobą spotkać nie tylko jak przychodzisz po odbiór ich ubrań. - Pyta, ale ja doskonale zdaje sobie z tego sprawie. Sofia ciągle powtarza, że znamy się już tyle czasu, a ja nadal nie potrafię się z nią spotkać poza zakładem. Wiem też, że dziewczyna wie jak wygląda u mnie sytuacja dlatego nie naciska na to, aż tak mocno, ale widzę, że nie daje jej to spokoju.
- Wiem i naprawdę przepraszam, ale jedyna możliwość to gdy macocha wyjedzie i jeszcze musi zabrać ze sobą córki inaczej od razu zorientuje się, że gdzieś wyszłam bez jej pozwolenia.
- Wspominałaś już, ale rozumiem. Po prostu gdy będziesz mieć możliwość daj mi znać, a przygotuję coś fajnego i miło spędzimy czas. Nie chcę cały czas musieć widzieć cię zza lady. - Mówi i obchodzi wspomniany przedmiot i mnie delikatnie przytula. Podaje jej czek od macochy i zaciskając uścisk na siatkach wychodzę na dwór.
Droga powrotna mija mi szybko mimo, że gdyby nie moja sytuacja najchętniej zostałabym tutaj na dłużej, a najlepiej na zawsze. Życie wśród pól kukurydzy, codziennych wschodów i zachodów słońca, które obserwowałabym bez końca musiałoby być piękne. Chociaż prawda jest taka, że ja wiele nie potrzebuję. Chcę się tylko uwolnić od tej rąbniętej rodzinki, która teraz mi została.
Od śmierci mojego ojca minęło już prawie siedem lat. Niedługo po zaślubinach Mariet - mojej macochy- zachorował na nieuleczalną chorobę. Gdy tracił świadomość Mariet zamiast pomóc mu i znaleźć jakiegoś innego lekarza, zajęła się wydawaniem jego majątku który przepisał jej w testamencie. Przynajmniej tak ona twierdzi. Nigdy mi go nie pokazała argumentując to tym, że nie są to sprawy dla dzieci. Wtedy może i byłam dzieckiem, ale po tych siedmiu latach wiele rzeczy stało się dla mnie jasnych. Jak to, że macocha i jej córki uważają się za bóg wie kogo, do tego, że król panujący aktualnie ma poglądy sprzed chyba stu lat, ale niestety mimo tego wszystkiego co wiem to wiem również, że z mojej aktualnej pozycji nic nie zdziałam. Dlatego daje sobą pomiatać i ośmieszać, bo tak naprawę w tym świecie takie osoby jak ja nie mają głosu.
Wchodzę na ganek domku, odkładam torby na bok i wyciągam klucz z jednej z kieszeni w fartuchu. Wkładam go do zamka, a stare drewniane drzwi ustępują pod delikatnym naporem mojej stopy. Pomieszczenie jest strasznie ciemnie mimo iż pora dnia jest dopiero wczesna. Przechodzę do mojego pokoju i z szafki znajdującej się w rogu wyciągam starannie złożoną chustę. Zakładam ją na głowę i biorąc torby z ubraniami wychodzę z domku. Przechodzę kilkaset metrów wzdłuż posesji i od tyłu wchodze do ogromnej willi, w której to macocha wraz z swoimi córkami zamieszkała po śmierci mojego taty. Stwierdziła wtedy, że nie wypada jej mieszkać w takiej szopie, jak mój ojciec - zasłużony wynalazca, który miał pieniądze na piękny dom, ale uważał, że nie wartość materialna jest ważna, a emocjonalna. Kiedyś w kłótni stwierdziła, że zhańbił swoje nazwisko tym brakiem szacunku do samego siebie. Ojciec wiedział co robi, nigdy nie chwalił się tym ile zarabia i dzięki temu był szanowanym człowiekiem, ale Mariet twierdzi, że tym właśnie sprowadził na siebie nieszczęście, bo jak to ona mówi " kto nie wydaje, temu się nic nie udaje" motto życiowe po prostu.
- Gdzie tak długo byłaś! - Krzyczy na mnie macocha, wychodząc zza rogu ogromnej kuchni. - Penny i Clara umierają już z głodu, weź się w końcu do roboty i zacznij gotować obiad.
- Byłam po wasze suknie. - Mówię i wskazuję na torby.
- Połóż je na stole. - Wskazuje wspomniany przedmiot i odsuwa się dwa kroki do tyłu. Wykonuje jej polecenie i odkładam reklamówki. Wspominałam już, że macocha unika mnie jak ognia, twierdząc, że jeszcze zarazi się ode mnie brzydotą.
- Pamiętaj o rękawiczkach do gotowania, bo jeszcze będę musiała odkażać jedzenie. - Zabiera torby i wychodzi z kuchni. - Dziewczynki mam coś dla was! - Krzyczy w stronę schodów.
Ubieram rękawiczki i biorę się za gotowanie obiadu dla nich. Czasami jest tak, że nie pilnują mnie i mogę coś podjeść, ponieważ zazwyczaj to macocha przynosi mi "jedzenie", gdy na nie zasłużę. Często są to resztki z kolacji, albo obierki z ziemniaków i resztki które nadawały się już tylko na pasze do zwierząt, ale w tej hierarchii jestem z nimi na równi jak nie niżej.
Przygotowanie obiadu dla trojga nie zajmuje mi jakoś długo, gdy kobieta nie patrzy chowam do fartucha kawałek marchewki z nadzieją, że uda mi się go przemycić do domu. Rozkładam potrawy z jadalni i dzwonię dzwonkiem na znak, że mogą już zejść, stawiam jeszcze dzbanek z wodą i szybko uciekam z powrotem do kuchni.
Sprzątanie całości nie zajmuje mi tak długo jak się spodziewałam, gdy kończę chować ostatnie naczynia, słysze głosy zaa ściany.
- Tak, to dla nas zaszczyt wasza wysokość. Oczywiście, że zjawimy się na spotkaniu po posiedzeniu rady, Aleksander byłby, ale niestety on już nie żyję. - Słyszę jak sztucznie próbuje pociągać nosem. Wspomnienie mojego ojca to już przegięcie nawet jak na nią. Szybkim krokiem wchodzę do pomieszczenia i wyrywam macochie słuchawkę, urządzenie z hukiem spada na podłogę ciągnąc za sobą resztę telefonu, który roztrzaskuje się na drobne kawałki. Patrzę przerażona na macochę, ta jednym sprawnym ruchem szarpie mnie za tył koszulki zmuszając abym wspięła się na palce.
- Ty mała gówniaro, co ty sobie myślałaś, wiesz z kim rozmawiała! Nie masz zielonego pojęcia co właśnie zrobiłaś, jesteś zbyt głupia by to pojąć! - Wskazuje na roztrzaskany telefon. - Posprzątasz to, a o kolacji jak i śnie możesz zapomnieć już ja o to zadbam. - Mów i rzuca mną co powoduje mój upadek na kolana. Opieram się łokciami o posadzkę, a po moim policzku spływa pojedyncza łza.
------------------------------------------------
No to mamy pierwszy rozdział, co powiecie na taki obrót spraw. Stara historia, ale w nowej wersji. Nowe przeznaczenie, nowe miłości nowe życie.
CZYTASZ
CINDERELLA V2
RomanceCo tu wiele mówić nowe przeznaczenie, nowe historie, stary zbieg okoliczności. Co będzie gdy ktoś w końcu przeciwstawi się systemowi, a może to właśnie bunt spowoduje rozpalenie miłości. Wiele nie zdradzę sami sprawdźcie.