Obudziła się z krzykiem, czując jak zimny pot osiada na jej ciele. Nie było to niczym nowym, czy dziwnym- realia w jakich przyszło jej dorastać zdecydowanie miały prawo przyprawiać o koszmary. Kilka minut zajęło jej, zanim uświadomiła sobie gdzie jest, jaki mamy dzień i co dokładnie wydarzyło się przez ostatnie kilka miesięcy.Nawiedziło ją wspomnienie chłodnych nocy w namiocie, ramion szmalcowników ciasno trzymających ją w uwięzi i stali szarpiącej za jej przedramię.
— Już po wszystkim— powtarzała sobie na głos, próbując się tym uspokoić.
Odgarnęła z czoła mokre włosy, opadając bezwładnie z powrotem w satynową pościel łóżka, które kiedyś należało do jej rodziców. Zerknęła na zegarek, była piąta. Nie opłacało się jej iść już spać. Był pierwszy września, początek ostatecznego końca jej edukacji.
Sekundy przeciągały się w minuty a minuty płynęły miarowo, bez końca. Gapiąc się bez celu w sufit przegrała z samą sobą, przymykając zmęczone powieki i odpływając w niespokojny sen.
Jakiś czas później coś ponownie, gwałtownie wyrwało ją ze snu. To był dźwięk którego nie była w stanie zlokalizować... jakby drapanie? Wstała z trudem, naciągając na siebie szlafrok swojej mamy i półprzytomna rozejrzała się po pokoju. Za szybą siedziała niewielka sówka trzymająca w dziobie gazetę. Prorok codzienny, czyli już ósma.
O matko! Ósma! Zaspała na pociąg.
Jeśli świat wiedział coś o Hermionie Granger, to był to fakt, iż każdą komórkę jej ciała pochłaniał chorobliwy perfekcjonizm- ona się nie spóźniała, ona nie miała złych ocen i nigdy nie pozwalała sobie na brak dyscypliny. Była zahartowana i ostra jak brzytwa, walczyła o swoją rację ponad wszystko, nawet jeśli sprawa na pierwszy rzut oka wydawała się być przegrana.
Ale czy mogło to ulec zmianie w momencie w którym się obecnie znajdowała? Była zmęczona, wojna wyssała z niej wszystko do dna, coś się w niej po prostu rozpadło.
Walcząc z gulą w gardle wywołaną paniką na samo słowo „spóźnienie" spróbowała doprowadzić się do porządku. Przeczesała nerwowo palcami po zaplątanych lokach, jakby ich wygładzenie miało poprawić sytuację. Odetchnęła pięć razy i już spokojniejsza posłała cienki uśmiech swojemu odbiciu w szybie, które wyglądało jak zadziwiająco młoda wersja jej własnej matki.
Nic dziwnego, była w tym jej szlafroku z gładkiej, czarnej satyny. Był miły w dotyku i wciąż przesiąknięty jej zapachem. Jej stopy spoczywały w kapciach z puszkiem, o który non stop plątała jej się złota bransoletka na kostce.
W ciągu ostatnich dwóch lat jej rysy twarzy znacznie się wyostrzyły, z nastolatki przemieniła się w kobietę. Jej niegdyś wiecznie puchate włosy nabrały swoistego ładu i chociaż wciąż plątały się w zawiłe supły to zazwyczaj miękko spływały po plecach- były ledwie o dwa, może trzy tony jaśniejsze od tych mamy. Jej jasna skóra o naturalnie ciepłych tonach stanowiła kontrast do oczu, których tęczówki i źrenice niewiele różniły się kolorem- przynajmniej dopóki nie stawała w słońcu, gdzie ciemny brąz zaczynał mieszać się z płynnym złotem. Mała, dobrze odwzorowana kopia.
Jedynie kształt ust miała podobny do taty.
Posłała sobie ostatnie spojrzenie, temat jej rodziców wciąż był dla niej bolesny.
— A więc jest ósma, Hermiono Granger— powiedziała sama do siebie— A ty to zaakceptujesz.
Usiadła przy niewielkim, okrągłym stoliku i kilkoma machnięciami różdżki przyrządziła sobie kawę, która teraz jak niesiona na delikatnym wietrze, lewitowała wprost do jej dłoni. Chwilę patrzyła w zamyśleniu na swoją pedantycznie wysprzątaną kuchnię, trybiki w jej głowie kręciły się z zawrotną szybkością obmyślając plan dotarcia do szkoły. Postanowiła aportować się bezpośrednio do Hogsmeade i wpaść do Hogwartu przez miodowe królestwo. To było rozsądne, chociaż z tyłu jej głowy dalej męczyło ją to ukłucie rozczarowania samą sobą.
CZYTASZ
Szekspir i inne afrodyzjaki
FanfictionKompletnie różni. Bardzo podobni. Hermiona i Draco zawsze rywalizowali o wszystko- wyniki w nauce, najbezczelniejsze odzywki i punkty domów, ale gdzieś pomiędzy ich wzajemną niechęcią i ciągłą potrzebą postawienia kropki nad „i" wytworzyła się stref...