Epilog

865 55 3
                                    

Lucas

Z trudem przełknąłem ślinę, bo czułem, jakby do mojego gardła ktoś wepchnął co najmniej setkę wacików. Obleśne macki strachu otuliły moje ciało i za nic w świecie nie chciały wypuścić.

Nigdy wcześniej nie miałem takiej sytuacji. Prawdopodobnie dlatego nie wiedziałem, jak powinienem się zachować.

W głowie miałem tysiące pytań. Jak nas tu znalazł? Skąd wiedział, że Kimberly będzie u mnie? A może nie wiedział? Może to ja byłem jego celem? Może chciał mnie zabić, żeby znów mieć ją tylko dla siebie? Czy śmierć od postrzału boli?

Tę ostatnią myśl musiałem czym prędzej zepchnąć w otchłań umysłu.

Nie było to najprostsze, kiedy patrzyłem na pistolet, który dzieliło ode mnie zaledwie kilkanaście centymetrów.

— Ostrzegałem Kimberly, że pożałujesz.

Jego głos brzmiał złowieszczo. Był przesiąknięty jadem oraz chęcią zemsty. Jego twarz wyglądała, jakby nie miał w sobie żadnych emocji. Za to oczy... Wyglądały diabelsko. Gdyby mogły, zapewne ciskałyby kulami ognia prosto w moje ciało.

Ross otworzył drzwi szerzej za pomocą nogi. Następnie nie pytając o pozwolenie, wtargnął do środka. Robiłem powolne kroki w tył, pozwalając mu kierować się w przód. Prowadził mnie do salonu, co wcale mi się nie podobało. Jeśli Kimberly wyjdzie z łazienki, od razu ją zauważy. Nie mogłem na to pozwolić.

— Chcesz mnie zabić? — zapytałem wprost, czując jak wzbiera we mnie odwaga.

Znalazłem w sobie motywację, która mnie napędzała. Musiałem ochronić Kimberly, choćby za cenę własnego zdrowia. Bo szczerze wątpiłem, że ten psychol będzie w stanie mnie zastrzelić.

Z tego, co mówiła Kim i Clary, za bardzo obawiał się utraty swojej reputacji i pieniędzy. A gdyby pokusił się o morderstwo, straciłby wszystko w mgnieniu oka.

— Kimberly jest moją żoną, a ty mącisz jej w głowie. Jeśli usunę ciebie, ona wróci do mnie. Równanie jest proste.

Po tym zdaniu jednak powrócił strach. Wkurwiony psychopata nie będzie tak niebezpieczny, jak zdesperowany psychopata.

Co ja gadam?

— Jesteście po rozwodzie. Ona do ciebie nie wróci. — Powiedziałem bez zastanowienia, czego natychmiast pożałowałem.

Ross odsunął się nieznacznie i niespodziewanie nacisnął spust. Kula przeszyła moją nogę, przez co upadłem na podłogę, zwijając się z bólu. Jebany skurwysyn.

— Kimberly jest moja — wycedził, po czym z całej siły kopnął mnie w twarz.

Zawyłem, czując jak mój policzek oraz kącik ust zaczynają pulsować. Otarłem twarz dłonią i zauważyłem na niej ślady krwi.

Coraz bardziej zaczynałem się obawiać o Kim. Przecież w każdej chwili mogła tu wejść. Tym bardziej po usłyszeniu huku wystrzału.

— Będziesz się nade mną pastwić czy użyjesz tego pistoletu, jak należy?

Z niewiadomych przyczyn chciałem go zdenerwować. Być może chodziło o granie na czas, bo w końcu mieli się tu pojawić Austin i Clary. Ale czy rozwścieczenie go rzeczywiście dawało mi jakieś szanse?

— Najpierw przywiążę cię do kaloryfera. Później znajdę swoją żonę i zerżnę ją na twoich oczach. Potem zwiążę również ją, żeby móc zacząć się nad tobą znęcać. Żebyś wył z bólu i słuchał jej krzyków, kiedy będzie błagać mnie o litość. Ale ja nie znam litości. Dlatego zabiję cię na jej oczach. A na koniec zabiorę Kimberly z powrotem do Stanów, gdzie będzie musiała wynagrodzić mi to, co zrobiła. A wiesz w jaki sposób?

Our losing game Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz