Rozdział 27

5 1 0
                                    



Jedenaście lat wcześniej

Razem z rodzicami zmierzaliśmy do Madrytu. Z tego co pamiętam w kwestiach inwestycji oraz spotkania ze starymi, dobrymi znajomymi. Droga dłużyła się jak nigdy, głównie zabawiałam się patrząc w dziecięce bajki na tablecie, który dostałam od ojca. Po kilku godzinach zajechaliśmy na miejsce, a gdy wysiadłam z auta zdumiona byłam jako małe dziecko widząc ogromny biały dom, który mierzył może nawet i trzy piętra. Miał wielkie dwie kolumny pnące się w górę gmachu budynku. Otworzyłam mimowolnie usta, a będąc małą dziewczynką wszystko co było duże sprawiało wrażenie jeszcze większego.

Matka złapała mnie za rękę i pociągnęła lekko w kierunku drzwi wejściowych, ojciec wyciągnął jedną, niewielką walizkę z bagażnika i po chwili dołączył do nas. Drzwi zaraz po tym otworzyły się. One także były ogromne, białe. We framudze dojrzałam kobietę i mężczyznę w podobnym wieku do moich rodziców. Być może byli jedynie kilka lat starsi. Tuż za nimi stał chłopak, który mierzył prawie do piersi swojej matki, a między rodzicami stał niższy i zdecydownie młodszy chłopiec, którego głowa jedynie sięgała bioder własnej matki. Jednak myślę, że mimo wszystko był ode mnie starszy, wydawał się na starszego.

Bracia mieli piękne ciemne włosy, które były bujne, a kręciły się one w urocze loczki.

Ucieszona młodszym towarzystwem szybko w podskokach podbiegłam do chłopców i pokazałam im bajki na swoim tablecie. Rodzice w tym momencie przywitali się z domownikami tego ogromnego budynku.

— Jestem Luciano — odezwał się starszy z chłopców wskazując na siebie. — A to jest Luis — wskazał znacznie niższego od siebie chłopca, który był nadto nieśmiały.

— Super — pisnęłam szybko. — Ja jestem Izzy, pobawimy się? — spytałam radośnie i oddając tablet w ręce swojej matki zaczęłam biegać wraz z chłopcami po pomieszczeniach budynku.

Był on jak wielki plac zabaw, z milionem miejsc do chowania, zabawy.

Większość dnia spędziłam jednak w ogrodzie, który przypominał ogród z bajki „Alicja w krainie czarów", czułam się w nim jak najpiękniejsza księżniczka. Często Luciano zostawiał mnie samą z Luisem, który po upływie czasu zaczął się ze mną solidnie bawić w księżniczki i księciów. Luciano przez to iż był starszy od nas nie interesował się aż tak naszymi zabawami, jednak widziałam nie raz, że próbował się dopasować. Biegałam po wielkim ogrodzie, chowałam się przed szukającym aż nie usłyszałam głosu swojej matki.

— Izzy — krzyknęła ile starczyło sił. — Musimy jechać, chodź skarbie.

Na te słowa ostatni raz schowałam się w wielkim, zabawkowym domku, a do mnie dołączył Luis, który jedynie położył wskazujący palec na swoich ustach abym była totalnie cicho. Chciałam zostać w tym ogrodzie na zawsze i bawić się lalkami od rana do wieczora. Patrzyłam na Luisa, który wystawił w moją stronę mały różowy kwiatek za pewne z jednego z krzewów. Nieśmiało wzięłam go z jego drobnej dłoni i uśmiechnęłam się patrząc w jego ciemne oczy. Jednak nasza kryjówka okazała się nie być zbyt najlepsza, a ja w jednej chwili poczułam czyjąś dłoń na swoim ramieniu.

— Tu jesteś — usłyszałam ojca i widząc jego radosną minę od razu się uśmiechnęłam.

Wyszłam z domku, a tuż za mną to miejsce opuścił Luis. Ojciec wziął mnie na ręcę, a ja ostatni raz spojrzałam na małego chłopca, a później Luciano gdy wychodziliśmy z ogrodu. W ręce nadal trzymałam mały, różowy kwiatek.

Chce być twojaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz