Azirafal zapalił świeczkę i zgasił lampkę. Crowley siedział na łóżku, wsparty plecami o wezgłowie; miał na sobie tylko bieliznę, a jego zwykle perfekcyjnie ułożone włosy opadały na twarz pojedynczymi kosmykami.
Pomógł swojemu aniołowi się rozebrać. Niespiesznie, raz po raz składając pojedyncze pocałunki na odsłoniętej skórze, pomrukując ciche komplementy. Na koniec pozwolił, by Azirafal zsunął z niego bieliznę. Crowley przymknął oczy i westchnął rozkosznie, kiedy wargi ukochanego pieściły jego podbrzusze.
Nieważne jak zmęczony, demon nigdy nie rezygnował z choćby i krótkiej chwili tuż przed snem. Dotyk nie musiał kończyć się orgazmem, wystarczyły leniwe pocałunki, bliskość skóra przy skórze, splecione razem dłonie. Samo spojrzenie w najpiękniejsze błękitne oczy przynosiło spokój, jakiego Crowley nie spodziewał się kiedykolwiek doświadczyć.
— Będę przy tobie przez całą noc — obiecał Azirafal, kiedy obaj ułożyli się pod kołdrą. Wsparł głowę na ramieniu demona i wplótł palce w jego włosy. — Będę czuwał nad twoim snem.
Crowley rozchylił językiem wargi swojego anioła i głęboko go pocałował. Taki rodzaj odpowiedzi przychodził mu o wiele łatwiej niż przyznanie na głos, jak bardzo jest Azirafalowi wdzięczny za to poczucie bezpieczeństwa.
To był ich codzienny rytuał: aromatyczna herbata, różana świeczka przy łóżku, Azirafal tulący Crowleya do snu. W bladym świetle obserwował wymalowane na najpiękniejszej twarzy odprężenie i gładził ukochanego po policzku – aż do samego rana.
~*~
Gabriel nakazał Azirafalowi stawić się w Edynburgu. Z uszczypliwością oznajmił, że skoro Azirafal jest zbyt rozproszony, by podołać swoim ziemskim obowiązkom, od teraz zastąpi go Muriel.
— Podejrzewam, że wcale nie jestem do niczego potrzebny — ocenił Azirafal.
— Ngk — mruknął w odpowiedzi Crowley. — Proszę, uważaj na siebie. Nawet jeśli Gabrielowi chodzi tylko o pokazanie władzy.
Starał się nie okazywać niepokoju, jaki budziło w nim rychłe spotkanie Azirafala z archaniołem. To były jego emocje, jego ucisk w piersi — cholernie irytujące, cholernie ludzkie — i musiał poradzić sobie z nimi sam. Przecież zawsze radził sobie sam.
Dochodziło do tego coś jeszcze: panika, że to ich pierwsza rozłąka, odkąd wino i niewinny flirt Azirafala dodały Crowleyowi odwagi, by wyznać swoje uczucia.
Był sobą zażenowany; we wszystkich znanych sobie językach ubliżał sobie od cholernych kretynów i idiotów. To było niedorzeczne: uczucie, jakby nagle odcięto mu powietrze.
Nie pomogło, że już pierwszej nocy Crowley nie mógł zasnąć. Pościel pachniała Azirafalem, pachniała nim koszula, w którą wtulał się demon, ale to była wyłącznie marna namiastka prawdziwej bliskości. Nic, co równałoby się z miękkością i ciepłem ciała najdroższego anioła.
Pomogło za to wino — cała butelka wypita w przeciągu paru minut.
Obudził się spocony. Dopiero potem przyszło rozluźnienie: to tylko sen. Koszmar. Straszniejszy od tych, w których Crowley znów spadał z Nieba, w których własny krzyk rozrywał mu płuca, w których gwiazdy bezpowrotnie gasły.
Straszniejszy, bo tym razem nie chodziło o niego. Obraz płonącego w piekielnym ogniu Azirafala nie opuścił jego głowy aż do rana i dopiero, kiedy usłyszał w telefonie najpiękniejszy głos, lęk nieco ustąpił. Tym mniej rozsądne byłoby wspominanie o bezsenności; Crowley nie zamierzał niepotrzebnie martwić swojego anioła.
CZYTASZ
rytuał || aziracrow
FanfictionCrowleya co noc męczą koszmary - chyba że jego anioł jest obok. One-shot.