Lucas
16.07.2032
BuffaloOstatni raz przejrzałem się w lustrze i z uśmiechem wyprostowałem plecy. Na komodzie przy wyjściu stało niewielkie pudełeczko oraz bukiet fioletowych tulipanów obwiązanych złotą wstęgą. Może nie było to perfekcyjne połączenie kolorów, jednak miało wyjątkowe znaczenie.
Kącik ust drgnął jeszcze wyżej, gdy w odbiciu lustrzanym dostrzegłem złoty krążek odbijający promienie lipcowego słońca.
Już niebawem zaczną się kolejne igrzyska. Tym razem ostatnie w mojej siatkarskiej karierze. Jednak przed tym czekała nas jeszcze jedna ważna impreza.
Poprawiłem muchę w odcieniu fioletu i nie mogłem się nie uśmiechnąć, kiedy kątem oka dostrzegłem Kimberly. Miała na sobie przepiękną, sięgającą do samej ziemi sukienkę w kolorze identycznym jak moja mucha.
Siłowała się właśnie z zapięciem srebrnych sandałków, co marnie jej wychodziło. Podszedłem do niej, oferując pomoc, jednak odrzuciła propozycję.
Poszedłem zatem do sypialni, gdzie mieliśmy schowany prezent dla naszej młodej pary. Co prawda nie było zbyt dużego problemu ze schowaniem niewielkiej koperty, ale woleliśmy mieć pewność, że te osoby nie dostaną jej w swoje ręce przed ślubem.
— Myślisz, że im się spodoba? — zapytałem, lecz w odpowiedzi usłyszałem przekleństwo.
Kim dalej siłowała się z butami, dlatego znów pobiegłem do niej z odsieczą. Tym razem się nie sprzeciwiała. Wysunęła najpierw jedną, a później drugą stopę w moją stronę, a ja zwinnie zapiąłem paski.
— Kupiliśmy im bilety na Malediwy — przypomniała. — To musi im się spodobać. A jeśli nie, to ja chętnie tam polecę.
Pokręciłem głową z niedowierzaniem.
— Chodźmy już, bo za chwilę się spóźnimy.
Pozwoliłem jej iść już do auta, a ja w tym czasie zabrałem jeszcze kwiaty i pudełeczko.
Na szczęście zarówno ślub, jak i wesele odbywały się stosunkowo niedaleko od naszego domu, dlatego w mgnieniu oka dostaliśmy się pod wskazany wcześniej adres.
Kiedy Kim podążała ku rozstawionym na zewnątrz krzesłom, ja biegłem, by zdążyć jeszcze zobaczyć się z Olivią przed rozpoczęciem tego ogromnego przedsięwzięcia, zwanego ślubem.
Na szczęście zdążyłem, chociaż zostało już naprawdę niewiele czasu do wyjścia. Sam dziękowałem sobie w duchu za swoją zwinność i prędkość. Przecież gdybym się spóźnił, Olivia z Xavierem prawdopodobnie by minie zabili. Zwłaszcza że byłem świadkiem.
Nie zdążyliśmy jednak wymienić ze sobą ani słowa, ponieważ czas naglił. Tata już przyszedł po Liv, żeby odprowadzić ją do Wilde'a, czekającego na ślubnym kobiercu.
Nie chcąc przedłużać, przytuliłem mocno siostrę, następnie zostawiając ją oraz idąc w wyznaczone dla siebie miejsce.
Przez cały czas nie mogłem jednak skupić uwagi na Olivii. Zamiast tego wpatrywałem się w swoją kobietę, która tego dnia wyglądała naprawdę nieziemsko. Siedziała tuż obok Austina i Clary, co kilka chwil wymieniając z nimi jakieś uwagi.
Ten dzień był wyjątkowy.
Ba!
Ten rok był wyjątkowy, a jeszcze się nie skończył.Moje rozmyślania nie trwały zbyt długo, ponieważ rozbrzmiały dźwięki spokojnej melodii, a Liv wraz z tatą właśnie podążała spokojnym krokiem po białym dywanie.
CZYTASZ
Our losing game
RomansaOn, czyli kapitan siatkarskiej reprezentacji USA. Ona, czyli nieśmiała wizażystka, która zdecydowaną większość czasu spędza w pracy. On desperacko pragnie miłości, a ona wzbrania się przed tym uczuciem z niewiadomych dla niego przyczyn. *** To prze...