Choć pragnę opowiedzieć wam historię najdokładniej, jak jestem w stanie, nie potrafię określić jej początku w rzetelny sposób.
Z licznych, zasłyszanych opowieści, mogę jedynie przepuszczać, że to co dzisiaj nazywane jest przez istoty ludzkie „końcem świata" nastąpiło w dwa tysiące dwudziestym roku. Nie znam już jednak nikogo, kto żył w tamtych czasach i byłby w stanie potwierdzić te słowa.
W owym, pamiętany dla przedstawicieli gatunku ludzkiego roku, wirus zabił niemal siedemdziesiąt procent populacji ziemi.
Wojna neklearna, która, jak opisują te legendy, nastąpiła w połowie roku dwa tysiące dwudziestym, zniszczyła ponad połowę naszej planety.Nie te jednak wydarzenie określa się „końcem świata". To pojawienie się nieśmiertelnych, krwiożerczych istot, ostatecznie skreśliło losy ludzkości, która, choć w późniejszych wstała z kolan, nigdy już nie odzyskała dawnej potęgi.
Owe budzące grozę istoty, zbyt potężne, aby ktokolwiek był w stanie wyjść im naprzeciw, przejęły ocalałe ziemię, a garstkę ludzkości, która zdołała przetrwać, osiedliła się tuż za ich granicami
-na pustkowiu, pozbawionych roślin, zwierząt jedzeni oraz pitnej wody.Za murami, którymi się otoczyli, odgradzając się od największego zagrożenia, które na nich czyhało - żadnych krwi wampirów oraz surowego, potężnego króla, nimi władał, z czasem narodziły się nowe legendy...
Jedna z nich, opowiadana przez starszych już nie żyjących, brzmiała właśnie tak:
„Nadejdzie dzień, w którym nieśmiertelny pokocha słabe, ludzkie dziewczę, miłością tak silną, że byłaby w stanie zburzyć każdy mur, powalić najstarsze drzewa, poruszyć najtwardsze kamienie, bowiem.... martwe serce pozna czystą krew".
Ale.... To przecież legenda prawda?
J.W