Właśnie wchodziłam do samolotu. Zapięłam pasy, siedząc obok mamy. Czułam strach i ekscytację, dlatego, bo to był mój pierwszy raz latać samolotem.
Gdy wystartowaliśmy, strasznie szumiało mi w uszach. Mój tata powiedział, że to normalne, ale i tak sie zestresowałam. Po kilku minutach pojawiła się obsługa i proponowali picie i jedzenie: kawy, herbaty, ciastka, kanapki, owoce różnego pochodzenia. W pewnym momencie nas zatrzęsło, dlatego jedna z pań prawie się przewróciła i zachichotałam pod nosem.
Turbulencje nie zaczęły ustępować, więc serce zaczęło mi walić. Wiedziałam, że turbulencje zdarzają się przy prawie każdym locie, ale chwilę później zatrzęsło jeszcze mocniej. Bardzo się wystraszyłam, lecz gdy patrzyłam na rodziców, oni tylko się uśmiechali, mimo tego, że w ich oczach widziałam strach. Sama zaczęłam się trząść.
Chwilkę później trzęsienia ustąpiły, więc trochę się uspokoiłam. Pilot tylko rzucił;
-Przepraszam, ale mamy tu bardzo trudne warunki do latania. Proszę się nie martwić i życzymy miłego lotu.Jakby nie no, ja będę w stu procentach spokojna, pomyślałam sobie, wywracając w myślach oczami. Ale wtedy zaczęło się to.
Zaczęliśmy się powoli obniżać. Myślałam, że już lądujemy, ale zamiast pięknej wyspy zobaczyłam stany. Halo, to miał być wypad do Europy! Nie powiem, trochę się zlękłam, bo zamiast delektować się podróżą, to ja co minutę się stresowałam.
Obniżaliśmy się coraz szybciej, serce zaczęło mi intensywnie walić w klatkę piersiową. W pewnym momencie zaczęliśmy po prostu spadać. Wiedziałam, co się zaraz stanie. Zaczęłam płakać, jak na przykład teraz moja mama i inni ludzie.
-Córeczko, kochanie, wiedz, że cię koc... - nie dokończyła. Coś uderzyło w moją głowę, a potem zapadła ciemność.