9

3 0 0
                                    

*Liwia Wysocka*

Można powiedzieć, że byłam już gotowa do wyjścia a była dopiero szesnasta co oznaczało że jeszcze godzinka.

Nie chciałam iść do Gai ponieważ wiedziałam, że jedno słowo źle i przez ten cały stres związany z wydarzeniem które odbędzie się za niedługo, możliwe że wypchnie mnie przez okno, ewentualnie zadźga nożem. Ale niestety zagrożenie samo przyszło.

-LIWIA!!!!
-Jezus słyszę spokojnie, co tam?
-Odpuszczę, nie dam rady. Nie pojadę tam.
-Osobiście cię tam zaprowadzę, nie ma szans że pozwolę ci odpuścić.

Jak powiedziałam tak zrobiłam, wzięłam dziewczynę na ręce i zaniosłam do samochodu.

-Albo jedziesz z własnej woli, albo zaniosę cię do mojego auta i to ode mnie będzie zależeć kiedy wrócisz do domu.
-Dobra już pojadę sama.
-W takim razie do zobaczenia na stadionie.

Zdecydowanie poszło szybciej niż myślałam, doskonale wiedziałam że chce tam jechać, tylko była jej potrzebna lekka pomoc.
Pomachałam Gai i ruszyłam do swojego samochodu udając się na miejsce gdzie miałam zobaczyć się z Martiną, fakt byłam lekko przed czasem ale pogoda była na tyle sprzyjała, że aż żal nie skorzystać.
Na szczęście nie tylko ja tak pomyślałam gdyż dziewczyna była już na miejscu.

-A co ty tak wcześnie, dopiero za pół godziny miałyśmy się widzieć.
-Pomyliłam godziny, myślałam że na szesnastą się widzimy i już chciałam pisać gdzie jesteś ale zrozumiałam, że to mój błąd.  A jak Gaja, stresuje się?
-Tini nawet nie wiesz jak bardzo, dawno nie widziałam jej w takim stanie.
-Rozumiem, to tak ja grałam swój pierwszy koncert, nigdy nie zapomnę tego stresu. Niby zupełnie dwie różne okoliczności a stres podobny.
-Dokładnie, nie spałam dobre dwa dni przed swoim pierwszym koncertem, a teraz to dla mnie norma. Jestem pewna, że za jakiś czas Gaja będzie powtarzać że zupełnie nie miała czym się stresować.

Nie ukrywam gdyż naprawdę fajnie mi się z Martiną spędzało czas, szkoda że mogłyśmy się widzieć dość rzadko ze względu na inne miejsce zamieszkania. Mam nadzieję, że będzie mi dane częściej odwiedzać Madryt, naprawdę bardzo mi się podoba to miasto i wierzę że uda nam się to jakoś organizować w końcu to tylko lekko ponad godzina samolotem.

Przez kolejny czas rozmawiałyśmy o tym co się działo przez te ostatnie dni, a w miedzy czasie ruszyłyśmy na Camp Nou. Co by nie mówić, stadion był naprawdę ładny i klimatyczny.

Weszłyśmy osobnym wejściem, tak samo jak na Metropolitano i szłyśmy w stronę szatni. W drodze zobaczyłam Gaje udającą się w tę samą stronę tylko pod szatnię piłkarzy FC Barcelony.

-Powodzenia misia, dasz radę.
-Dziękuję słodka.

Tylko tyle udało nam się porozmawiać, nie chciałam jej zatrzymywać żeby nie rozproszyć jej pierwszego dnia w pracy.

Tini weszła do szatni atletico a piłkarze w barwach niebiesko czerwonych zaczęli wychodzić ze swojej, zobaczyłam tam osobę z którą miałam okazję parę dni wcześniej porozmawiać, i on chyba także mnie zauważył gdyż zmierzał w moją stronę.

-Hej Liwia, faktycznie czekasz na naszych dzisiejszych przeciwników.
Jules od razu po tym się zaśmiał, był naprawdę uroczy.
-Tak to prawda, ale chyba mniej im się spieszy.
-Czekasz na kogoś, czy tak po prostu sama tu stoisz ?
-Przyjaciółka jest w środku.
-Czemu też nie wejdziesz ? Jako piłkarz mówię, że przed rozgrzewką jest tyle ludzi tam i nikt nie zwraca na to uwagi.
-Może masz rację, ale czułabym się z tym niekomfortowo.

Wymieniliśmy jeszcze parę zdań gdy w końcu czerwono biali również zaczęli wychodzić, o dziwo pierwszy był już trochę znany mi Griezmann.
Na jego twarzy pojawiło się lekkie zdziwienie z kim rozmawiam, ale podszedł i przywitał się ze swoim kolegą z reprezentacji.
Jules odszedł od nas żegnając się ze mną, a Antoine nie przegapił okazji żeby zagadać.

-Skąd go znasz?
-Ciebie też miło widzieć.
-Przepraszam, po prostu byłem zdziwiony widząc ciebie i Kounde.
-Poznaliśmy się parę dni temu na imprezie.
-Fajnie.
-Rozumiem, że zapewne ciężko jest ci być na tym stadionie ale przyszłam tu kibicować atletico i Jules doskonale o tym wie, to że z nim rozmawiam nic nie zmienia.
-Spokojnie, nie musisz się tłumaczyć.

Nawet nie zauważyłam kiedy reszta drużyny wyszła z szatni a w tym Tini i Rodri.
Przywitałam się z nim a następnie gdy chłopaki poszli na rozgrzewkę, my udałyśmy się na trybuny.

Zawodnicy byli już na boisku, sędzia właśnie zagwizdał i mecz się rozpoczął. Widziałam jak Gaja stoi na dole z aparatem i nie ukrywam że wzruszyło mnie to. Wierzę, że będą zachwyceni jej zdjęciami.

Martina dalej robiła za mojego prywatnego komentatora bo chodź to już drugi mecz na którym jestem, zasady piłki nożnej dalej są dla mnie nie jasne.
Jedyne co mogę sama stwierdzić to to, że piłkarze Barcelony są częściej przy piłce, mimo to Atletico również miało jakieś akcje.
Dokładnie w 23 minucie padła pierwsza bramka. Dla Barcelony. Strzelił jak się dowiedziałam jakiś Gavi. Nie za dobrze się to zapowiada, choć czerwono biali mieli jeszcze sporo czasu na odrobienie tej straty.
Z racji tego iż nie do końca jeszcze rozróżniałam i znałam zawodników Los Colchoneros skupiałam się na dwóch piłkarzach, De Paul i Griezmann.
No i wiadomo, że czasem na Kounde oraz Lewandowski skupiali moją uwagę ale skoro powiedziałam że będę za Atletico, to jestem za Atletico.

Antoine wydawał się inny niż na poprzednim meczu, fakt iż mogło to być spowodowane wieloma czynnikami i tak uważam, że główną rolę odgrywa stres związany z grą na swoim dawnym boisku. Był mniej skuteczny, jego podania nie wychodziły mu tak jak na meczu w środę, nie utrzymywał się długo przy piłce i nie stanowił problemu żeby przeciwnik z łatwością mu ją zabrał a on sam nie był pierwszy do odebrania futbolówki od piłkarza biegnącego w stronę bramki na której stał Jan Oblak.
O tym Oblaku wspomniała mi Tini, ale tutaj nie było problemu z odróżnieniem go od innych zawodników.

Pierwsza połowa meczu dobiegła końca dalej z wynikiem 1:0 dla Barcelony. Mimo iż kibiców atletico było znacznie mniej, nie dawali o sobie zapomnieć. Śpiewali swój hymn i starali się dawać jak największe wsparcie swojemu klubowi.

W czasie przerwy dowiedziałam się iż Atletico mają tendencję do przegrywania meczy wyjazdowych więc tym bardziej rozczulali mnie kibicie którzy mimo takiej tezy wybrali się tutaj aby wesprzeć swoich ulubieńców.

Druga połowa zaczęła się zmianami ze strony gospodarzy, a Diego Simeone ewidentnie wstrzymał się z taką decyzją.
Te piętnaście minut przerwy dało naprawdę dużo gdyż Los Colchoneros częściej utrzymywali się przy piłce oraz mieli więcej naprawdę fajnych akcji, ale Ter Stegen dzielnie bronił swojej bramki.
Nawet Antoine stał się bardziej aktywny a nawet dostał żółtą kartkę.
Powoli zaczęłam rozumieć o co chodzi i łapać pojedyncze zasady, wiadomo iż nie było to w takim stopniu, że mogłabym zostać komentatorem ale niektóre momenty gry stawały się być bardziej zrozumiałe.

Mecz już prawie się kończył, arbiter doliczył ostatnie cztery minuty a wynik dalej pozostawał bez zmian, do momentu w którym Angel Correa w sytuacji sam na sam z bramkarzem skierował piłkę do siatki.
Kibice gości podnieśli się do góry i odśpiewali swój hymn będąc ogromnie dumni z tej bramki.
Spotkanie zakończyło się remisem.

Wraz z Martiną czekałyśmy przy szatni na piłkarzy, myślałam że będzie jak do tej pory czyli Rodrigo oraz Antoine przyjdą do nas na szybką po meczową rozmowę, tak się nie stało gdyż Griezmann z dość słabym i widocznym brakiem humoru wziął telefon i do kogoś zadzwonił. Zdenerwował się jeszcze bardziej gdy jego rozmówca nie odebrał. Nie patrząc na nikogo wszedł do szatni i parę minut później z niej wyszedł dalej z nikim nie rozmawiając a nawet na nikogo nie patrząc.

-Co mu jest?
Po tym pytaniu Martiny zrozumiałam, że takie zachowanie nie było normą i nie zdarzało się często.
-Nie wiem, w sensie domyślam się o co chodzi, ale nie chce naciskać, obstawiam że musi to być coś mocnego skoro tak zareagował.
-Dokładnie, widok wkurzonego Griziego to rzadkość zwłaszcza gdy zremisowaliście z jego dawnym klubem. Nie powinien być o to zły.
-To zdecydowanie nie chodzi o klub, w sensie na pewno jego mniejsza skuteczność na meczu była tym spowodowana natomiast teraz to zupełnie coś innego. Pogadam z nim później jak już emocje mu opadną.

Słuchałam tej rozmowy lekko zdezorientowana, nie wiedziałam jak mam postąpić dlatego postanowiłam nic nie mówić. Nie znałam go więc w tym gronie jestem ostatnią osobą która może się wypowiedzieć na jego temat.

Hope Donde viven las historias. Descúbrelo ahora