Wszędzie jest biel. Doprowadza mnie do szału.
Zataczam okręgi na białej podłodze, wśród białych ścian i białych mebli w równie białej szacie. Do czegoś na kształt zalążku szczęścia brakuje mi chociaż jednego koloru, który przełamywałby ten lodowy wystrój. Byłabym usatysfakcjonowana, gdyby był to chociażby jasnoszary czy kremowy, a tymczasem jedyną odmienną barwą jest szata Pani N. w kolorze wyblakłej szarości, której równie jasnoszare oczy bacznie lustrują moje poczynania.
Monotonia to motto mojego życia.
- Dlaczego nigdy nic do mnie nie mówisz? – Podejmuję próbę konwersacji z jedyną żywą istotą w obrębie kilkunastu metrów.
Cisza.
Przypatruję się jej smukłej postaci, która po wejściu do pomieszczenia zastygła niczym jeden z posągów w Królewskiej Bibliotece w moim ulubionym kąciku i ani myśli się ruszyć. Kątem oka dostrzegam błysk w okolicy jej głowy, ale znika tak szybko, że nie jestem w stanie znowu stwierdzić czy mi się to nie przywidziało.
- Mam pewne... ograniczenia. – Kobieta krótko kwituje, kiedy już tracę nadzieję, że doczekam się jakiejś reakcji.
- Ma to coś wspólnego z tym łańcuchem na Twojej szyi? – Podpytuję, a nieznacznie rozszerzenie oczu udziela odpowiedzi zanim ta jeszcze opuści jej usta. – Opowiedz mi zatem o czymś co możesz powiedzieć, a co nie wywoła niepożądanej reakcji.
- Główna Dama jest niezwykle szczodra. – Suchy ton jej głosu absolutnie nie współgra z wypowiadanymi pochlebstwami.
- A mogłabyś mi powiedzieć coś prawdziwego? – Śmieję się, a następnie siadam na skraju łóżka, ponieważ zimno bijące od podłogi zaczyna nieprzyjemnie przechodzić przez cienki materiał butów.
- Na niektórych ziemiach zawisłaby na szubienicy, o ile wcześniej nie wyrwałabym jej serca.
Metal skrzy się czerwienią, lecz tym razem znacznie wyraźniej, co wywołuje u kobiety widoczny dyskomfort. Nie wiem czy w tym momencie dziwi mnie okrutność jej słów czy świadomość, że wiedziała jaka sankcja ją za nie czeka. Śmierć nie jest rozwiązaniem na żaden problem i nigdy nie powinna być sprowadzana do poziomu wyjścia na przysłowiową kawę.
- To dość makabryczne stwierdzenie. Mówisz o jakichś konkretnych ziemiach?
- Tam, gdzie lasy skrywają najbardziej magiczne istoty. Tam, gdzie woda jest niczym lazur.
- Przestań, przecież to Cię krzywdzi. – Wstaję zaniepokojona i podchodzę do niej.
- Tam, gdzie smoki okupują niebo. Tam, gdzie... - Pani N. przerywa i ciężko sapie, gdy ból staje się nie do zniesienia. Szarooka kuca na nogach, opierając się jedną ręką o zimne płytki. – Tam, gdzie On sprawuje rządy. – Ostatnie wyrazy są niczym szept wypowiadany na łożu umierającego, zanim kobieta bezwiednie pada na podłogę.
Strach.
Znowu zaciska na mnie swoje sidła, kiedy zamieram nie wiedząc co mam dokładnie zrobić. Robię więc najbardziej instynktowną rzecz na całym świecie – zakrywam dłońmi oczy w nadziei, że gdy je otworzę, to wszystko co złe zniknie. Niestety nie znika, a ja stoję na środku pokoju zastanawiając się jak się cuci człowieka.
Przekręcam jej szczupłe ciało na plecy, układając pod głowę pierwszą lepszą poduszkę, którą znajduję pod ręką, chociaż nie do końca pamiętam, skąd ją pozyskuję. Stopniowo coraz mocniej staram się ja szturchać. Podnoszę głos, wachluję dłonią, gładzę po dłoni. Nic. Kompletne zero odzewu. Przypatruję się jej z bliska, a dokładniej „biżuterii" uwieszonej na jej smukłej szyi. Czarna kłódka ma na sobie mistyczne wzory, lecz nigdzie nie ma dziurki do klucza. Nie posiada go czy to jakiś mechanizm otwierany w inny sposób? Metal nosi wyraźne ślady świadczące o jego próbie zerwania lub przecięcia. Głębokie żłobienia znajdują się na każdym centymetrze tej nietuzinkowej, okrutnej ozdoby.
CZYTASZ
Eden
RomanceEva Lumiere żyje w zawieszeniu między permanentnym strachem a synchroniczną rutyną aż nadchodzi dzień, którego nigdy się nie spodziewała, a jakiego podświadomie oczekiwała odkąd pierwszy raz dostarczyła tlen do swoich płuc. Nie ma na tyle odwagi, ab...