Prolog

35 9 5
                                    



Czy na sali jest egzorcysta? Totalnie oszalałam, poskradałam zmysły! Wpadłam na genialny pomysł, który tylko mógł mnie pogrążyć. Chcę wyciągnąć rękę do mojego największego wroga i zaproponować mu... ale dobra od początku... 

Jeśli kiedykolwiek wpadliście w tarapaty i szukaliście wyjścia, zapewniam was, że moje rozwiązanie było niczym w porównaniu z tym, co miało się wydarzyć. W tej chwili zmagałam się z jednym z największych wyzwań mojego życia – zaproszeniem na wesele, które mogło równie dobrze być nazywane „Testem cierpliwości i zdolności do ukrywania prawdy".

Wesele Ewy, mojej młodszej siostry, zbliżało się wielkimi krokami. Na pierwszy rzut oka, wszystko powinno być idealnie – piękna suknia, mnóstwo gości, doskonała zabawa. Ale był jeden mały, irytujący szczegół: potrzebowałam towarzysza. I to nie byle jakiego towarzysza, lecz kogoś, kto wprowadziłby mnie w świat, gdzie nie musiałabym znosić litościwych spojrzeń rodziny, które zawsze lądowały na mnie, jak na niechcianym cieście.

Ewa, moja młodsza siostra, która zawsze była przykładem romantyczką z krwi i kości, znalazła swojego księcia na białym koniu, no dobra do księcia było mu daleko, a koniem ciężko nazwać starą fabię, ale miłość całkowicie ją zaślepiła i postanowiła wziąć ślub. Oczywiście, nie mogłam się doczekać, by zobaczyć ją w sukni ślubnej i wysłuchać obietnic wiecznej miłości, ale była jedna drobna przeszkoda. Ewa zażyczyła sobie, żebym przyszła na wesele z osobą towarzyszącą. Problem polegał na tym, że nie miałam żadnego „towarzysza" – ani w sensie literalnym, ani w sensie emocjonalnym, no chyba, że mogłabym wyciągnąć z książki moich książkowych chłopaków. W moim idealnym planie nie było miejsca na „świeżo upieczonego narzeczonego" ani „rozczarowującego singla", ale tuż przed terminem zrozumiałam, że moja sytuacja jest o wiele bardziej skomplikowana niż myślałam. Oznaczało to, że moja wyimaginowana strefa komfortu właśnie stała się strefą absolutnej katastrofy.

I wtedy, w chwili desperacji, wpadłam na pomysł równie błyskotliwy, co szalony – wykorzystać Tymka, mojego wiecznego rywala i główne źródło złośliwych komentarzy w moim biurze. Tymek, ten sam facet, który potrafił wzbudzić we mnie emocje w rodzaju „chęć rzucenia się na jego biurko" lub „zaraz go zamorduję", miał być moim chłopakiem na niby. Tak, to właśnie ja, postanowiłam zaryzykować i przekonać się, jak bardzo można popsuć czyjeś życie w celu własnych korzyści.

- Cześć, Tymek - powiedziałam, wchodząc do jego biura z uśmiechem, który przypominał raczej uśmiech hieny niż wesołej dziewczyny. -Masz chwilę? Chciałam zapytać, czy chciałbyś być moim chłopakiem na niby na weselu Ewy? - zapytałam dość niepewnie.

Tymek uniósł brwi, jakbym właśnie zaproponowała mu udział w narodowej loterii bez szans na wygraną.

- Co? Przepraszam, ale chyba źle usłyszałem. Ty chcesz, żebym udawał twojego chłopaka? Dlaczego? - odburknął i próbował się nie roześmiać.

- Bo... - zaczęłam, próbując zachować spokój w obliczu nieuchronnych złośliwości. - Mam dość litościwych spojrzeń rodziny, gdy przyjdę sama. Zatem jeśli muszę mieć towarzysza, lepiej żeby był to ktoś, kto sprawi, że ludzie uwierzą, że moje życie miłosne jest w porządku. I... musisz być ty.

Tymek nie mógł się powstrzymać od śmiechu, ale ten śmiech miał w sobie nutkę niepokoju.

- Ty jesteś naprawdę szalona, Bianka. Jakie masz plany? Chcesz, żebym udawał twojego chłopaka przez cały wieczór? To ma być jakiś rodzaj karnej misji?

- Tak, a jeśli dobrze wykonasz zadanie, obiecuję, że nie będę ci dogryzać przez następne kilka tygodni.

Kiedyś mogłoby się wydawać, że zaproponowanie Tymkowi roli mojego chłopaka na weselu było najgorszym możliwym pomysłem. Ale wkrótce przekonam się, że tak naprawdę to była jedynie zapowiedź znacznie bardziej skomplikowanej układanki.

Przyznaję, że miało to swoje plusy – przynajmniej nie musiałam się martwić o dodatkowe pytania od babci, która zawsze miała zbyt wiele do powiedzenia na temat mojego życia osobistego. Ale wkrótce przekonałam się, że trzymanie Tymona blisko siebie na dłużej niż kilka godzin może oznaczać znacznie więcej niż tylko unikanie rodzinnych pytań. Może okazać się, że ten nasz układ może przynieść coś znacznie gorszego, przed czym broniłam się rękami i nogami. 

Miłość na zlecenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz