Rozdział 34

43 6 1
                                    


„– Czy widzę kogoś na drodze?

– Nikogo – rzekła Alicja.

– Ach, żebym ja miał taki wzrok – powiedział z żalem Król.

– Nikogo! Na taką odległość! Ja przy takim świetle widzę tylko tych, co istnieją..."


ALICJA

Przez zaledwie krótką chwilę zostaliśmy sami, gdy nagle zmaterializował się przed nami Janusz wraz ze swoją żoną. Po raz kolejny tego wieczoru serce podskoczyło mi do gardła. Ubrany był w idealnie skrojony szary garnitur, ale nie odświętny, szarą koszulę o kilka tonów jaśniejszą, której dwa górne guziki pozostawił odpięte. Oczy mu błyszczały, a usta zdobił szeroki, życzliwy uśmiech. Wydał mi się teraz o kilka lat młodszy. I trzeba przyznać, że jak na faceta dobiegającego sześćdziesiątki trzymał się całkiem nieźle. Jego żona również się do nas uśmiechała, ale jej uśmiech nie był już taki szczery. Wyraźnie drgał jej polik, aż chciałoby się powiedzieć, żeby się tak bidulka nie męczyła, ponieważ nikt tego od niej nie wymaga. Najwidoczniej sama narzuciła na siebie taki rygor. Ubrała się w krwiście czerwoną sukienkę do ziemi, mocno dopasowaną, ale nie nad wyraz elegancką. To bardzo szczupła kobieta, powiedziałabym nawet, że nieco wysuszona przez co rysy jej twarzy wydawały się znacznie ostrzejsze. Ciemny makijaż oczu sprawiał, że jej jasno - niebieskie tęczówki niemal mroziły. Ciemne, praktycznie czarne włosy z pojedynczymi siwymi pasemkami zaczesała do tyłu w luźnego koka. Ta kobieta to zupełne przeciwieństwo mojej matki. Natalia posiadała znacznie bardziej kobiece kształty, których akurat po niej nie odziedziczyłam, przez co miała, od kiedy tylko pamiętam, niesamowite powodzenie.

– Patryk, Alicja cieszę się, że przyszliście – przywitał się z nami i wyczułam, że jest szczery i nieco już wstawiony.

– Przepraszamy za spóźnienie, wujku. Jeszcze raz wszystkiego najlepszego. – Mężczyźni podali sobie dłonie po czym szybko się obieli klepiąc po plecach.

– Wszystkiego najlepszego, spełnienia marzeń. – Dodałam starając się zmusić do jak najszerszego uśmiechu na jaki było mnie w tym momencie stać. Oczy Janusza nieco bardziej rozbłysły, więc chyba mi wyszło.

– Dziękuję. Alu pamiętasz moją żonę, Iwonę. – Wskazał dłonią kobietę. Prawdopodobnie chciał położyć jej dłoń na plecach, ale się szybko odsunęła przy okazji mrożąc mnie wzrokiem. Urocza.

Prawdę mówiąc to pamiętałam ją jak przez mgłę. Prawie nigdy nie przyjeżdżała do Drapła. Podobno nie było tam warunków odpowiednich dla niej. Wielka dama.

– Tak, oczywiście. – Skłamałam bez mrugnięcia okiem siląc się na wymowny uśmiech. Zmrużyła złowrogo oczy, a jej usta w dalszym ciągu były wygięte w wymuszonym grymasie. Żołądek mi się ścisnął w obawie, że spróbuje mnie zaraz zaatakować.

– Nic nie pijecie? – Zapytała sztucznie miłym tonem.

– Prowadzę. Przyjechaliśmy osobnym autem. – Wyjaśnił Patryk.

– To, że ty prowadzisz nie oznacza, że Alicja nie może się napić, prawda? Albo na odwrót.

– Nie mam prawa jazdy – wyjaśniłam.

– Och, naprawdę – pogardliwie zmierzyła mnie wzrokiem. – Musisz koniecznie zrobić. Nie możesz zawsze być zależna od swojego mężczyzny. – Szpileczka. Niemal wysyczała te słowa. Modliłam się w duchu, aby już sobie poszła torturować innych tym swoim nieszczerym uśmieszkiem. Poczułam jak palce Patryka mocniej zaciskają się na mojej talii.

It's always been youOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz