chapter 1

373 29 9
                                    

*Luke's POV*

- Tato... musimy tutaj spędzić całe dwa miesiące wakacji? - zapytałem mojego tatę, kiedy ten oprowadzał mnie po domu pracowników w jego zakładzie.

To takie niesprawiedliwe, że jestem jego synem, a mam mieszkać z jego pracownikami, niż z nim w jego wielkiej willi, którą sobie kupił tutaj, gdy się dorobił na własnym interesie. 

Jestem Luke Hemmings, mam 19 lat i przyjechałem właśnie z moim tatą do słonecznej i ciepłej Toskanii we Włoszech. Gdy byłem mniejszy, co roku przyjeżdżałem tutaj ze swoimi rodzicami na wakacje. Tym razem przyjechałem sam z ojcem, gdyż mama postanowiła zostać w Australii, bo wolała zająć się domem i co dwa dni ma spotkanie klubu książki. Nie chciała opuścić ani jednego spotkania, bo widać po niej, że ten klub jest dla niej całkiem ważny. Zgodziliśmy się na jej decyzję i wyjechaliśmy sami. 

- Musimy. Masz wreszcie nauczyć się samodzielności i zaznać, jak to jest, gdy się ciągle pracuje. A, że się nie uczysz, to ja wraz z mamą nie będziemy cię utrzymywać do twojej usranej śmierci, bo ty wolisz siedzieć w domu albo wychodzić z tymi swoimi durnowatymi koleżkami, niż wreszcie oglądnąć się za jakąś porządną dziewczyną, za jakimś mieszkaniem czy chociażby pracą. Człowieku, masz dziewiętnaście lat, weź się za siebie, bo skończysz na ulicy - mówił mój tata.

Bla, bla, bla. On wiecznie o jednym i tym samym. "Weź się za siebie", "znajdź wreszcie pracę", "wynajmij sobie jakieś mieszkanie". Bleh. Odkąd osiągnąłem pełnoletność rodzice cały czas się mnie czepiają, aż uszy odpadają, gdy się ich słucha. Nic dziwnego, że wolę wychodzić z kumplami, czy siedzieć w swoim pokoju niż spędzać czas z nimi. Chociaż kiedy mam z nimi spędzać czas, gdy oni wiecznie go nie mają? Ojciec cały czas w firmie od rana do nocy, zdarzają się wyjątki, że wraca wcześniej, ale jest to późny wieczór. A matka? Albo przesiaduje w tym klubie książki pół dnia, albo chodzi do koleżanek na plotki, albo jeszcze chodzi dorabiać. Ogółem mówiąc, to cała moja rodzina jest popieprzona. 

- Przecież jestem samodzielny, to wy mi wmawiacie, że tak nie jest - podążałem za moim ojcem, oglądając wszystko, co mi pokazywał.

- Nie wydaje mi się, żebyś taki był. Pokazałem ci wszystko, teraz znikaj mi z oczu, a jutro z samego rana pojaw się w pracy - powiedział poważnym tonem, po czym odszedł. 

Uh, jak ja go nienawidzę. Gdybym mógł, to bym został w Sydney z chłopakami i nie musiałbym tutaj siedzieć całe dwa miesiące, gdzie w ciągu tych dwóch miesięcy mógłbym zrobić mnóstwo pożytecznych rzeczy, niż pracować tutaj. 

Udałem się do swojego pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi. Mój pokój był duży z dwuosobowym łóżkiem, szafką nocną, białymi meblami i wielkim oknem z balkonem. Miałem też własną łazienkę, do której wchodziło się przez drzwi obok mojego łóżka. Z balkonu miałem widok na winnice. 

Wyciągnąłem z tylnej kieszeni spodni mój telefon. Sprawdziłem godzinę, która wskazywała 12:30. Postanowiłem, że udam się do centrum, bo nudziło mi się tutaj. Wziąłem swój portfel, klucze od pokoju i telefon, następnie wychodząc z hotelu i udając się w stronę miasta.

***

Kiedy siedziałem na dworze przy stoliku jednej z kawiarenek na mieście, gdzie popijałem zimny napój, przyglądałem się ludziom. Po drugiej stronie ulicy było pełno budek z jedzeniem, pamiątkami i innymi zbędnymi rzeczami, na które napalali się turyści i tutejsi mieszkańcy. Nagle usłyszałem krzyki dwóch dziewczyn, które szły w moim kierunku z walizkami w dłoniach. 

- Daj mi już spokój! Nie zrozumiałaś, co powiedziałam ci pod hotelem?! Wylatuję i gówno mnie to obchodzi, jak wrócisz do Stanów! Nie dam ci ani jednego grosza! To przez ciebie wyleciałyśmy z hotelu! - jedna z dziewczyn, która była blondynką, krzyczała do drugiej.

summer job // l.h.&l.j.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz