Witaj. Nazywam się Wielka Stopa i padłem ofiarą… nazwijmy to, obsesji Płomiennej Sadzawki. Przez to stałem się zły, lecz ostatecznie wróciłem na ścieżkę dobra. Pozwól, że ci opowiem…
Przyszedłem na świat, gdy Płomienna Sadzawka była jeszcze uczennicą, niedługo przed śmiercią jej mentora. Byłem jednym z trójki rodzeństwa - wraz ze mną urodziły się dwa inne kocury, Ropuszek i Żabek. Oni byli dużo bardziej stanowczy ode mnie; z łatwością umieli postawić na swoim. Ja zawsze miałem z tym problem.
Gdy byłem jeszcze uczniem, miały miejsce pewne wydarzenia związane z Płomienną Sadzawką. Najpierw w czasie bitwy z samotnikami straciła część swojego rodzeństwa.
Dwa księżyce po tym miało miejsce zgromadzenie, które było pełne napięcia; w końcu niewiele dni przed nim miała miejsce bitwa między naszymi klanami. Na tym zgromadzeniu Płomienna Sadzawka publicznie przeprosiła oba klany. Ja patrzyłem na to wszystko już jako wojownik, którym zostałem za heroiczną postawę w tamtej bitwie. Wysoka Stopa, jak to dumnie brzmiało… Jednak teraz patrzę na to imię trochę z obrzydzeniem, bo przypomina mi, jak okropnym kotem byłem.
Później zginęła trzecia siostra Płomiennej Sadzawki i kotka kompletnie oszalała. Popadła w jakąś dziką obsesję - chodziła od ucznia do ucznia, od kociaka do kociaka wiele razy pytając, czy któreś z nich nie chce zostać medykiem. Było mi szkoda tych kotów, ale się nie wtrącałem, póki sprawa mnie nie dotyczyła. Problem pojawił się, gdy zaczęła dotyczyć.
Pewnego dnia, gdy zabierałem się do wyjścia na polowanie, medyczka zaczepiła mnie.— Wysoka Stopo?
— Tak. — Obawiałem się, że mogę stać się jej następną ofiarą, ale nie dałem tego po sobie poznać.
— Czy zostaniesz moim uczniem? — Zapytała. Czyli miałem rację.
— Nie. Nie mogę. — Stwierdziłem stanowczo. Nie mogłem jej się dać. — Jestem wojownikiem. — Dodałem.
— Musisz. — Zniżyła głos do szeptu, sycząc.
— Nic nie muszę! — Warknąłem i wybiegłem z obozu. Medyczka pobiegła za mną.
— Ty nie rozumiesz, Wysoka Stopo! Jesteś moją ostatnią nadzieją! — Krzyczała nasza medyczka, a w jej oczach widziałem szaleństwo. Wtedy odezwał się mój brak asertywności, który mi często przeszkadzał za kociaka.
— Dobrze. Zostanę medykiem. — I chociaż wypowiedziałem te słowa z obrzydzeniem, medyczka wydawała się tak szczęśliwa z mojej decyzji, jakbym był kociakiem, który dopiero co zostaje uczniem i od początku interesował się ścieżką medyka.
Ja jednak taki nie byłem, zawsze chciałem być wojownikiem.
Później zaczął się nasz trening - na początku proste rzeczy, typu nauka ziół i chorób, a później już na żywych przykładach. Pomagałem kotom w ich problemach, z początku tylko w prostych sprawach (cierń w łapie czy jakaś niezbyt groźna choroba, typu biały kaszel), a później też w tych bardziej poważnych.Wciąż jednak miałem z tyłu głowy myśl, że muszę się zemścić na Płomiennej Sadzawce za odebranie mi normalnego życia jako wojownik. Pewnego dnia, gdy prowadziła mnie na ceremonię mianowania na medyka do
Księżycowego Dębu, zaatakowałem ją.Nie umiała walczyć, a ja tak, więc miałem przewagę. W końcu ją zabiłem, a ciało zakopałem. Nie poszedłem do Księżycowego Dębu. Klan okłamałem, że kotka zginęła zabita przez borsuka podczas naszego powrotu z mojej ceremonii, której tak naprawdę nie odbyłem - ale tego ostatniego już nikomu nie powiedziałem.
Później jako jedyny medyk Klanu Ziemi często celowo dawałem kotom złe zioła lub nie pomagałem im, mimo że często wciąż była duża szansa na ratunek. Przez to, mniej lub bardziej bezpośrednio, zabiłem aż dziesięć kotów, z czego połowa to były kociaki. Licząc z moją mentorką, ofiar miałem jedenaście.
Pewnego dnia poszedłem na spacer i spotkałem tam samotniczkę o imieniu Rosa. Była bardzo ranna. Pomogłem jej mimo myśli, by i ją zabić. Gdy zobaczyłem, jak bardzo cierpiała, nie mogłem jej zostawić. Później była mi ogromnie wdzięczna i stwierdziła, że ja z pewnością pomogłem i jeszcze pomogę wielu kotom. Następnie odeszła w swoją stronę, a ja zrozumiałem, jak wielki błąd popełniłem w swoim dotychczasowym życiu jako medyk.
Od tamtej pory już nigdy nikogo nie skrzywdziłem. Pomagałem kotom najlepiej, jak mogłem. Wyszkoliłem nawet ucznia, Gładką Łapę, który w odróżnieniu ode mnie nie był do niczego zmuszony; sam się do mnie zgłosił.
Gdy Gładkie Serce był już medykiem, mój stan zaczął się pogarszać. Coraz bardziej i częściej męczyły mnie myśli i koszmary związane z moimi czynami. Pewnego dnia nie mogłem wytrzymać i zjadłem jagody śmierci. Po śmierci trafiłem do Mrocznej Puszczy, ale dostałem możliwość raz na jakiś czas odwiedzania Klanu Gwiazdy.
CZYTASZ
Wojownicy. Legendy Klanów
FanficPisane z vicosimhvn NIEOPOWIEDZIANE HISTORIE I NOWE SPOJRZENIE NA TE ZNANE Przez wiele księżyców w obu klanach żyły koty, z których każdy ma swoją unikalną historię. Przekonaj się, jak wyglądały dawne losy klanów jak i spójrz od nowa na wydarzenia z...