125.

309 29 118
                                    


Sen/Wspomnienie, Nowy Orlean 1929 r.

Cały kadr oczu Lucyfera zajmowała puchata żółta piękność, pływająca beztrosko w obszernym jeziorze wśród swych małych pobratymców. Siedział na czworaka najbliżej brzegu jak to tylko możliwe, mocząc przy tym rękaw białej koszuli, obserwując z zapartym tchem oraz przesadnym entuzjazmem trasę, którą pokonują te stworzenia i pracę, jaką muszą wykonać w jej zakresie. Niesamowite.

Wiatr lekko rozwiewał jasne włosy w większości zakryte białą fedorą, którą przytrzymywał prawą dłonią.

Niedaleko w cieniu drzewa, jakieś kilka metrów za nim, w bezpiecznej odległości nie sugerującej, że mają ze sobą coś wspólnego, siedział Alastor czytający w spokoju książkę. Brunet miał wrażenia jakby wyprowadzał na spacer zwierzę lub dziecko. Oba te przykłady były zadziwiająco bliskie prawdy, biorąc pod uwagę wzrost niższego mężczyzny z którym przybył.

Jak na Diabła jego zachowanie można ocenić na niezwykle dziecinne, w szczególności kiedy w grę wchodzą kaczki, wtedy nie można go powstrzymać.

Robili to już trzy razy i zawsze sytuacja przybierała podobny obrót. Alastor udawał, że nie wie kim jest Lucyfer pożytkując czas na czytanie, tymczasem blondyn, po jakichś dwunastu minutach wgapiania się w zwierzęta, burzył te fasadę niszcząc przykrywkę jakimś spostrzeżeniem, które chciał aby zauważył brunet.

Interesująca rutyna.

Błękitne oczy Lucyfera, który przybrał ludzką formę by nie straszyć lokalnych mieszkańców, podziwiały piękne cuda natury rozkoszując się pobytem na Ziemi, chłonąc każdą cząstkę świata, który nijak nie miał przełożenia na Piekło czy Niebo. Istoty ludzkie były beztroskie szukając rzeczy, która zapewni im szczęście, bądź dążyli do wygórowanych ambicji jakie nie przetrwają po ich śmierci, a mimo to każdy z nich chciał osiągnąć coś w swym życiu. Nawet jeśli jest to nic nie znaczące i inni zapomną o tym za pięć, czy dziesięć lat. Dla człowieka, jako jednostki, jest to priorytetem i szczytem jaki muszą zdobyć aby zapewnić sobie status oraz lepszy byt.

Ta ulotność życia jest ekscytującą i smutna zarazem.

Mała kaczka zatrzepotała mokrymi skrzydełkami rozchlapując nimi wodę dookoła. Blondyn patrzył na to z fascynacją, prawie wpadając do dużego jeziora, choć możliwe że byłoby to najlepsze wyjście, ponieważ mógłby dzięki temu zostać częścią ich stada. Z lekka abstrakcyjna wizja, jednak biorąc pod uwagę nieuleczalną obsesję, nie odbiegała od możliwej realizacji.

Sięgnął do torby wyjmując garść jedzenia dla kaczek, które kupili w czasie przebytej trasy. Z radością patrzył jak stworzenia konsumują pokarm podpływając do niego coraz bliżej, instynktownie wyczuwając ich nowego żywiciela. Pospiesznie zakrył dłonią usta tłumiąc pisk, gdy zobaczył małe puchate kaczątko siedzące tuż obok niego, dziobem rozchylające zawartość torby. Nie chciał go spłoszyć, nie kiedy był już tak blisko upragnionego celu dotknięcia i wyściskania tego maluch. To byłoby jego pierwszy kontakt fizyczny z żywą, oddychającą kaczką. Zwykle miał do czynienia z gumowymi lub innego tworzywa.

Z drugiej strony, Alastor przerwał lekturę podziwiając rozklejonego Lucyfera tonącego w słodkości, nie wykonującego żadnego ruch, jedynie patrzył jak prawdopodobna nowa miłość życia tracą go łebkiem w udo. Ciekawe przedstawienie.

Czy naprawdę tak łatwo zabić Diabła???

Gdyby tylko inni wiedzieli.

Najwyraźniej mózg blondyna miał problem z poprawnym odbieraniem prostych informacji, a może już w ogóle nie istniał, trudno stwierdzić. Kolejne zatrzymanie akcji serca, kiedy maluch wszedł na jego kolana uznając je za wygodna poduszkę do spania.

Freakin Love [RadioApple] Hazbin HotelOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz