126.

322 32 84
                                    


Pół godziny wcześniej

Schodząc do salonu Alastor uprzednio sprawdził stan Lucyfera, wciskając mu w ręce znienawidzonego przez siebie pluszaka. Może i go nie cierpiał (gładził nim), jednak obecnie musiał odstawić ten absurdalny konflikt na bok, gdyż miał ważniejsze priorytety. Rany już się zagoiły, obaj wyglądali jak przed bitwą, pomijając małe zmęczenie i lekki ból głowy.

Przy barze spotkał Huska, samotnie pijącego alkohol (standard), lecz wyjątkowo Al zauważył przemykające przez oczy barmana zmartwienie, które było ledwo dostrzegalne, jednak nie na tyle, aby demon nie był w stanie tego wyłapać swą zdolnością obserwacji. W tym samym czasie Angel siedział przy Vaggie w jej sypialni by mieć pewność, że nie zrobi nic irracjonalnego gdy tylko odzyska przytomność.

- Jakież to urocze, nie mogłeś spać ponieważ się o mnie martwiłeś - demon powitał go uszczypliwością

- Pierdol się ty kupo gówna, nie obchodzisz mnie - warknął.

Kłamał i Alastor wyczuł to od razu. Tak naprawdę Husk był skołowany widokiem słabej strony szefa i w duchu błagał by ten cholerny skurwiel wyzdrowiał, równocześnie zapijając stres alkoholem. Pomimo tego że dupek miał jego dusze, pomimo że zastraszał go wielokrotnie grożąc śmiercią i wyemitowaniem krzyków na antenie, był on wciąż jedyną bliską mu osobą.

Czy to syndrom sztokholmski?

Oby kurwa nie!!!

Wolał nie wnikać w szczegóły. Relacja ta była toksyczna i niezdrowa jak większość sobie podobnych w Piekle, jednak w ich przypadku zacieśniała więzy. Pomijając otoczkę zła i możliwej śmierci czyhającej z rąk Władcy, w głębi duszy, gdzieś na samym dnie pełnym kurzy i niepotrzebnym sprzętem, którego nikt nie używa barman troszczył się o tego skurwiela. Tak naprawdę obaj byli podobni. Dwaj samotnicy idący przez życie bez niczyjej pomocy, odtrącający innych.

- Oh, tyle komplementów jednego dnia, przechodzisz sam siebie przyjacielu - Al machnął ręką.

- Masz chyba kurwa problemy ze słuchem. Starzejesz się - prychnął.

- Nonsens, jestem w kwiecie wieku Husker, wiecznie młody czego chcieć więcej - przyłożył dumnie dłoń do piersi.

Husk wiedział, że pytanie o samopoczucie, czy zaprowadzenie szefa z powrotem do łóżka będzie bezsensownym traceniem czasu. Dodatkowo występowało wysokie ryzyko śmierci, dlatego nie napomknął o tym ani słowa podając mu kieliszek, który ten przyjął automatycznie wypijając zawartość.

- Niffty się martwiła - powiedział zamiast tego.

Była to poniekąd prawda, jednak w tym zdaniu przemycał również swoje uczucia zagrzebane gdzieś po drugiej stronie. Alastor nie musiał, jednak kopać głęboko by zrozumieć, w końcu znał go ma wylot.

- Niewątpliwie - odstawił naczynie na blat.

- To co zrobiłeś było cholernie głupie i zupełnie do ciebie nie podobne - wytknął mu tonem podobnym do rodzica opieprzającego dziecko za niesubordynację. Nie wspomniał że Radiowy Demon jest zbyt słaby aby pokonać Gwiazdę Zaranną, wolał go jednak nie dobijać i żyć.

Gorzki śmiech wypełnił pusty bar.

- Czy tak? Być może - potarł czoło - Miłość jest niezgłębioną zagadką.

Nie rozumiał jej, ale widział że traci głowę dla tego anioła i dla niego mógłby nawet spalić cały świat. Jedna osoba wpłynęła na jego życie nieodwracalnie wywracając je do góry nogami już na zawsze. Dawniej uznałby to za absurdalne, ale teraz nie potrafił bez niego funkcjonować. Czasem go to przerażało, a niekiedy wprawiało w szał gdy uświadamiał sobie, że dał się ponieść uczuciu. Miłość, jedyna rzecz jakiej nie pojmował, lecz mimo to w jakiś nieokreślony sposób czuł ją cały ciałem kiedy Lucyfer był obok, do tego stopnia że chciał wymiotować, a zawroty głowy nie ustępowały.

Freakin Love [RadioApple] Hazbin HotelOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz