Powietrze przepełniał krzyk mew i szum fal rozbijających się o szkarłatne ściany klifów, których kolor był źródłem nazwy tych ziem. Ludzie powtarzali, że te kiedyś tak naprawdę były one jasne, niemalże śnieżnobiałe, tak jak reszta wybrzeży. Jednak podczas trwania Smoczej Burzy, wojny domowej mającej miejsce, gdy na ziemiach Belond smoki były codziennością, o klif ten miał rozbić się jeden ze smoków wraz ze swoim jeźdźcem, a skały wpiły posokę bestii zmieniając swoją barwę. Fakt, że właśnie z tego klifu było widać Kołyskę Płomieni, wyspę która niegdyś była siedzibą smoków i ich jeźdźców, podjudzał wyobraźnię i plotki.
Osobiście jednak wątpiłem, by smocza śmierć miała cokolwiek wspólnego z kolorem klifu, sądziłem, iż raczej była to po prostu właściwość skał, które je tworzyły. Szczególnie, iż w okolicy nie było żadnych smoczych kości, które zwykły zdobić pola zamierzchłych bitew w innych częściach kraju. Tutaj był tylko klif, piasek i piękny widok na falujące, szafirowe morze, na którym kołysały się zarówno małe łódki rybaków, powoli zmierzających już do brzegu, jak i potężne okręty o białych żaglach kierujące się zarówno do tutejszego portu, jak i tych sąsiednich, ciągnących się przez wiele nadmorskich lenn.
Mimo swojego sceptycyzmu co do tak makabrycznego źródła intensywnego koloru otaczających mnie kamieni, lubiłem tę historię. Jak i wszystkie inne legendy, którymi były przesiąknięte umysły mieszkańców nie tylko lenna Crimsona, ale i całego kraju, mające w sobie mniej lub więcej prawdy. Wiele z nich było naprawdę pięknymi historiami, mającymi wyjaśnić i pomóc zrozumieć pochodzenie tego co inne, lub trudne w pojęciu dla przeciętnego człowieka.
Pod tym względem mieliśmy z tym klifem coś wspólnego, ludzie nie rozumieli skąd wzięła się jego barwa, więc zaczęli opowiadać historię o upadku smoka. Ja zaś nie wiedziałem skąd wziąłem się na tym świecie, więc przychodziłem tu by przesiadywać w cieniu skalnej ściany i wpatrując się w fale oraz odległą, owianą mgłą tajemnic opuszczoną wyspę, wymyślałem swoją własną historię. Za każdym razem nieco inną od tej poprzedniej. W swojej głowie byłem już synem zbiegów, uciekających przed prawem, porwanym i zaginionym dzieckiem jakiegoś starego lorda, usychającego z tęsknoty za utraconym dziedzicem, czy synem prostytutki, która nie miała sumienia po prostu porzucić mnie na ulicy. Ten ostatni wariant w rzeczywistości mógł się nawet okazać całkowicie prawdziwy.
Nie żebym narzekał na swoją obecną rodzinę, kochałem ją, a ona kochała mnie, bardzo. Dziadek powtarzał, że rodzice darzą mnie miłością, o którą biliby się bogowie, a ja wiedziałem, iż ma rację. Rodzice byli cudowni, robili wszystko co mogli by dać mi dom pełen ciepła, akceptacji i wsparcia, byliśmy sobie bliżsi niż niejedne rodziny, które łączyły więzy krwi.
Mimo to chciałem wiedzieć skąd wziąłem się na ich progu, kto mnie tam przyniósł i dlaczego? Czy moje znamię ma jakieś znaczenie? Czy jest zwykłą plamą na skórze o nietypowym kształcie? Czy gdzieś tam jest ktoś kto za mną tęskni, czasem myśli o tym co się ze mną stało? Chciałem wierzyć, że tak, jednak wydawało mi się to trochę naiwne. W końcu gdybym jakkolwiek obchodził tych, z których krwi się zrodziłem to ci powinni jakoś pojawić się w moim życiu, a nikogo takiego nie było.
Zwykle nie zaprzątałem sobie tym głowy aż tak bardzo, miałem cudowne, szczęśliwe życie, w którym dano mi wachlarz możliwych przyszłości do wyboru. Coś o czym inni mogli tylko marzyć. Mogłem wybrać kim chciałem być, więc zdecydowałem, że chcę być kimś takim jak tata i dziadek. Tak jak oni pragnąłem zostać Wilkiem.
Uśmiechnąłem się, ściągając z szyi naszyjnik z kamiennym, wilczym kłem okutym brązem i zaciskając na nim palce, czując pod skórą wyryte na nim runy. Wataha była w Belond elitą, grupą najlepszych łowców, wojowników, którzy mieli pomóc w utrzymaniu pokoju i spokoju w kraju. Lata treningów i nauk przekształcała jej członków z przeciętnych osób w mistrzów skradania się, tropienia, posługiwania się łukiem i nożami, strategów, gotowych doradzać dowódcą podczas bitew i jarlom w trakcie pokoju. Jednocześnie pełniąc rolę doradców jak i sumienia, wysoko urodzonych, oraz wsparcia dla zwykłych ludzi. Czuwali nad wszystkim i wszystkimi, gwarantując bezpieczeństwo.
CZYTASZ
Znaleziony {Wilcze Kroniki}
FantasyNikt nie wie skąd konkretnie Tony wziął się na progu niewielkiego domku, stojącego samotnie w środku lasu. W koszyku, w którym leżał nie było żadnego listu, czy pamiątki, mającej wskazać jego pochodzenie, a ten kto go podrzucił, był ledwie widoczną...