rozdział II

4 2 0
                                    

Więzienie przywitało mnie zimnymi ścianami. Nie było tu sądu. Był od razu wyrok.
Ale nie był do poznania dla mnie.

Przede mną szła młoda Opiekunka. Miała wystraszone spojrzenie i była bardzo nerwowa.

Pewnie opowiadano jej o nas gdy była mała.

Ludzie boją się tego czego nie znają. Wolą to trzymać w klatkach, pod kontrolą. Wszystko by ich tylko nie zwyciężyło. Zrobią wszystko. Jak zwierzęta.

I to sprawia że czuję z nimi jakiś wspólny punkt. Dlatego postanowiłam nie straszyć Opiekunki a jedynie spokojnie iść za nią. I tak nie ucieknę. Jest tu wielu strażników którzy odstrzelą mi wszystkie kończyny jeśli będzie trzeba a nie wypuszczą z podziemi.

Zaprowadziła mnie do celi. Chwilę szukała kluczy a potem z przepraszającym uśmiechem zamknęła mnie w celi.

W czerni nie było nic widać. Światła na korytarzu nie docierały do całego pomieszczenia zostawiając większą część w cieniu.
Ruch. Gdzieś w tam w cieniu.
Od razu przesunęłam się bliżej krat. Żałowałam że nie mam broni. Oczywiście nie wierzę że każde oskarżenie które na nas rzucają jest prawdziwe ale przy moim szczęściu pewnie trafiłam na psychopatę.
-Spokojnie - ktoś wyszedł z cienia. Był odemnie niższy, z niebieskimi włosami i z irytującym uśmiechem. Bawiło go to że mnie wystraszył.
-Nieśmieszne - prychnęłam.
-Nie pytałem czy było- stwierdził z tym samym zadowolonym uśmiechem jak lis który właśnie zjadł dużo pysznych jajek i patrzy na kurę która nie może mu nic zrobić.
Usiadł na pryczy, a właściwie się położył. W poprzek z nogami na ścianie. Czyli praktycznie siedział.
Dobra nie ważne.
Mógł być młodszy odemnie albo starszy ale nie dużo. Napewno nie ten sam wiek. Mam do tego przeczucie.
-aż taki ładny jestem że musisz patrzeć?- zaśmiał się kpiąco a ja poczułam że fajnie będzie zrobić mu psikusa.
Ostrożnie podeszłam do drugiej pryczy i skupiłam moce. Mury blokowały co prawda dostęp magii ale moja umiejętność była raczej zapisana we wszystkim co żyje niż brana z Obecności jak w większości przypadków.
Poczułam mrowienie w palcach. Mogłam przewinąć o 5 minut wydarzenia w celi i mieć mniejsze szanse że czegoś się dowiem albo zaryzykować i spróbować na przykład o 20.
Nie należę do kobiet tchórzliwych więc skupiłam się na przewijania o większe ułamki czasu.
Na początku było w porządku. Lekkie zawroty głowy i nudności ale to tyle. Gdy w końcu dotarłam do 15 minut wstecz...

Zaczęłam wymiotować.
Skupienie rozpłynęło się w ułamek sekundy a ja wymiotowałam zawartością żołądka na podłodze celi.
-obrzydlistwo- nie poczułam jak podszedł ale nieznajomy złapał mnie za włosy i popchnął do przodu żebym nie zażygala siebie. -niezła sztuczka, żyganie na zawołanie. Zdecydowanie Omi musi się tego nauczyć.

Omi? Ten Omi?
Chciałam zapytać, bo jeśli to ten to może jest szansa że jednak się uda stąd wydostać ale kolejna fala mdłości przerwała mi wpół zdania.

W końcu puścił moje włosy gdy opróżniłam cały swój żołądek.
-to było obrzydliwe- prychnał patrząc pod moje nogi - nie rób tak więcej. Nie siedzi mi siedzenie w żygowinach.
Otrzepał recę a następnie podał mi chusteczkę. Niechętnie ją przyjęłam i wygrałam usta.

Gdy któryś z tych psów mnie wyprowadzał inni przeszukiwali mieszkanie. Napewno znaleźli mój telefon. My magowie nie mamy procesów mimo że tak wszystkim wmawiają. Nie znamy swojego wyroku, czy to 5 lat, 20, 30 czy dożywocie, podobno nawet możliwa jest kara śmierci, więc nie mogłam się bronić. Jeśli znajdą tą konwersacje z tamtym dziwakiem to dorzucą mi pracę w zorganizowanej organizacji i będzie po mnie.
-Spokojnie księżniczko. Głębokie oddechy - mężczyzna, chociaż w mojej głowie był tylko chłopcem(miał zbyt młodą twarz) uśmiechnął się kpiąco. - skup się na czymś innym. Jak masz na imię?
Patrzyłam na niego spod mojej brązowej grzywki. Serio? O to pytał. Przewróciłam oczami.
-Milo. A ty?
-Czemu miałbym ci powiedzieć? - znowu się uśmiechnął przechylając trochę w moją stronę, górną połową ciała. Wypuściłam powietrze które kłębiło mi się z irytacji w gardle.
-Słuchaj mnie chłopaczku, jeśli uważasz że to śmieszne to się mylisz - wyprostowałam się. Teraz był odemnie niższy prawie o pół głowy. To dawało pewne poczucie władzy zwłaszcza widząc jak mruży oczy a wesołość na chwilę znika zastąpiona powagą. - no? Poproszę imię. Jeśli mamy ze sobą tyle siedzieć
Niebiesko włosy prychnał kpiąco.
-tyle? Patrz na to, księżniczko - przepchnąl się obok mnie i przeszedł daleko od kałuży z moimi wymiocinami. Oparł się o kraty spokojnie jakby był tu na swoich warunkach.
Chwilę patrzył na korytarz.
-POMOCY!! - krzyknął głośno. Jego głos odbijał się od kamiennych ścian.
Usłyszałam tupot butów.
Oh nie, coś ty do cholery wymyślił...

Zanim Przybędą ŚwięciWhere stories live. Discover now