- To najlepszy prezent na świecie - szepnął w jego usta, pieszcząc tył jego szyi i zauważając przeciwne ręce poruszające się po jego plecach - Dziękuję bardzo, kochanie.
Pedri poszedł odpowiedzieć, zapewnić go, że nie musi mu za nic dziękować, ale Pablo pocałował go ponownie i zapomniał o wszystkim, co miał powiedzieć. Pablo całował tak dobrze, że kiedy już zaczął to robić, nie chciał już przestać. Całował tak dobrze, że za każdym razem, gdy ich usta się spotykały, miał wrażenie, że brakuje mu tchu, jego umysł był zamglony, a serce biło jak szalone. Nieważne, ile czasu minęło, pocałunki Pabla zawsze prowokowały w nim to samo i był zachwycony możliwością zatracenia się w tym uczuciu na całe życie. Dźwięk dzwonka jego telefonu odbijający się echem po salonie był tym, co w końcu ich rozdzieliło. Pedri protestował ustami, a Pablo się śmiał, gdy to usłyszał.
- Kurwa - mruknął Pedri, dając mu jeszcze jednego całusa, po czym westchnął i sięgnął po telefon, nie zadając sobie trudu sprawdzenia, kto to był, zanim odebrał połączenie -Tak?
- Stary, gdzie wy kurwa jesteście? - głos jego brata po drugiej stronie kazał mu spojrzeć na zegar na ścianie i szeroko otworzył oczy, gdy zorientował się, która jest godzina.
- Eh... jedziemy - skłamał, szczypiąc Pabla w udo, gdy wybuchnął śmiechem, który próbował ukryć ręką - Okej, nie, nadal jesteśmy w domu. Przepraszam, Fer. Bierzemy prysznic i zaraz tam będziemy.
- Jesteście katastrofą - prychnął jego brat, ale w jego głosie pobrzmiewała nuta humoru.
- Byliśmy zajęci prezentami - wyjaśnił, powstrzymując uśmiech, gdy zobaczył, że Pablo wciąż siedzi na nim, podnosi jedną z zabawek, które kupił dla psa i patrzy na nią jak małe dziecko.
- Ta, prezentami - odpowiedział ironicznie ze śmiechem - No, pospieszcie się.
- Tak, co... - nie mógł dokończyć, gdyż przerwał mu sygnał dźwiękowy oznaczający zakończenie rozmowy - Rozłączył się.
Pablo roześmiał się, widząc go tak oburzonego, i chwycił go za policzki, aby złożyć szybki pocałunek na jego ustach, zanim od niego odszedł. Wyszli z salonu zawalonego papierem do pakowania i innymi rzeczami, ale spieszyli się, więc poszli na górę wziąć prysznic i zmuszali się nawzajem, aby nie bawili zbyt długo. Pocieranie i całowanie było nieuniknione, ale starali się trzymać ręce powyżej talii i niewinnie pieścić, kiedy brali szybki prysznic. Ubrali się w dżinsy i świąteczne swetry, bo był to wymóg Fera żeby wpuścić ich do swojego domu, i wybuchnęli śmiechem, widząc, jak absurdalnie wyglądają. Pablo był uroczy, biały, z reniferem z czerwonym pomponem zamiast nosa, a Pedri był zielony i przedstawiał Świętego Mikołaja w okularach przeciwsłonecznych.
Szybko opuścili dom, po włożeniu do torby wszystkich prezentów dla rodziny Pedriego, a gdy tylko znaleźli się w samochodzie, Pablo podłączył komórkę i ponownie puścił kolędy. Całą drogę spędzili śmiejąc się i śpiewając, Pablo trzymał rękę na drugim udzie, a ich wzrok szukał się za każdym razem, gdy zatrzymywali się na światłach. Niedługo potem dotarli do domu Fera, który kiedyś należał także do Pedriego i weszli kluczem, który wciąż miał, zostawiając torbę z prezentami w salonie przed pójściem do kuchni. Fer już gotował i miał na sobie fartuch z twarzą Grincha, co wywołało śmiech, gdy tylko go zobaczyli.
-Fer! - krzyknął Pablo, praktycznie wskakując do kuchni i podszedł do kanarka, aby go mocno przytulić - Wesołych Świąt.
-Wesołych Świąt, chłopaki - Fer zaśmiał się, odwzajemniając uścisk i czochrając mu włosy, kiedy się rozstali. Pedri również uściskał brata, powtarzając to samo i już miał zapytać, w czym mogą pomóc, gdy Pablo odezwał się ponownie.