Rozdział 32

547 43 30
                                    


6000 słów....

"How do I breath without ya?

Feeling so cold.

I'll be waiting right here for ya till the day you're home.

Carry on, give me all the strength I need

To carry on.

[..]

I'll tell you all about it when I see you again

We've come a long way from where we began.

Oh I'll tell you all about it when I see you again,

when I see you again.."


Dwa dni później

Mężczyzna wszedł na wątłych nogach do salonu. Tam reszta domowników oglądała jakiś denny film akcji. Kiedy Tony pojawił się na części wspólnej, każdy z mieszkańców wieży skierował na niego wzrok. Natasha pośpiesznie wzięła pilot do ręki i kliknęła pauzę, co skutkowało nagłą ciszą w salonie. Miliarder dotyczył się do kanapy, na której bezsilnie opadł.

— Zasnął? — po paru minutach głuchej ciszy w końcu Natasha się odezwała.

— Tak — mruknął cicho. — Musiałem go naćpać lekami uspokajającymi, bo inaczej żadny z nas by nie zmrużył oka — nie był z tego dumny. Nie chciał Petera uzależniać od leków, a niestety do tego to powoli prowadzi. Jednak, nie widział w dzisiejszej sytuacji innej opcji.

— Bardzo z nim źle? — dopytał Steve, skrzyżowując ręce na torsie.

Miliarder cicho westchnął, słysząc to pytanie. Źle? Było z nim koszmarnie. Od momentu, gdy Tony powiedział mu o tym, że musi zostać świadkiem jest o wiele gorzej niż było. Ataki paniki były ledwo co godzinę, a on cały czas chodził, jak na szpilkach. Ciągle przyłapywał go, jak wtapiał przestraszony wzrok w ścianę. Gdy wtedy Tony choć go dotknie to odskakuje i błaga o litość. A najgorsze jest to, że ponownie się zamknął w sobie. Kiedy pyta się o co się stało, to ten zbywa go fałszywym uśmiechem.

— Tak — wymamrotał wtapiając wzrok w zatrzymany film. — Uspokajałem go teraz godzinę, a za trzydzieści minut i tak wstanie, bo przyjdą koszmary — te też się pogorszyły po tym dniu. Są częstsze, praktycznie co godzinę. Tony praktycznie nie spał od dwóch dni, a jedyne co go przytrzymuje przy staniu na nogach to kawa. Ją aktualnie pije hektolitrami — Nie potrafię mu pomóc.

— Nie mów tak — wyszeptała Wanda, wpatrując się w mężczyznę. — Jutro już będzie po wszystkim, pozbędziemy się Josha na zawsze — uśmiechnęła się pocieszająco.

— Obyś miała rację.

***

Peter trzymał mężczyznę kurczowo za rękę. Ściskał ją, jak jakiegoś pluszaka, który miał go uwolnić od stresu. Tony co chwilę za to przeklinał pod nosem z bólu, jednak nie wyobrażał sobie, aby teraz miał puścić chłopaka. Był mocno wstrząśnięty. Jego nogi drżały jak oszalałe, przez co musieli iść naprawdę bardzo wolno. Oczy miał rozszerzone, wypatrując co chwilę jakiegoś zagrożenia. Oddech miał szybki i drżący.

Weszli w końcu do środka. Komisariat policji był.. nawet przytulny. Po całej sali rozlewał się zapach kawy, co zdecydowanie nie przeszkadzało mężczyźnie. Jedną ręką dalej trzymał przerażonego chłopca, a drugą poprawił swój szary krawat. Wszystkie spojrzenia skierowały się na tą dwójkę, co brunet starał się ignorować. Zapanowała nużąca cisza, a słychać było jedynie szepty ludzi przebywających tam. Brunet cicho odchrząknął. Podszedł już bardziej energicznym krokiem do recepcji, gdzie za ladą siedziała młoda blondynka. Jej niebieskie oczy rozszerzyły się szeroko na widok mężczyzny.

Please, have mercy on me | Irondad | SpidersonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz