VI. nie będę się powtarzać, Ramirez

516 19 5
                                    

z góry przepraszam za wszystkie błędy!! Rozdział sprawdzany na szybko, jak znajdziecie jakiś błąd to piszcie w komentarzu!!

Miłego czytania,
Wasza Jula 💕

☀️☀️☀️

Wpadłam na cholernego Pedra Ramireza.

Ta jedna myśl krążyła mi w głowie, kiedy tak mu się przyglądałam z dołu. Chłopak, abym nie spadła złapał za moje lewe biodro i przytrzymywał przy sobie. Spuścił na mnie wzrok, rozszerzając oczy. Był tak samo zaskoczony jak reszta, jak ja.

Jego oczy miały w sobie dziwną i nieznaną mi iskierkę. Jego twarz została poważna, jakby był z jakiegoś kamienia. Ale oczy mówiły za niego.

Wpatrywałam się tak w niego, czując jakby czas się zatrzymał. Gdy tylko uświadomiłam sobie co się właśnie stało, wstałam szybko z jego kolan, o mało co się nie łamiąc i stanęłam na prostych nogach. Czułam jak wszyscy w pomieszczeniu się we mnie wpatrują.

Przestańcie się tak wpatrywać.

O boże, jaki wstyd.

Poczułam jak na moje policzki wychodzi szkarłatny rumieniec zawstydzenia. Spięłam się jeszcze bardziej i rozejrzałam po hali. Dosłownie wszyscy się we mnie i w Pedra wpatrywali. Nawet nie wiem, czy dziewczynom udało się przebić piłkę. A to się dla mnie liczyło najbardziej.

- Przepraszam, nie chciałam. - wyszeptałam drżąco w stronę bruneta, który wpatrywał się we mnie z dziwną miną.

Przestańcie się tak patrzeć. Proszę.

Strasznie nienawidziłam być w centrum uwagi, miałam tak od dziecka. Nawet nie wiem od czego tak mam. Ale nienawidzę, czuję wtedy, że wszyscy mnie oceniają i zaczną obgadywać. Wolę być niewidzialna dla innych, tak mi łatwiej.

Chłopak nadal się nie ruszał. Patrzył się na mnie z dziwnymi iskierakimi w oczach, ale twarz miał poważną. Zawsze się zastanawiałam czy to prawda, czytałam o tym w książkach. A to jednak prawda, oczy mówią najwięcej.

- Yhm, to ja.. już może.. pójdę. - rzuciłam nerwowo i odwróciłam się szybko w stronę wyjścia z hali.

Nawet nie brałam mojej butelki z wodą, tylko wybiegłam, praktycznie sprintem, na dwór. Po zatrzaśnięciu drzwi nadal się nie zatrzymałam, biegłam dalej. Nie wiedziałam gdzie biegnę, ale wiedziałam jedno. Chciałam uciec jak najdalej. Aby nie czuć na sobie tych spojrzeń, ani tych szeptów za plecami, ani wytykania palcami, ani śmiania się ze mnie.

Nawet nie wiem kiedy, ale po chwili poczułam coś gorącego na moim policzku. Przeklnęłam w myślach, karcąc siebie za to, że sobie na to pozwoliłam. Rodzice wbili mi do głowy, że płacz to słabość. Cholerna słabość. I że jako sportowiec tym bardziej nie powinnam jej okazywać.

Niedaleko od naszego hotelu znajdowała się plaża i wejście do morza. Gdy tylko moje stopy dotknęły piasku i zapadłam się lekko w nim, zorientowałam się gdzie przybiegłam. Westchnęłam cicho i schylilam się, aby zdjąć buty. Zgarnęłam je w rękę i ruszyłam w kierunku wody.

Słońce jeszcze było dość wysoko, co pięknie wyglądało na tle morza i fal. Aż zapadło mi dech w piersi na ten widok i na chwilkę zapomniałam czemu tam jestem.

Po chwili wróciły czarne chmury i zaczęłam analizować tą przeklętą sytuację. Byłam cholernie zażenowana sowim zachowaniem. I jeszcze bardziej denerwowało mnie brak odpowiedzi bruneta. Siedział tak i się we mnie gapił bez słowa. No idiota. Mógłby mi pomóc, coś powiedzieć, zrobić.

Camp loveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz