𝑅𝑂𝑍𝐷𝑍𝐼𝐴Ł 𝑋𝑋𝐼𝐼𝐼

1.1K 78 12
                                    

~~~       𝘎𝘳𝘢𝘺𝘴𝘰𝘯     ~~~

Po obejrzeniu kamer z przyjęcia, nie mogłem się na niczym skupić. Przez pół dnia jak opętany próbowałem wymyślić jakiekolwiek powiązanie tych wszystkich wydarzeń.

I nic.

Bo tutaj nic a nic nie miało sensu.

Moja żona została otruta przez rosjanina, poprzednio najprawdopodobniej napadli na nią amerykanie, a cholerna kartka, którą znalazłem była napisana po włosku. To była jakaś paranoja. Przez te jebane kilka godzin nie dowiedziałem się niczego nowego. Jednak mogłem być pewien jednego - mieliśmy kreta.

W pierwszej kolejności powinienem wyłącznie ufać swojemu consigliere, jednak moim pierwszym wyborem nieustannie od wielu lat był mój brat. Równie dobrze mogłem ufać obojgu, ale wolałem dmuchać na zimne. Im mniej osób wie, tym lepiej.

Musimy znaleźć zdrajcę jak najprędzej, i w tym samym czasie zająć się innymi rzeczami.

Nie mając obecnie zaufania do żadnego ze swoich ludzi, postanowiłem wdrożyć kogoś ze swoich sojuszników. Najlepszym z nich była oczywiście Mavivemor, ale zawiadamiając o wszystkim teścia, prócz pomocy uzyskał bym jeszcze niepotrzebny chaos i presję. A tego nie chciałem, więc najlepszym wyborem była jedna osoba, która miała tam również dużo do powiedzenia, a nie zrobiłaby zbędnego zamieszania.

Tą osobą był Engin Sayar.

Postanowiłem do niego zadzwonić, tuż po obiedzie, który według mojego zegarka powinien zacząć się dokładnie dwie minuty temu.

Kurwa.

Jak ja nienawidzę się spóźniać.

Rzuciłem ostatni raz piłkę Efemu, który jako jedyny jeszcze się nie znudził i przez gabinet wyszedłem na korytarz.

Było cicho. Podejrzanie cicho.

Pewnym krokiem wszedłem do jadalni, w której jak się okazało siedział sam Gustawo, zajadający się już spaghetti.

- O, siadaj bracie - odezwał się, gdy tylko mnie zauważył. - No, nie stój tak. Dla ciebie też się coś znajdzie.

- Gdzie reszta? - zapytałem, zauważywszy stół zastawiony tylko dla dwóch osób.

- Ojciec gdzieś się panoszy po mieście, a matka zabrała Cansu na zakupy - odpowiedział, po czym parsknął na drugą połowę zdania.

- Co cię tak bawi?

- To, że chyba małymi krokami tracimy naszą matkę.

- W jakim sensie?

- Cansu stała się dla niej przyszywaną córką, a o nas już całkiem zapomniała.

- No cóż, pogódź się z tym. Jeśli tak bardzo ci brakuje uwagi, to z wielką chęcią znajdę dla ciebie żonę.

Kiedy do niego w końcu dotarło co powiedziałem, zaczął dławić się makaronem.

Tak, nienawidził tego tematu. Doskonale wiedziałem jak go przyciszyć.

- Oj braciszku, już widzę te artykuły w gazetach; "Człowiek mafii pokonany przez spaghetti" - zakpiłem z chytrym uśmieszkiem na twarzy.

- Bracie, ty się lepiej zajmij swoim małżeństwem - odezwał się, gdy jego ryzyko zgonu zmalało do zera.

Momentalnie zastygłem. Zapomniałem.

Odkaszlnąłem jak gdyby nigdy nic i odłożywszy sztućce wyjąłem telefon.

- No właśnie - skomentował z zadartym nosem.

Sojusz MafiiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz