Część 17 ~ Kamień z serca

76 15 4
                                    

Leżałam na podłodze dobrze znanego mi pomieszczenia zlana potem i ciężko dysząc. Miałam wrażenie, że moja głowa za chwilę eksploduje.

Wokół mnie i Giulii panowało nie małe zamieszenie. Twarze ludzi z mojego sektora migały mi przed oczami. Większość z nich była przerażona, wołała zdania, których nie rozumiałam. Ktoś mną potrząsnął, ktoś zahaczył nogą o mojego buta, ktoś ubrany w jaskrawy strój machał mi przed oczami...

- Przecież ona tego nie przeżyje! - usłyszałam zdesperowany okrzyk pochodzący z mojej lewej.

W tym momencie bańka, w której był zamknięty mój mózg prysła, a ja zerwałam się na równe nogi, o mało nie tracąc równowagi i zwracając na siebie całą uwagę. Jednak, chwilę potem poczułam, jak czyjaś silna dłoń ściąga mnie z powrotem na dół, sadzając mnie na jedną z poduszek.

Obraz nadal nie był wyostrzony, dlatego zamknęłam na chwilę powieki, czując, jak w między czasie, ktoś przykłada mi do głowy zimny okład.

Z trudem otworzyłam oczy, które chwilę potem zostały brutalnie zaatakowane światłem z latarki. Już chciałam je zamknąć, ale moje powieki zostały przytrzymane, więc nie było takiej opcji.

- Nic jej nie jest. Po prostu się przeforsowała - usłyszałam przed sobą klarowny kobiecy głos, który odbijał mi się w głowie echem, po czym dodał nieco ostrzej - Na co tak czekasz? Biegnij po drugie nosze!

Po krótkiej chwili zaczęłam dochodzić do siebie. Dostrzegłam, że kobieta trzymająca okład na mojej głowie, który swoją drogą bardzo mi pomógł, jest medykiem i uważnie mi się przygląda.

- Halo? Słyszysz mnie? - zapytała, a ja kiwnęłam głową dla potwierdzenia.

- Czy coś cię boli? - znów kiwnięcie.

- A co dokładnie?

Otworzyłam spierzchnięte usta, z zamiarem udzielenia odpowiedzi, lecz w pierwszej kolejności powstała w nich bańka ze śliny, która zamieniła moje słowa w niezrozumiały bełkot.

- Najbardziej głowa, trochę plecy i nos - powtórzyłam cicho, a potem dodałam, o wiele żywiej - Co z Giulią?

Kobieta zmarszczyła na chwilę brwi, ale po chwili zrozumiała o kogo chodzi.

- Jest pod opieką najlepszych specjalistów. Tętno się stabilizuje, oddech jest miarowy, powoli wraca do świadomości i za chwilę zostanie zabrana na salę. Rany nie są śmiertelne, jednak, nadal mogło dojść do skażenia. - mówiła, jak wierszyk, po czym urwała na chwilę i obejrzała się za siebie - Obecnie zbeształa naszego lekarza.

"Tak, nie stało jej się nic poważnego" - pomyślałam, a przez moją twarz przepłynął delikatny uśmiech.

- Kamień spadł mi z serca. - wyznałam - Bardzo wam dziękuję.

Medyczka machnęła ręką.

- Po pierwsze, nie ma za co, a po drugie, jak masz dziękować to potem, bo jeszcze nie wiadomo, czy wszystko będzie dobrze. - powiedziała i oderwała dłoń podtrzymującą okład, przekazując mi go - Ale myślmy pozytywnie.

Od razu potem zanurkowała do wielkiej jaskrawo pomarańczowej torby, wyciągnęła jeden listek leku przeciwbólowego i podała mi okrągłą białą tabletkę niewielkich rozmiarów, którą od razu wzięłam do ust. Do plastikowego kubeczka nalała wodę z dystrybutora stojącego przy drzwiach sali i położyła go przede mną. Wzięłam tabletkę do ust, po czym przełknęłam ją i wytarłam buzię o rękaw.

Po chwili, wraz z przeznaczonymi dla mnie noszami, wparował wysłany w tej sprawie doktor. Uważałam, że nie są mi one ani trochę potrzebne i próbowałam wmówić to jemu oraz lekarce, jednak oni i tak mnie nie posłuchali każąc natychmiast mi się kłaść.

Rozkwitłam w świetle KsiężycaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz