13

26 7 1
                                    

Ulegam Mindy i razem z nią idę w centrum imprezy. Jest tu strasznie dużo ludzi, nie wiem, czy to dobrze, czy też raczej wręcz przeciwnie. Wzdrygam się, gdy ktoś przez przypadek mnie dotyka. Mam ochotę uciec stąd z krzykiem. Zabiję Huntera, za to, że mnie tu przywiózł. Źle się czuję w tym tłumie. Po co się zgodziłam tu wejść? Mogłam po prostu zostać na zewnątrz i cierpliwie czekać, aż mój genialny przyszywany brat zakończy balet i będziemy mogli wrócić do domu. Mogłabym wezwać ubera, w końcu William dał mi pokaźną sumę na karcie, ale nie pamiętam nawet adresu. Jakoś nie czułam potrzeby, żeby go zapamiętać. Mój błąd i to wielki błąd.

Wypijamy dwa drinki i idziemy tańczyć. Liczyłam, że alkohol odrobinę mnie rozluźni. Nic z tego. Przypominam sobie, że wzięłam rano leki, które zapisał mi terapeuta. Niedobrze. Nie można ich łączyć z alkoholem. Mam nadzieję, że nic mi nie będzie... Jestem głupia. Cholera, jak mogłam o tym zapomnieć? To było nieodpowiedzialne z mojej strony. Zaczynam panikować, że coś się stanie.

Czuję się pijana, ale nie rozluźniona. Znów ktoś na mnie wpada, a ja wydaję z siebie zduszony krzyk. Nie mogę dłużej tego znieść. Nie dam rady. Staję pod ścianą, starając się unikać ludzi i ich przypadkowych dotyków. Zaraz zemdleję.

Moja panika coraz bardziej rośnie. Nabieram powietrze, ale nie mogę oddychać. Walczę o to, aby nabrać tlenu, lecz nie potrafię. Nie wiem, co się dzieje. Robi mi się słabo.

– Brooke? Cholera, co się dzieje? Zawołajcie Huntera!

Słyszę głos mojej koleżanki, jakby była gdzieś w oddali, a wydaje mi się, że jest blisko. Nie jestem pewna, bo wzrok mi się zaczyna rozmazywać. Coraz szybciej dycham. Czuję, że ślina leci mi z buzi. Pojawiają się czarne mroczki przed oczami. Więcej nie ma już nic, tylko ciemność.

HUNTER

Jestem zły na siebie, że ją tutaj przywiozłem i tak olałem, ale sam nie wiem, jak powinienem się przy niej zachowywać. Z jednej strony, chciałbym być troskliwy i opiekować się nią tak, jak robiłem to wcześniej, a z drugiej strony, chcę jej dać przestrzeń, której potrzebuje, bo czuje się zraniona. Miałem plan wypić jedno piwo, spalić blanta i może jej poszukać.

– Hunter! Mindy cię woła!

– Niech spada, nie ma ze mną Liama – odpowiadam, bo z góry zakładam, że chodzi jej o jej chłopaka.

Mindy to dziewczyna mojego najlepszego przyjaciela od piaskownicy. Jest w porządku, bardzo ją lubię, a oni wydają się być szczęśliwi, ale dziś nie jestem w nastroju na jej pogadanki.

– Nie chodzi o niego. O jakąś Brooklyn. Coś się dzieje z jakąś Brooklyn.

Momentalnie zamieram, gdy słyszę jej imię. Od razu wstaję i pędzę w kierunku, który wskazał mi facet, którego imienia nie pamiętam, ale to nie jest istotne. Liczy się to, że Brooke coś grozi.

Docieram do miejsca, w którym są. Wokół Brooke i Minds zrobił się spory tłum ludzi.

– Wypierdalać! – krzyczę, jak najgłośniej, bo chcę się do nich dostać. Ludzie mi ustępują po kolei, nie chcąc stać mi na drodze. Nie jestem jakimś pojebem, żeby ich bić, czy w ogóle stosować przemoc, ale oni mnie po prostu szanują. Zapracowałem sobie na to przez lata i czują respekt.

– Co się stało?! – pytam dopadając do Brooklyn i widząc w jakim jest stanie. Hiper wentyluje i wygląda, jakby zaraz miała zemdleć. Ma atak paniki.

– Odsuńcie się wszyscy! – krzyczę, bo ona potrzebuje powietrza, a nie tłumu ludzi wokół siebie.

– Nie wiem...

FrienefitsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz