Chapter 11

456 37 232
                                    

Dla vivienx_ :3

❛ ━━・❪ MONTANHA ❫・━━ ❜

             Leżałem obok wtulonego we mnie Erwina, którego obejmowałem zdrową ręką. Naprawdę było mi głupio przez to, co się stało rano. No i jeszcze musiałem pogadać z Pisicelą, czemu przekupił Clark. Tak, tylko pogadać. Najlepiej nożem albo maczetą, może cegłą. Hehe.

             Jako że dzisiaj i jutro miałem wolne przez zawias, a pogoda nie pozwalała wyjść na miasto spędzałem ten dzień z Erwinem w mieszkaniu oglądając filmy. Taki chill day, jak zawsze. Filmy, karty, jedzenie popcornu, leżenie i przytulanie się.

             — Zjadłbym pierniczków.

             Pierniczki? Jest prawie marzec. Jednak wystarczył pierwszy rzut oka żeby zobaczyć, że mówi zupełnie poważnie.

             — Grzesiu, robimy pierniczki? — spojrzał na mnie błagalnie.

             — Możemy. — uśmiechnąłem się. — Ale czemu akurat pierniczki?

             — Nie wiem, po prostu. To robimy?

             — Robimy czyli ja robię, ty jesz?

             — Nie. Robimy czyli ja robię, ty robisz, my jemy.

             — A jak się otrujemy?

             — Jak się otrujemy to kaput. Też obaj. — zaśmiał się.

             Wstałem i poszedłem za nim do kuchni. W internecie szybko odnalazłem przepis na robienie pierniczków, taki w miarę prosty.

             — Mąka, miód, cukier, masło, przyprawy... — mruknąłem, czytając przepis. — Chyba wszystko mamy.

             Zaczęliśmy robić ciasto. Erwin rozpuszczał miód w garnuszku, a ja mieszałem suche składniki.

             — Do suchych składników dodaj przestudzony miód z cukrem i masłem oraz jajka... Kurwa, nie wystudziliśmy miodu.

             — Kurwa, nie mamy jajek.

             — Ani jednego?

             — Ani jednego. — wskazał puste pudełko. — Trzeba jechać do sklepu.

             Obaj ruszyliśmy do przedpokoju i się ubraliśmy, po czym poszliśmy z buta do najbliższego sklepu znajdującego się tuż koło apartamentów.

             Wzięliśmy jajka i zaczęliśmy szukać jakichś posypek do ozdobienia ciastek. Jako że był to mały, prywatny sklepik nic takiego nie było, więc poszliśmy do innego. Po kupieniu poszukiwanych ozdób ruszyliśmy do domu.

             — Kurwa, zostawiłem kartę. — wymamrotał Erwin, przeszukując kieszenie. — Powiedz że ty masz.

             — Nie mam. — powiedziałem, wsuwając przedmiot do kieszeni zaim zdążył go zobaczyć.

             Uniósł na mnie spojrzenie w stylu „pierdolisz, powiedz że żartujesz”, po czym się zaśmiałem.

             — Mam przecież, zawsze noszę ją z kluczami.

He's mine • MORWIN IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz