Rozdział 14 - Akos

2 0 0
                                    

Akos przez całą noc nie mógł zmrużyć oczu. Wpatrywał się w organ z niemałym obrzydzeniem. Widywał już nie raz takie widoki. Ba! Nawet gorsze. Rozbebeszone ciała, rozprute organy, to wszystko nie stanowiło dla niego żadnego problemu, ale to?

Ohyda.

Nie mógł uwierzyć, jaki potwór musiał zrobić to swojemu dziecku? A najgorsze z tego wszystkiego, że to faktycznie mogła być jego córka. Nie chciał w to wierzyć, ale Kaja raczej w tej kwestii by nie kłamała. Tak przynajmniej mu się wydawało. Chcąc, czy nie chcąc, miała jakąś obsesję na jego punkcie.

Gdy tylko nastał poranek, wziął serce i udał się do domu głównego. Wiedział co zrobić. Miał plan. Dziewczynce nie mógł pomóc, ale wiedział komu może. Chyba że znowu dopadały go złudna nadzieja, że mógłby być szczęśliwy z kimś tak bezlitosnym.

Stop.

Nie może tak o niej myśleć. To był wróg. Nawet jak była mu przeznaczoną. Głupie myśli.

Musiał znaleźć sobie kogoś normalnego. Zdecydowanie tak.

— Jestem zbyt zmęczony. W głowie mi się już mąci — mruknął sam do siebie, otwierając drzwi do swojego pokoju. — Potrzebuje snu.

Wziął dwa głębokie wdechy, po czym rzucił się na łóżko. Uśmiechnął się pod nosem, zatapiając twarz w miękkiej pościeli.

— Akos! Jesteś?!

Kurwa.

— Debilu! Wiem, że tam jesteś! — krzyknął Mark, ewidentnie nie mając zamiaru się poddać.

Oby tylko poszedł sobie teraz.

— Jak masz fujarę na wierzchu, to chowaj ją. Nie mam zamiaru tego małego stwora oglądać!

— Spierdalaj! Nie ma mnie! — odpowiedział, mając nadzieję, że odpuści.

— Raz! Dwa! Wchodzę! — krzyknął, otwierając drzwi z impetem. Podparł dłonie na biodrach, lustrując przyjaciel wzrokiem. — Chlałeś?

— Mówiłem, że mnie nie ma. To chociaż raz możesz użyć mózgu i pomyśleć, że nie chce spotkań. Zresztą wczoraj dzwoniłem, to też miałeś mnie w dupie. To teraz vice versa. Idę spać — ostatnie zdanie wręcz wymruczał, kładąc głowę na poduszki.

— Gówno, a nie. Ostatni raz musimy pogadać. Toż to będzie zaszczyt. Wolisz, żebym cię zakopał, czy skremował? Tak, czytałem, nie odpisałem, bla, bla, bla. I tak obstawiam, że ta sucz wygra — powiedział, po czym wybuchł śmiechem, nie mogąc się powstrzymać.

Akos niechętnie się odniósł, widząc, że przyjaciel nie da mu spokoju.

— A myślałem, że mi będziesz pomponami dopingował.

— Co najwyżej... Dobra nie powiem tego. Serio, gadaj, co się stało, bo tak przekomarzać możemy się do jutra — powiedział, gdy tylko się uspokoił. Usiadł koło Hooda, krzyżując ramiona na klatce piersiowej.

Westchnął w odpowiedzi, ale już po chwili zaczął opowiadać, jak doszło do spotkania z Lanesrą, jak umówili się na walkę na śmierć. Nie ominął też najścia Kaji i tego, co mu powiedziała. Dowiedział się, że to ona została nową Alfą, a jej siostra wygnana, co też wyjaśniało parę spraw. Przyznał się także Herzowi, co zamierzał zrobić z całą tą zaistniałą sytuacją, która chcąc, czy nie chcąc, robiła się coraz bardziej zagmatwana.

— Stary... Kurwa to ryzykowne! — podniósł głos, szeroko otwierając oczy ze zdumienia. Nie dowierzał w jego słowa. Wręcz były totalną abstrakcją.

— Wie...

— I twój ojciec nie będzie zadowolony. Nie, ja nie wierzę. Nie sądziłem, że taki marzyciel z ciebie. Ty powinieneś lepiej chcieć przeżyć, a nie... Nie, Akos powiedz, że żartujesz ze mnie, że odgrywasz się za wczoraj — wpadł w słowo przyjacielowi. Odwrócił się w jego stronę, szukając jakichś oznak tego, że żartuje.

— Mark, ja mówię poważnie. Chce tak zrobić, a Robert... W dupie to mam. W końcu tyle lat go słuchałem, to teraz jego kolej, by posłuchał, mojego wyboru. O ile faktycznie uda mi się przeżyć. A teraz won. Całą noc nie spałem, myśląc nad tym wszystkim. A do tego spotkania muszę być w pełni sił. — Skinął sugestywnie głową w stronę drzwi.

Czarnowłosy wstał. Ku zdziwieniu Akosa rzucił tylko ciche "powodzenia", po czym zniknął.

***

O umówionej godzinie stał przy kawiarni. Czekał zestresowany. Po drodze zdążył przeanalizował swój plan jeszcze raz. Tyle rzeczy mogło pójść nie tak. Mógł na przykład nie przeżyć. Najgorsze było to, że nie znał swojej przeciwniczki aż tak dobrze, by móc przewidzieć jej ruch.

Wdech... wydech...

Rozejrzał się raz jeszcze. Widząc blondynkę, lekko uniósł kącik ust do góry.

— Lanesro.

— Psie — mruknęła, krzyżując ramiona pod piersiami, wbijać w niego wrogie spojrzenie.

Nie odpowiedział, czekał na jej ruch. O dziwo nie nadchodził. Ku jego zdziwieniu wpatrywała mu się dłuższą chwilę w oczy.

Akos odwrócił się i ruszył z powrotem w stronę lasu. Chciała walki, a jednak milczała. Od wczoraj coraz mniej rozumiał jej zachowanie. Jakby miała odruchy człowieczeństwa? Nie, byłyby to zbyt płonne nadzieje. Możliwe, że udawała chcąc uśpić jego czujność. Tak, było to bardziej prawdopodobne.

— Wystarczy.

— Co? — zapytał, odwracając się w jej stronę lekko zdezorientowany.

— No pokaż to futerko, pazurki. Zmień się debilu, czego tu nie rozumieć?

— Ciebie. Przestań drwić. Chcesz mojej śmierci, okej, ale też mam warunek. Co ty na to?

Mruknęła, ściągając sukienkę, ukazując swoje nagie ciało.

— Jeżeli wygrasz, wiadomo, spełniasz swoje marzenie — kontynuował, widząc, że nie odpowie. Starał się nie patrzeć na jej jędrne piersi. Uparcie wpatrywał się w jej lazurowe oczy, które tak mu się podobały. — Ale jak ja wygram, to ja chcę cię u mego boku. Wrócisz ze mną do mojej watahy, będziesz Luną. Będziesz u mego boku mieć też władzę, ale wiadomo, to ja będę miał główne zdanie.

— Śmierć albo władza? — zapytała, zbliżając się o krok. Zmarszczyła brwi, zastanawiając się nad słowami wroga. — Myślisz, że jako Alfa zdeg...

— Stul pysk. Wiem, że nie jesteś już Alfą, to dobre rozwiązanie. Szybka decyzja. Nie mam całego dnia na ciebie. Też cię nie trawię, ale udawać możesz za pozycję — wtrącił się w jej wypowiedź nie dając jej dokończyć. Nie mógł, musiał być twardy, nie mógł dać się zabić przede wszystkim.

Warknęła niezadowolona. Opuściła głowę, pocierając podbródek, rezygnując z obalenia tego warunku. Pozostało jej jedynie podjąć decyzję. Miała wybór? Życie na marginesie społeczeństwa, czy jako partnerka Alfy wilkołaków. Luna. Nie brzmi to tak jako, jak Alfa, ale i tak lepsze niż Banita, wyrzutek.

Kaja. Mogłaby się na niej odegrać będąc po drugiej stronie barykady. Nie głupi pomysł.

Skrzywiła się, podnosząc sukienkę z ziemi. Ubrała ją, podchodząc do Akosa. Mruknęła "prowadź". Chociaż miał wrażenie, że w tym jednym słowie było więcej jadu niż najjadowitsze zwierze na świecie.

Wygrał? Tak bez walki?

W ciszy ruszył ku swojemu terytorium, wciąż mając w głowie, że poszło za łatwo, zbyt łatwo. Nie wierzył w aż takie szczęście. Gdzie ta jej żądza krwi? Ta zaciekłość i pragnienie jego śmierci? Czy to wszystko przykryła chęć władzy? Co nią kierowało?

Droga do siedziby głównej dłużyła się niemiłosiernie. Zdawało się, że cofali się, niżby posuwali się do przodu. Co chwilę zerkał na swoją Mate, ale nie okazywała żadnych emocji, jakby była robotem, co jeszcze bardziej potęgowało rosnące wątpliwości w Hoodzie. Starał się odgonić swoje wątpliwości. Łatwiej było, gdy weszli na jego teren, a on witał się z każdym po drodze.

— Pieski się jeżą — szepnęła, przylegając do ramienia Akosa.

Uśmiechnęła się słodko, co w jej wykonaniu wyglądało okropne, przez co sam uśmiechnął się, widząc jak wygląda. Z boku musiało to dziwnie wyglądać.

— Rób tak dalej, a uwierzą — szepnął w odpowiedzi, nachylając się ku niej.

Prychnęła, przewracając oczami. Otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, lecz nie było jej to dane, ponieważ mocno nią szarpnął. Spiął się, prostując się jak struna. Usłyszała tylko jak rzucił "Milcz".

Z domu głównego jak torpeda wypadł Robert. Akos wciągnął powietrze, zaciskając zęby.

— Ojcze.

— Co ty odpierdalasz?! — wrzasnął, wskazując dłonią na Lanesrę. — Ile razy mam ci powtarzać?! Co miałeś zrobić?!

Oczy Akosa pociemniały. Puścił dziewczynę, zmniejszając dystans między nim a ojcem.

— Odsuń się. — Jego głos wydawał się inny, bardziej dziki. Jego wilcze ja przemawiało.

Robert drgnął, ale nie poruszył się.

— Opamiętaj się synu! Co ty sobie myślisz?! Bratasz się z wrogiem!

— Lanesra to moja Mate. A teraz odsuń się — powtórzył komendę ostrzej.

Robert mimowolnie odsunął się na bok, dłużej nie mogąc opierać się swojej wilczemu ja, które musiało słuchać Alfy.

— Ty gówniarzu...

Nie dokończył, ponieważ w tej samej sekundzie Akos mocno chwycił Lanesrę za ramię, ciągnąć do środka jak szmacianą lalkę. Gdy znaleźli się przed jego pokojem, wepchnął ją do środka, trzaskając drzwiami. Oddychał szybko, chcąc się uspokoić.

— Dziękuję — wysapał, po czym wszedł do łazienki, zostawiając zdezorientowaną tygrysicę samą.

Ochlapał twarz zimną wodą. Sam nie rozumiał swojej reakcji. Nigdy nie reagował tak ostro, to co tym razem się zmieniło? Czyżby jego wilk czuł, że Whitney jest obok? Nie miał pewności, ale to uczucie jak użył głosu Alfy, było niesamowite. Czuł tę władzę, to uczucie dzikości.

Pokręcił głową. Spojrzał na swoje odbicie. Ku jego uldze jego oczy wróciły do naturalnego szarego odcienia. Przeczesał włosy dłonią, po czym wyszedł. Odszukał ją wzrokiem, po czym podszedł powoli, kładąc jej dłoń na ramieniu.

— Przepraszam, że musiałaś być świadkiem tego. Ale dziękuję, że mnie posłuchałaś i nic się nie odzywałaś. Zaskoczyłaś mnie. Jeszcze raz dziękuję. — Zabrał dłoń, chowając je do kieszeni spodni.

— I vice versa piesku. Nie przyzwyczajaj się. Dobra, gdzie ja mam sypialnie? — Odwróciła się, opierając dłonie na biodrach. Uniosła brwi, przyglądając się mu badawczo.

— Jesteś w niej. Chyba nie sądziłaś, że będziemy udawać parę i spać osobno? — prychnął. — Ty śpisz na podłodze.

— Zaczynam żałować, że się zgodziłam. Co jeszcze niby?

— Muszę cię oznaczyć i w pełni znowu będziemy musieli się przelecieć, żeby dokończyć proces parowania. Wtedy każdy czuje już stale mój zapach na tobie, jesteś wtedy oficjalnie moja i oficjalnie jesteś Luną tego stada. Otaczasz je opieką i dbasz o nie. Ale lepiej niż o swoja wcześniejszą watahę. Tak to, co jeszcze? Nie warcz tak często do mnie, jak jesteśmy wśród innych, niech to jakoś wygląda, a nie, że ciągle się kłócimy. Pytania? — zapytał, siadając na łóżku, nie spuszczając wzroku z Lanesry.

Nie odpowiedział od razu. Pokiwała głową na znak, że rozumie.

— Czyli seks z innymi ze stada odpada? — zapytała po chwili.

Nie wytrzymał i wybuchnął śmiechem. Głośnym, wesołym śmiechem. Rzucił się na łóżko, nie mogąc przestać się śmiać.

— Znajdź sobie kogoś spoza watahy — odparł po dłuższej chwili, ocierając łzy z czerwonych policzków.

— Jak wygląda to oznaczenie?

— Jest to ugryzienie w obojczyk, później zostaje znak. Złoty, jeżeli oznaczył cię Alfa, złoto-srebrna, jeżeli Beta, srebrna Gamma, brązowe, takie miedziane to Omegi. Do twojej skóry dostaje się taki jakby jad, który roznosi po twoim ciele mój zapach. Nie wiem, jak będziesz się czuć. Każdy odczuwa to inaczej. Równie dobrze może coś ci usiąść na łeb i mnie zgwałcisz parę razy — odpowiedział z uśmiechem.

— Ja mam mieć na ciebie ochotę? Ha! Niedoczekanie twoje — Odparła, chociaż pojawił się na jej twarzy lekki uśmiech.

— Mam nadzieję!

Cisza. Poczuł się nagle niezręcznie. Mogłoby się wydawać, że było to snem. Bardzo dziwnym snem. Jeszcze trzy dni temu, wyśmiałby osobę, która powiedziałaby mu, że będzie w swoim pokoju siedział z Lanesrą. Ba! Nie sądził w najskrytszych snach, że będzie w jakimkolwiek stopniu jego partnerką. Nie licząc dziecięcych lat, bo wtedy naiwnie w to wierzył, że ona będzie jego dziewczyną.

Pamiętał jak dziś, gdy pierwszy raz spotkał malutką dziewczynkę na schodach tej posiadłości. Była taka krucha, niewinna. A tu proszę, co z niej wyrosło?

Westchnął, podnosząc się do siadu.

— Chodź, oprowadzę cię. Nie będę całe dnie cię niańczył. — Wstał, wkładając telefon do spodni i portfel.

— A to nie oznaczasz mnie? — zapytała, niepewnie wstając zaraz za nim.

— Nie. Jeszcze nie. Będziesz padnięta, a jak powiedziałem, mam teraz trochę więcej obowiązków jako Alfa i nie mogę niańczyć cię przez cały dzień. Spokojnie, będziesz miał tę władzę, ale do pełni musisz być cierpliwa.

Warknęła cicho w odpowiedzi. Lepiej jakby już teraz przeszli ten cały proces i mieli to z głowy. Przynajmniej mogłaby znowu poczuć tę władzę.

Wyszli z pokoju w milczeniu.

Spójrz na mnie Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz